I Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf, występując w Sejmie, stwierdziła, że suwerenem nie jest naród, lecz konstytucja. Pani prezes dokonała więc przełomu kopernikańskiego w interpretacji pojęcia suwerena. Wprawdzie we wszystkich konstytucjach świata (tam, gdzie są, czyli nawet w państwach komunistycznych, gdzie naród został zrównany ze społeczeństwem) suwerenem jest naród, ale nigdy dość odkryć naukowych. Naród jako suweren został wprawdzie wpisany do obecnie obowiązującej konstytucji (art. 4 pkt 1 mówi: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”), ale profesor prawa Małgorzata Gersdorf oparła się na preambule. A tam zapisano, że „my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej (…) ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa”. Ale ten zapis został sfalsyfikowany już 25 maja 1997 r., bowiem spośród „wszystkich obywateli Rzeczypospolitej” konstytucję zechciało zatwierdzać tylko 42,86 proc., i to nie wszystkich obywateli, lecz tych, którzy mają czynne prawo wyborcze. Ostatecznie zatwierdziło ją 53,45 proc. głosujących, czyli 6 396 641 obywateli Rzeczypospolitej. W tym referendum nie było nawet progu frekwencyjnego na poziomie 50 proc. plus 1, więc uznano je za ważne, mimo frekwencji wynoszącej 42,86 proc. uprawnionych do głosowania, czyli było to jakieś 16,8 proc. „wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”. Zatem, mimo że w preambule konstytucji zapisano, iż ustanawia ją „Naród – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej”, w żaden sposób nie wynika z tego, że pojęcie „suweren” jest tożsame z konstytucją, a nie z narodem. I wynika to bezpośrednio z art. 4 pkt 1 konstytucji.
Oczywiście we wszelkiego rodzaju wyborach, mimo że zwycięzca nie ma poparcia bezwzględnej większości obywateli, uznaje się, że ma mandat suwerena w znaczeniu „Narodu – wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”. Art. 4 pkt 2 konstytucji mówi bowiem, iż „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. Jest więc oczywiste, kto jest suwerenem, kto i na jakich warunkach suwerena reprezentuje. Skądinąd tylko w głosowaniach w czasach komunistycznych zwycięzca wyborów formalnie pokrywał się z większością narodu, ale raczej nie jest to wzór do naśladowania. Gdyby pojęcia „suweren” i „konstytucja” znaczyły to samo, zostałoby to zapisane w przepisach szczegółowych, ale oczywiście nawet mało odpowiedzialni autorzy jakiejkolwiek ustawy zasadniczej nie ryzykowaliby takiej kompromitacji. Konstytucja nie jest tym samym co suweren, choć zawiera zapis, że jest ustanawiana wolą „Narodu – wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”. Utożsamianie pojęć „suweren” i „konstytucja” jest zresztą nonsensem logicznym i semantycznym. Także dlatego, że to zupełnie inne kategorie: w jednym wypadku podmiot, w drugim przedmiot – najwyższy akt regulacyjny, ale tylko pewna umowa społeczna, w żaden sposób nie zastępująca podmiotu tej umowy, choć jakoś tam wyrażająca jego wolę. To oczywista oczywistość i aż wstyd, że trzeba takie rzeczy tłumaczyć profesorowi prawa będącemu jednocześnie I prezesem Sądu Najwyższego.
Konstytucja utożsamiana z suwerenem byłaby jakimś magicznym artefaktem żyjącym własnym życiem, byłaby amuletem albo fetyszem. I można odnieść wrażenie, że konstytucja jest czymś takim dla wielu prawników i dla części polityków. Nie jest traktowana jak w pełni racjonalny akt prawa, lecz magiczny artefakt mający tajemniczą moc, także moc poskramiania czy też karania każdego, kto popełnia wobec niej myślozbrodnię. Oczywiście nie mówi się o konstytucji w takich kategoriach, lecz tak ją traktuje. Szczególnie wtedy, gdy twierdzi się, że obecna konstytucja to doskonałość, którą można wyłącznie zepsuć, jeśli chciałoby się coś w niej zmienić. Takie traktowanie aktu prawa czy też umowy społecznej jest kompletnym absurdem, nie mającym nic wspólnego z racjonalnością i zdrowym rozsądkiem. Gdyby suweren był tym samym, co jeden z aktów prawnych (nawet ten najważniejszy), naród przestałby mieć wpływ na to, co go dotyczy. Stałby się zakładnikiem konkretnej umowy społecznej (czasowej, niedoskonałej, obarczonej wieloma ograniczeniami), a nie podmiotem, którego wola przejawia się miedzy innymi w konstytucji. Sprowadzanie konstytucji do absolutu, magicznego artefaktu i stojącego nad wszystkimi innymi aktu woli narodu to nie tylko absurd, ale też zamkniecie pola do jakiejkolwiek racjonalnej debaty, do pożądanych zmian, do rozwoju społeczeństw. A przecież suweren nie jest niewolnikiem i zakładnikiem, lecz panem swego losu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349341-jesli-suwerenem-nie-jest-narod-lecz-konstytucja-jak-chce-prezes-sn-gersdorf-to-jestesmy-niewolnikami