Manifestacja na Wiejskiej to był pokaz wszystkiego najgorszego, wszystkiego najgłupszego i wszystkiego najpodlejszego.
Wiele się nie spodziewałem po manifestacji pod Sejmem 16 lipca 2017 r., ale to, co z niej wyszło, wprawiło mnie w zdumienie, a nawet wprowadziło w stupor. Nudne elaboraty Krzysztofa Łozińskiego i Leszka Balcerowicza na początek. Bełkot podszyty amokiem i buzujący nienawiścią w wydaniu Władysława Frasyniuka i konkurującego z nim Andrzeja Celińskiego. Marny kabaret rapsodyczny z grafomańską przeróbką wiersza Władysława Broniewskiego i koszmarnym wykonaniem „Murów” Llacha/Kaczmarskiego w wydaniu Doroty Stalińskiej. Adam Michnik opowiadający o prokuratorach i sędziach zamordystach z czasów PRL, co wzbudzało konsternację słuchaczy w związku z powszechnym skojarzeniem tego z jego bratem Stefanem. Grzegorz Schetyna wcielający się w rolę Feliksa Dzierżyńskiego i Ryszard Petru w okowach własnej osobowości, czyli mówiący coś, czego w żaden sposób nie dało się zrozumieć. Strumień obelżywej nieświadomości w wydaniu Henryki Krzywonos. Nie wiadomo co (ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra) autorstwa Henryka Wujca i Jana Lityńskiego. Montypythonowskie słowa Jacka Żakowskiego i dr. hab. Moniki Płatek. Odmienne stany świadomości w wykonaniu Jarosława Marciniaka i Radomira Szumełdy z KOD. „Wysypanie” najtajniejszego chyba ustalenia organizatorów z parlamentarną opozycją (posłowie i senatorowie mają pomóc sforsować barierki) przez Pawła Kasprzaka z Obywateli RP, najwidoczniej osłabionego tym, co zażywał poprzedniej nocy. A wreszcie jeden wielki seans nienawiści połączony z tandetnym kabaretem w wykonaniu wodzirejki imprezy, KOD-erki ze Szczecina.
Na Twitterze napisałem, że „100 raz lepiej wyszłaby ta impreza, gdyby nikt nie otwierał ust”. Rzucał się w oczy i na uszy sztubacko-uczniakowski prymitywizm obelg i epitetów rzucanych pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. Zadziwiała nędza myślowa przemówień, ich językowe barbarzyństwo, prostactwo wykrzykiwanych ze sceny haseł. Rzucała się w oczy obecność w tłumie wielu „tłustych kotów” III RP, zblazowanych beneficjantów ośmioletnich rządów PO, ludzi kompletnie oderwanych od problemów przeciętnych ludzi. A na scenie pojawił się przecież kwiat establishmentu III RP, przyprawiony sosem establishmentu aspirującego, czyli KOD. W sumie można powiedzieć, że obserwowaliśmy pokaz w wykonaniu lewicowo-liberalnej „elity” III RP. I ten pokaz wypadł tragicznie, przede wszystkim intelektualnie i moralnie. Jeśli taki jest horyzont intelektualny i etyczny totalnej opozycji, jej zaplecza oraz jej „ulicy”, to sprawa wygląda beznadziejnie. Także dlatego, że taka opozycja i taka ulica zdolne są wyłącznie do działania na poziomie prostego behawioryzmu (odruchów Pawłowa), co jest po prostu niebezpieczne. I dla otoczenia (polskiego społeczeństwa), i dla samych uczestników. To ważne, gdyż ze sceny zachęcano do pozostania pod Sejmem przez następne dni - w nadziei wywołania prawdziwej ruchawki, gdy tylko nadarzy się okazja.
Nie usłyszeliśmy niczego, czego byśmy już nie słyszeli, tylko tym razem w tak prostackiej formie, że aż wstyd było w tym uczestniczyć, nawet za pośrednictwem telewizji. To było jeszcze prymitywniejsze i jeszcze bardziej wskazujące na fiksację i opętanie PiS niż Rada Krajowa PO z 1 lipca 2017 r., choć przebicie tamtego wydarzenia wydawało się trudne. To intelektualne ubóstwo było naprawdę zawstydzające i poniekąd upokarzające. Na scenie zgromadziła się śmietanka towarzyska opozycji, tyle że nie przypominała żadnej śmietanki i żadnego towarzystwa, chyba że w stanie wskazującym na wyrwanie się z kaftana bezpieczeństwa. Ale jeszcze gorzej wyglądał aspekt moralny. Nienawiść nawet nie była czymkolwiek zapośredniczona. Było słabo maskowane wzywanie do zemsty, samosądów i festiwalu przemocy – w stylu naparzania się widłami, siekierami, cepami czy sztachetami. Trzeba oczywiście na to uważać, choć nawet obrzydliwe groźby wypowiadane przez takich nieudaczników wydają się bardziej problemem psychiatrycznym niż policyjnym.
Manifestacja pod Sejmem to był pokaz wszystkiego najgorszego, wszystkiego najgłupszego i wszystkiego najpodlejszego. Nie wiem, czy co bardziej rozgarnięci uczestnicy przymknęli na to oko, czy po prostu było im wszystko jedno. W każdym razie do Polaków poszedł komunikat, że alternatywą wobec władzy jest szaleństwo, prymitywizm i intelektualne ubóstwo. Jeśli to jest pozytywny i lepszy program dla Polski, to wszyscy jesteśmy „szurnięci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349046-demonstracja-pod-sejmem-nedzny-kabaret-polaczony-z-seansem-nienawisci-i-pokazem-prostactwa