„Jeżeli Ukraina chce dołączyć do rodziny krajów europejskich, to musi stanąć w prawdzie, musi zmierzyć się ze swoją trudną historią. Na pewno z nacjonalistami i Banderą na sztandarze Ukraina do UE nie wejdzie” - powiedział wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Michał Dworczyk, na marginesie Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów. W podobnym tonie wypowiedziało się wielu polskich polityków. Media przypomniały o wymordowaniu ponad stu tysięcy naszych rodaków na terenie przed- i powojennej Polski. Ta tragedia pozostaje wciąż otwartą raną.
Powiedzmy sobie otwarcie, że już straciliśmy kilka okazji do skłonienia Ukrainy do rozrachunku z własną przeszłością. Pierwszą była tzw. pomarańczowa rewolucja, drugą kryzys na Ukrainie i wydarzenia na Majdanie, trzecią zajęcie Krymu przez Rosję. Powodowani wyższymi racjami za każdym razem staliśmy murem za naszymi wschodnimi sąsiadami, począwszy od uznania przez nasz kraj (jako pierwszy w świecie) niepodległego państwa Ukrainy. Staliśmy się też jej - mówiąc wprost - samozwańczym „adwokatem” w integracyjnych dążeniach Kijowa z zachodnimi strukturami. Ta jednoznaczna postawa tylko w niewielkim stopniu przyczyniła się do ukraińskiego, zbiorowego rachunku sumienia. I, co należy brać pod uwagę, im dalej tym trudniej będzie skłonić Ukraińców do przewartościowania ich stosunku do sprawców zbrodni sprzed ponad siedemdziesięciu lat, którzy urośli do rangi „bohaterów narodowych”, których stawiają na cokoły i upamiętniają w nazwach ulic, placów, szkół i różnorakich obiektów.
Zapewne nie bez powodu reprezentanci Ukrainy nie znaleźli się na liście uczestników konferencji Trójmorza w Warszawie, dowartościowanej przez wizytę prezydenta USA Donalda Trumpa. Nie umknęło to uwadze bardziej wytrawnych obserwatorów sceny politycznej, m.in. Jerzemu Tarchalskiemu i Piotrowi Zarembie. Pierwszy wypowiedział się na ten temat w wywiadzie dla Frondy, drugi na naszym portalu wPolityce.pl. Dr Targalski ostrzegł, że „polityka antyukraińska, którą część polityków PiS chce rozpocząć, jest samobójstwem” i „zakończy się katastrofą”. Bo istnieją inne istotne zależności, a mianowicie - ujmując rzecz ogólnie - zróżnicowane podejście krajów środkowowschodniej Europy do Rosji, nie zawsze pokrywające się z naszym stanowiskiem. Piotr Zaremba podziela część poglądów łódzkiego historyka i publicysty, podkreśla wszakże, że „spór o historię jest ważny i Polska Wołynia symbolicznie odpuścić nie może”. Stawia przy tym pytanie o granice tego „nieodpuszczania”.
Na plan pierwszy wciąż wybija się geopolityka. W naszym interesie leży Ukraina niezależna od Moskwy, silna i bogata. Tym bardziej, że Trójmorze to twór jeszcze kruchy i nie wiadomo, co wyjdzie z tej inicjatywy. Taksja Węgier, Słowacji, Bułgarii czy Austrii wobec niektórych poczynań Rosji, w tym zwłaszcza polityki energetycznej, rodzi uzasadnione pytania, na ile Warszawa może stawiać na jedenastkę z obszaru pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym? Moim zdaniem, silnego sojuszu z tego nie będzie, mogą natomiast rodzić się wspólne przedsięwzięcia gospodarcze i infrastrukturalne, które przyspieszą tempo doganiania państw zachodniej Europy w ich rozwoju i poziomie życia przez kraje naszego regionu A to już bardzo wiele. Jak ma się to do Ukrainy z polskiego punktu widzenia? Niestety, w naszej polityce istnieje w tej kwestii wyraźny, czarno-biały podział: na tych, którzy bez względu na skrzeczącą rzeczywistość forsowali, bądź forsują wspieranie jej integracyjnych aspiracji z Zachodem, bo zarówno z UE jak i NATO, oraz tych „uprzedzonych”, którzy akcentują przede wszystkim zbrodnie Ukraińców z przeszłości. Problem w tym, że jedni i drudzy mają sporo racji.
Nie podzielam zdania Jerzego Targalskiego, że „nie można zbudować wspólnoty gospodarczej naszego regionu bez Ukrainy”, bo można, czego też dowodzą dawne, przezwyciężone podziały w Europie i nie tylko. Oczywiście lepiej byłoby z Ukrainą. Pozostaje kwestia, czy samym Ukraińcom na tym tak bardzo zależy. Jeśli tak, to tu właśnie pojawia się ostatnia możliwość załatwienia bolesnych spraw z naszej wspólnej historii. Piszę ostatnia, ponieważ - jak uczy nasz konflikt z Litwą choćby w kwestii pisowni polskich nazwisk - później będzie z tym o wiele trudniej. Również z Rosją można było załatwić - czy jak kto woli - wymóc na niej niektóre ustępstwa tylko wtedy, gdy była wewnętrznie rozbita i słaba, co teraz, gdy okrzepła, byłoby niemożliwe lub znacznie bardziej skomplikowane do realizacji.
W kontekście geopolityki umyka jakby uwadze fakt, że nadal graniczymy z Rosją, z jej obwodem królewieckim (nie wiem, dlaczego zazwyczaj używa się u nas rosyjskojęzycznej nazwy Kaliningrad), że nie wspomnę o rozbudowanych rosyjskich bazach na Białorusi. Jest jeszcze jeden, istotny aspekt. Jakie mamy gwarancje, że za kilka lat Kijów nie zwróci się ku Moskwie? Choć dziś jest to trudne do wyobrażenia, prędzej czy później dojdzie do ich zbliżenia. Wszak nikt nie zaprzeczy ich wielowiekowym więzom kulturowym. Tam m.in. bierze początek Rosyjski Kościół Prawosławny, z czasów chrztu Rusi w 988r., przyjętego przez wielkiego księcia kijowskiego Wołodimira I. W kontekście historii nie należy też zapominać o dawnych związkach Ukrainy z Niemcami. Dzisiejszy bohater Ukraińców, współtwórca UON i UPA, zbrodniarz wojenny Stepan Bandera był hitlerowskim kolaborantem; po wojnie znalazł schronienie w Monachium, gdzie został w 1959r. zastrzelony na progu swego domu przez agentów KGB. I dzisiaj jakby bliżej rządowi w Kijowie do Berlina, niż do Warszawy… Jak będzie, czas pokaże. Wschodnie przysłowie mówi, „spodziewaj się najlepszego, ale licz się z najgorszym”. Tymczasem nowy ambasador Ukrainy przy NATO Wadym Prystajko ogłosił właśnie rozpoczęcie starań jego kraju w Sojuszu Północnoatlantyckim, w celu „uzyskania zaproszenia do Planu Działań na Rzecz Członkostwa”. Równocześnie z Ukrainy dobiegają niepokojące meldunki, jak np. ten o gwałtownych protestach ukraińskiej ludności przeciw budowie kościoła katolickiego w Czerkasach. Wcześniej podobna sytuacja zaistniała w samym Kijowie, gdzie z tego powodu do dziś nie udało się rozpocząć budowy świątyni. W miniony poniedziałek pod Konsulatem Generalnym RP w Łucku znów wybuchła petarda. Ten sam budynek był przed trzema miesiącami ostrzelany z granatnika przez „nieznanych sprawców”.
Załóżmy, że byli to niezidentyfikowani dotąd „rosyjscy prowokatorzy”, którym „zależy na pogorszeniu relacji polsko-ukraińskich”. Niezmienne pozostaje jednak pytanie, na ile na poprawie stosunków z naszym krajem zależy samej Ukrainie? Wbrew pozorom, to akurat zależy także od nas.
Brzmi jak szyderstwo, ale bohaterami na Ukrainie wciąż są sprawcy ludobójstwa, zaś Ukraińcy ratujący polskich sąsiadów nierzadko za cenę własnego życia i ich rodzin, pozostają w cieniu. Jestem jak najbardziej za polsko-ukraińskim pojednaniem, ale w sprawie bestialskiego wymordowania tysięcy Polaków, w tym kobiet i dzieci, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami, żadnych ustępstw być nie może.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348660-polski-dylemat-z-ukraina-w-sprawie-bestialskiego-wymordowania-tysiecy-polakow-zadnych-ustepstw-byc-nie-moze