Projekt podwyższenia opłaty paliwowej z przeznaczeniem na drogi moim zdaniem jest już martwy. Im wcześniej Prawo i Sprawiedliwość z niego się wycofa, tym lepiej.
To zresztą jeden z tych tajemniczych projektów PiS, których jedynym celem zdaje się być podniesienie temperatury debaty publicznej. Zazwyczaj krótkotrwałe, bo partia Jarosława Kaczyńskiego wciąż ma refleks, i reaguje na - łatwo przecież przewidywalną - falę oburzenia.
Opłata paliwowa jest projektem wyjątkowo chybionym. I to nie dlatego, że zakłada zwiększenie podatków w celu realizacji ważnych społecznie i gospodarczo przedsięwzięć. Dlatego, że jest ciosem w całą opowieść rządzących o współczesnej Polsce.
A więc Polsce troszczącej się o zwykłych ludzi, rozwijającej się gospodarczo, z budżetem w bardzo dobrej kondycji. Podwyżka opłaty paliwowej wysyła sygnał całkowicie sprzeczny z niemal każdym przemówieniem liderów PiS.
Jednocześnie objęcie rządów przez Prawo i Sprawiedliwość oznaczało jedynie częściowe ograniczenie niezwykle szkodliwej dla Polski ideologii wąskiego, toksycznego indywidualizmu, jak to już lata temu trafnie ujął Piotr Skwieciński. Wielu Polaków naprawdę wierzy, że gdyby nie podatki, to z pensji powiększonej o 30-40 proc., niech będzie nawet o połowę, zdołaliby opłacić edukację, leczenie, emerytury i inne potrzeby, dziś pokrywane z budżetu państwa. I tak jest też z drogami: godzimy się na fatalne drogi, byle tylko jeździć nieco lepszym samochodem.
Te dwa czynniki oznaczają, że podwyższenia opłaty paliwowej w obecnych warunkach przeprowadzić się nie da. Oczywiście zakładając elementarną racjonalność polityczną.
Jej przeprowadzenie oznaczałoby także wylanie fundamentu pod noową, potencjalnie skuteczną, propagandową opowieść opozycji, która nie będzie miała końca. Każda podwyżka każdego produktu znajdzie swoje uzasadnienie, i swojego winowajcę: rząd. Wiele firm skorzysta z okazji, by podnieść sobie w ten sposób marże.
Jednocześnie jednak, jako człowiek wychowany na prowincji i wciąż do prowincji bardzo przywiązany, popieram ze wszystkich sił projekt przyspieszenia naprawy, a często wręcz odbudowy dróg lokalnych. Droga do mojej rodzinnej miejscowości ostatni poważny remont przeszła w 1986 roku. Dziś przybywa tam tylko znaków drogowych, ostrzegających przed „przełomami” i innymi nieciekawymi przygodami.
Co więc robić? Odpowiedź jest jedna: szukać innych źródeł finansowania. Warto zwrócić uwagę, że w dzisiejszej Polsce stosunkowo mało społecznych oporów budzą projekty opodatkowania potężnych graczy: czy są to banki, czy sieci handlowe (a przecież takich kur, które znoszą złote jajka później wywożona za granicę jest więcej). Nie wszystkie projekty udało się wdrożyć, ale nie wynikało to z masowych protestów. Wręcz przeciwnie, wielu Polaków wyczuwa, że w III RP wielcy gracze nie wypełniali swoich obowiązków wobec wspólnoty.
I mają też rację ci, którzy zwracają uwagę, że PiS mogłoby robić więcej w sferze przeglądu wydatków państwa. Nasze ministerstwa zatrudniają więcej urzędników niż ich odpowiedniki w Wielkiej Brytanii czy Niemczech - krajach znacznie większych i znacznie bogatszych. Na zwolennikach redystrybucji ciąży obowiązek szczególnie starannej analizy wydatków.
Ale przede wszystkim: jeśli opodatkowywać, to wielkich i bogatych, a nie wszystkich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348435-oplata-paliwowa-bedzie-ciosem-w-cala-opowiesc-rzadzacych-o-dzisiejszej-polsce-pieniedzy-na-drogi-trzeba-szukac-patrzac-wyzej