Chyba ktoś poczuł się zbyt mocno przytwierdzony do władzy… Idzie za dobrze? Opozycja w rozsypce i bez pomysłu na walkę z rządem? Gospodarka kręci się aż miło? Programy społeczne zdają egzamin? No to zaczynamy przykręcać śrubę!
Czy z takiego założenia wyszli ludzie, którzy wymyślili ustawę o Funduszu Dróg Samorządowych? Czy sondaże tak ich rozzuchwaliły (PiS wyżej notowane niż PO i .N razem wzięte), że rysunek sprzed lat Andrzeja Krauzego znów staje się aktualny?
Mogą sobie nazywać nowe prawo (na razie w fazie prac parlamentarnych) jak chcą – podniesieniem opłaty paliwowej, skorzystaniem z niskich cen na stacjach benzynowych dla podniesienia jakości dróg, dbaniem o bezpieczeństwo kierowców – ale efekt będzie jeden – podwyżka cen paliw. A to zapomniane nie będzie. Mogą się zarzekać, że to nie jest podwyżka podatków, ale faktycznie nią jest.
Zresztą argumenty, jakie stosują przy wyjaśnianiu chęci sięgnięcia do naszych portfeli, są wyjątkowo tandetne. Weźmy takiego posła Zbigniewa Dolatę, który w rozmowie z wPolityce.pl na pytanie, dlaczego zamiast szukać środków w budżecie, wkłada się rękę do kieszeni kierowców, wypalił bez ogródek:
Ten, kto korzysta, ten płaci.
I bajdurzy coś o cudzoziemcach, którzy dziś nie partycypują w remontach dróg lokalnych. W tym wątku nie znęcajmy się już nad parlamentarzystą, ale przypomnijmy zasadę, przed którą żadna, nawet najbardziej obłąkana retoryka go nie obroni – podwyżka cen paliw niesie podwyżkę cen wszystkiego. Przykład skrajny, może lepiej przemawiający do wyobraźni – drogi pośle, czy człowiek sparaliżowany, przykuty do łóżka może prowadzić samochód? Nie. A czy zjada chleb, przyjmuje lekarstwa, okrywa się kocem, których koszty transportu wzrosną? Owszem. Korzysta z dróg? Nie korzysta. Zapłaci za poselski pomysł? Zapłaci.
Dopytywany przez naszą koleżankę, jak wytłumaczy kierowcom podwyżki, sięga po cała serię argumentów. Opowiada, jak sam wykręca rocznie 40-50 tys. km, więc wie, jak dużo musi wydać na naprawy aut. I klaruje czytelnikom, jak to będą rzadko odwiedzać warsztaty dzięki podwyżce cen benzyny. Snuje wizję gwałtownego rozwoju gospodarczego tzw. Polski B, jakby od jakości dróg zależało ich być albo nie być („uleganie poprawie” litościwie pominę). A wreszcie sięga po wytrych: w Niemczech czy we Francji i tak jest drożej – po którym aż się prosi, by zapytać, kiedy zagwarantuje rodakom zarobki będą na poziomie zachodnioeuropejskich.
Oczyma wyobraźni widzę, jak po złożeniu podobnego projektu przez PO poseł Dolata i jego partyjni koledzy robią konferencję za konferencją, jak organizują happeningi na stacjach benzynowych. Zresztą nie muszę poruszać wyobraźni. Doskonale pamiętam, jak ówczesna opozycja kilka lat temu jechała po Platformie za ceny benzyny właśnie, domagała się obniżenia akcyzy. Internet też pamięta i dziś boleśnie przypomina…
Może trzeba zadać wnioskodawcom pytanie zasadnicze: naprawdę potrzebny jest specjalny fundusz, by reperować drogi – a co z hasłem: wystarczy nie kraść?
Tyle o drogach. Pytajmy dalej: co by tu jeszcze sp…, panowie? Może docisnąć w mediach publicznych? Przecież są zbyt szlachetne i wzorcowo obchodzą się z opisem rzeczywistości.
Zwolnienie z pracy (urlop, czy co tam sobie innego władze radia wymyślą dla głodnych pelikanów) dziennikarza za to, że ośmielił się zadać szefowej rządu kilka oczywistych pytań w pozycji wyprostowanej jest czystym pałkarstwem. Jeśli szefostwo Polskiego Radia chciało przypodobać się Beacie Szydło, to chyba osiągnęło skutek dokładnie odwrotny. Pani premier na antenie ze wszystkimi pytaniami sobie świetnie radziła, a dziś to również na nią spada odium za kneblowanie dziennikarzy. Brawo!
Jeśli w mediach publicznych jest plan przebicia „osiągnięć” na tym polu Platformy, to może się on udać. Tylko takimi krokami!
Nie mogę też w tej materii nie odezwać się w drugą stronę. Jeśli prominentni politycy PiS będą chcieli ustawiać pytania, które będą im zadawane w mediach publicznych, nie zauważą nawet, jak szybko zarżną te media i siebie samych. Pomijam już fakt, że nie staje na wysokości swojego zadania polityk, minister, który obawia się usłyszeć na żywo pytanie o jedno ze swoich mało chwalebnych zachowań.
Do czego piję? W jutrzejszym „Kwadransie politycznym” miałem gościć Jana Szyszkę. Obecność ministra środowiska była niemal pewna. Jeden z jego podwładnych dziś rano ustalał z osobą z redakcji tematy rozmowy. Chciał wiedzieć, czy padnie pytanie o słynną kopertę przekazaną ministrowi Błaszczakowi przez posiedzeniem rządu. Sugerował, by nie padło. Gdy w kolejnej rozmowie otrzymał potwierdzenie, że na pominięcie tej sprawy Jan Szyszko nie może liczyć, szybko okazało się, że minister jednak będzie jutro rano bardzo zajęty i do TVP przyjść nie zdoła. Niby myśliwy, na spust nacisnąć potrafi, a taki strachliwy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348303-uderzenie-kierowcow-po-kieszeni-czy-wyrzucanie-dziennikarzy-za-trudne-pytania-odbije-sie-mocna-czkawka