Nawet Monika Olejnik uznała, że sobotni pojedynek na imprezy wygrała rządząca prawica. Dziennikarze mediów dawniej mainstreamowych byli mocno speszeni. Szukali sensacji w tematach przyczynkarskich, choćby w wyciszeniu premier Szydło. Każdy ma prawo debatować o czym chce. Ale jak rzadko kiedy wynik jest bezsporny.
To nawet nie o to chodzi, że PiS-owi udało się przez 95 procent czasu zachować na swoim kongresie powściągliwość, która cechuje zwycięzców, a wystąpienia polityków PO były w swej złości istnym manifestem bezsiły. Rozmawiamy w tym momencie o umiejętnościach PR-owskich. Ale to coś więcej.
Za rządem przemawiała siła faktów. Bo jest prawdą bezsporną, że osiągnął, w dużej mierze rękami Mateusza Morawieckiego rzecz rzadką: wzrostowi wydatków na cele społeczne towarzyszy wzrost budżetowej dyscypliny. I towarzyszy ewidentna poprawa fiskalnej skuteczności. Ukrócenie takich nadużyć jak uchylanie się od VAT czy aktywność mafii paliwowej.
Mam wrażenie, że ta prawda dociera do szerokich rzesz Polaków. Została wyłożona językiem prostym i komunikatywnym. Lata całe buntowałem się przeciw poglądowi: „wystarczy mniej kraść, a się polepszy”. Wydawało mi się to sloganem nie oddającym całej komplikacji rzeczywistości. A jednak możliwe, że w Polsce jest to jakiś klucz do opisania rzeczywistości.
Nie chodzi o to, że platformerscy ministrowie wynosili pieniądze z państwowej kasy. Chodzi o to, że tworzyli albo częściej tolerowali system masowej nieodpowiedzialności, nieszczelności, tolerowania patologii. Właśnie system, to było coś więcej niż zbiór pojedynczych incydentów.
Ten rząd zdaje się radzić sobie z tym, chociaż za wcześnie na definitywną odpowiedź. I oczywiście stan spraw daleki jest od ideału. Sam prezes Kaczyński trafnie wskazał na jeden słaby punkt pytając ministra zdrowia o nie zmniejszające się kolejki do lekarzy. Przy czym możliwe, że odpowiedź jest bardziej zniechęcająca niż prezesowi się wydaje. Bo nie wszystkie priorytety można zrealizować równocześnie. Możliwe że na ołtarzu 500 plus złożono trochę poprawę służby zdrowia.
No tak, ale dobre wyniki ekonomiczne są faktem tak czy inaczej. Morawiecki nie kłamał mówiąc, że trzeba było rządów PiS aby się przekonać o potrzebie państwowej aktywności dla osiągania ekonomicznych celów, i to w różnych wymiarach.
Inaczej niż bezkrytyczni chwalcy ja ciągle widzę bezmiar problemów. Pomińmy już służbę zdrowia o nią potyka się każdy rząd. Mamy niepoważnego ministra środowiska Szyszkę, który skutecznie przeforsował częściowo tylko uchylone lobbistyczne przepisy. Mamy frakcyjne wojny o posady w spółkach państwowych traktowanych jako polityczny łup. I mamy zdradliwą z punktu widzenia celów społecznych PiS reformę finansowania wyższych uczelni. Bo koalicjant, Jarosław Gowin, skądinąd z powodów ogólnopolitycznych dobra twarz tej ekipy, przekonał prezesa, że nie ma niebezpieczeństw o których trąbi część środowisk naukowych.
No dobrze, ale jaki jest bilans poprzedników? Dopiero świadomość, ile miliardów stracono na samych paliwach pozwala pojąć sens tej zmiany. Zaklęcia przedstawiające obecną Polskę jako kraj szalejącej dyktatury, tego nie zmienią.
Na dokładkę przed opozycją nie widać dobrej perspektywy, jeśli za najbardziej wymarzony oręż uznaje ona beznadziejną wojnę o zaaplikowanie Polsce brukselskiej polityki w kwestii uchodźców. A jeśli spojrzeć, kto jest jej intelektualnym zapleczem…. Marek Beylin w sobotniej „Gazecie Wyborczej” słusznie konstatuje, że obóz opozycji nie ma ciekawych, wyrazistych przywódców, że Schetyna i Petru się zgrali. Ale jako receptę rekomenduje jeszcze więcej ideologicznego zacietrzewienia w takich sprawach jak imigranci czy Puszcza Białowieska. To nieodrobiona lekcja, nie rozumie pan, panie redaktorze, Polaków ani w ząb. Z takimi doradcami za plecami opozycja przegra tym bardziej.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nawet Monika Olejnik uznała, że sobotni pojedynek na imprezy wygrała rządząca prawica. Dziennikarze mediów dawniej mainstreamowych byli mocno speszeni. Szukali sensacji w tematach przyczynkarskich, choćby w wyciszeniu premier Szydło. Każdy ma prawo debatować o czym chce. Ale jak rzadko kiedy wynik jest bezsporny.
To nawet nie o to chodzi, że PiS-owi udało się przez 95 procent czasu zachować na swoim kongresie powściągliwość, która cechuje zwycięzców, a wystąpienia polityków PO były w swej złości istnym manifestem bezsiły. Rozmawiamy w tym momencie o umiejętnościach PR-owskich. Ale to coś więcej.
Za rządem przemawiała siła faktów. Bo jest prawdą bezsporną, że osiągnął, w dużej mierze rękami Mateusza Morawieckiego rzecz rzadką: wzrostowi wydatków na cele społeczne towarzyszy wzrost budżetowej dyscypliny. I towarzyszy ewidentna poprawa fiskalnej skuteczności. Ukrócenie takich nadużyć jak uchylanie się od VAT czy aktywność mafii paliwowej.
Mam wrażenie, że ta prawda dociera do szerokich rzesz Polaków. Została wyłożona językiem prostym i komunikatywnym. Lata całe buntowałem się przeciw poglądowi: „wystarczy mniej kraść, a się polepszy”. Wydawało mi się to sloganem nie oddającym całej komplikacji rzeczywistości. A jednak możliwe, że w Polsce jest to jakiś klucz do opisania rzeczywistości.
Nie chodzi o to, że platformerscy ministrowie wynosili pieniądze z państwowej kasy. Chodzi o to, że tworzyli albo częściej tolerowali system masowej nieodpowiedzialności, nieszczelności, tolerowania patologii. Właśnie system, to było coś więcej niż zbiór pojedynczych incydentów.
Ten rząd zdaje się radzić sobie z tym, chociaż za wcześnie na definitywną odpowiedź. I oczywiście stan spraw daleki jest od ideału. Sam prezes Kaczyński trafnie wskazał na jeden słaby punkt pytając ministra zdrowia o nie zmniejszające się kolejki do lekarzy. Przy czym możliwe, że odpowiedź jest bardziej zniechęcająca niż prezesowi się wydaje. Bo nie wszystkie priorytety można zrealizować równocześnie. Możliwe że na ołtarzu 500 plus złożono trochę poprawę służby zdrowia.
No tak, ale dobre wyniki ekonomiczne są faktem tak czy inaczej. Morawiecki nie kłamał mówiąc, że trzeba było rządów PiS aby się przekonać o potrzebie państwowej aktywności dla osiągania ekonomicznych celów, i to w różnych wymiarach.
Inaczej niż bezkrytyczni chwalcy ja ciągle widzę bezmiar problemów. Pomińmy już służbę zdrowia o nią potyka się każdy rząd. Mamy niepoważnego ministra środowiska Szyszkę, który skutecznie przeforsował częściowo tylko uchylone lobbistyczne przepisy. Mamy frakcyjne wojny o posady w spółkach państwowych traktowanych jako polityczny łup. I mamy zdradliwą z punktu widzenia celów społecznych PiS reformę finansowania wyższych uczelni. Bo koalicjant, Jarosław Gowin, skądinąd z powodów ogólnopolitycznych dobra twarz tej ekipy, przekonał prezesa, że nie ma niebezpieczeństw o których trąbi część środowisk naukowych.
No dobrze, ale jaki jest bilans poprzedników? Dopiero świadomość, ile miliardów stracono na samych paliwach pozwala pojąć sens tej zmiany. Zaklęcia przedstawiające obecną Polskę jako kraj szalejącej dyktatury, tego nie zmienią.
Na dokładkę przed opozycją nie widać dobrej perspektywy, jeśli za najbardziej wymarzony oręż uznaje ona beznadziejną wojnę o zaaplikowanie Polsce brukselskiej polityki w kwestii uchodźców. A jeśli spojrzeć, kto jest jej intelektualnym zapleczem…. Marek Beylin w sobotniej „Gazecie Wyborczej” słusznie konstatuje, że obóz opozycji nie ma ciekawych, wyrazistych przywódców, że Schetyna i Petru się zgrali. Ale jako receptę rekomenduje jeszcze więcej ideologicznego zacietrzewienia w takich sprawach jak imigranci czy Puszcza Białowieska. To nieodrobiona lekcja, nie rozumie pan, panie redaktorze, Polaków ani w ząb. Z takimi doradcami za plecami opozycja przegra tym bardziej.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346878-to-mecz-wygrany-przez-pis-ale-i-przez-wicepremiera-morawieckiego-wewnatrz-pis