Komedia z prezydentem stolicy Hanną Gronkiewicz-Waltz rozwija się w zawrotnym tempie. Niestety, to jedna z najsmutniejszych komedii jakie znam. Dla Hanny Gronkiewicz–Waltz, dla miasta stołecznego Warszawy, partii pani prezydent Platformy Obywatelskiej, systemu prawnego w Polsce, opinii publicznej w kraju. Wydaje się, że nawet apel miłej pani premier Beaty Szydło nie skruszy murów bojkotu, jaki zbudowała prezydent Warszawy.
Upór Hanny Gronkiewicz- Waltz, aby jawnie i ostentacyjnie ignorować wezwanie przed komisję weryfikacyjną w sprawie afery reprywatyzacyjnej w Warszawie czyni niepowetowane zniszczenia porządku prawnego w Polsce. Oto na oczach szarych obywateli, wysoki funkcjonariusz państwowy pozwala sobie na granie na nosie parlamentowi, który ustanowił komisję. Urzędnik samorządowy stawia siebie ponad prawem. Samowolnie przyznaje sobie przywilej uznawania decyzji Sejmu za prawidłowe bądź błędne, za prawdziwe bądź fałszywe, za legalne bądź nielegalne, za konstytucyjne bądź „bolszewickie”, czyli obarczone wirusem komunizmu, który w imię zwycięstwa ustroju skazywał niewinne ofiary na cierpienia, na śmierć. W nazwaniu ustawy o komisji weryfikacyjnej „bolszewicką” pobrzmiewają echa tkwiącego w niej terroru stalinowskiego, który pod płaszczykiem rzekomego dochodzenia sprawiedliwości społecznej, skazywał wybitne postaci ze świata polityki, kultury, administracji na wieloletnie więzienia lub mordercze prace w syberyjskich łagrach.
Epitet ten, a właściwie kryptonim operacyjny w wymyślony i wielokrotnie wypowiadany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz ma być dla niej pancerzem uzasadniającym odmowę udziału w zeznaniach przed komisją w roli świadka. A więc w roli najbardziej niebezpiecznej dla ludzi, którzy mają jakąś istotną wiedzę na temat toczącej się sprawy, bo zmuszającej ich pod rygorem odpowiedzialności karnej, do mówienia prawdy. To już lepsza wydaje się być dla Hanny Gronkiewicz-Waltz rola oskarżonej. Bo przysługiwało by jej prawo „legalnego” kłamstwa jako dozwolonego procesowo środka obrony. Ale póki co, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie jest oskarżoną, z czego cieszę się bardzo, by na pewno byłoby pani prezydent bardzo przykro. Znalazła więc sobie dobrą wymówkę, czym wszystkich wprawia jednak w zakłopotanie i przysparza dodatkowych zajęć. A jeśli idzie o opinię publiczną rozterek. Jakby opinia publiczna miała mało kłopotów, powiększa je jeszcze osobiście sama prezydent Warszawy. Przede wszystkim przysparza wysiłków własnej partii i jej najbardziej garnącym się do mediów członkom. Partia i jej członkowie muszą codziennie wymyślać nowe argumenty, które by psychicznie wzmacniały Hannę Gronkiewicz-Waltz w głośnym na cały kraj bojkocie komisji weryfikacyjnej. Z jednej strony w przekazie medialnym - zakłada PO - należy pokazać ohydną twarz obozu władzy, która na aferze reprywatyzacyjnej chce zbić kapitał polityczny. Zamierza nękać Hannę Gronkiewicz-Waltz, a pośrednio uderzać w dobre imię Platformy. W komunikatach medialnych, czyli licznych opiniach, oświadczeniach i wyrazach poparcia partyjnych kolegów należy podkreślać heroiczny wręcz opór przed przemocą partii Kaczyńskiego. Na razie zatrzymaliśmy się na porównaniu postawy Hanny Gronkiewicz-Waltz do postaci wielkiego Mahatmy Ghandiego. Ale jest jeszcze do zaanektowania wielu innych bohaterskich osób historycznych, a jak te się wyczerpią, do mitologicznych wielkości.
To przykład jak lęk przeradza się w agresję. Jak w świecie dzikich drapieżników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346338-obezwladniajacy-lek-hanny-gronkiewicz-waltz-maskowany-oskarzeniami-komedia-z-prezydent-stolicy-rozwija-sie-w-zawrotnym-tempie