Nic nie wiem, niczego nie nadzorowałam, za nic nie odpowiadam, a być może w ogóle mnie nie ma. Czyli przez ostatnie ponad 10 lat Warszawa faktycznie nie miała prezydenta. Do takiego wniosku można dojść nie tylko po pierwszych przesłuchaniach przed Komisją Weryfikacyjną badającą złodziejską reprywatyzację w stolicy. Także sama Hanna Gronkiewicz-Waltz zdaje się to potwierdzać, na przykład 26 czerwca w TVN 24. Jeśli coś w Warszawie idzie szło albo wbrew prawu, nie dotyczy to Hanny Gronkiewicz-Waltz. W sprawach reprywatyzacji ona tylko cedowała odpowiedzialność i uprawnienia na urzędników. I zapominała o wszystkim, bo miała ważniejsze sprawy na głowie. Tyle że świadkowie tego nie potwierdzają i zeznając pod odpowiedzialnością karną twierdzą, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nadzorowała to, czego miała nie nadzorować, domagała się dokumentacji w sprawach, którymi się nie interesowała (np. oddanej m.in. jej mężowi kamienicy przy Noakowskiego 16) i wyrażała niezadowolenie z reprywatyzacyjnych działań urzędników, choć nic o nich nie wiedziała. Tak jak w „Misiu” Stanisława Barei, Hanna Gronkiewicz-Waltz chce nam wmówić, że „nie ma takiego miasta Londyn”.
Jeśli tytuł profesora prawa kiedykolwiek do czegokolwiek służył Hannie Gronkiewicz-Waltz, to chyba tylko do tego, żeby się wymigać od odpowiedzialności za swoje czyny. Pod jej nosem mogła się dziać Sodoma i Gomora, ale ona nic o tym nie wiedziała, więc za to nie odpowiada. Ona jest od przecinania wstęg, od przejażdżek metrem i noszenia ozdobnego łańcucha na sesjach rady miasta. I od bezmyślności urbanistycznej w Warszawie, ale za to nie sposób jej ukarać czy choćby postawić zarzuty. Hanna Gronkiewicz-Waltz robi wszystko, żeby udowodnić, iż od grudnia 2006 r. faktycznie była tylko słupem w warszawskim ratuszu, a nie realnym prezydentem. Tyle tylko, że już trzykrotnie mieszkańcy stolicy nie głosowali na słup, lecz na prezydenta. Bycie prezydentem, który za nic nie odpowiada byłoby najlepszą fuchą na świecie. Tylko to jest zwyczajnie niemożliwe. Hanna Gronkiewicz-Waltz może być bardzo cwana, sprytna i przebiegła, ale nikt i nic nie zdejmie z niej odpowiedzialności za patologie, a złodziejska reprywatyzacja jest patologią największą.
Można na żadnym dokumencie nie złożyć podpisu i wszystko załatwiać na gębę, ale to nie znaczy, że nie ma prawnych następstw takich czynów. Są, a stan faktyczny można ustalić mimo braku podpisów i mimo odgrywania roli słupa. To, co robi Hanna Gronkiewicz-Waltz tylko eksponuje ewidentną nieprzystawalność statusu profesora prawa i roli pierwszej naiwnej czy łatwowiernej pensjonarki. Można przyjąć, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zna się na zarządzaniu Warszawą i zdaje sobie z tego sprawę, ale bardzo trudno zakładać, iż nie orientuje się, jaka jest odpowiedzialność kogoś, kto sprawuje funkcję prezydenta. Nawet jeśli udaje, że jej faktycznie nie sprawuje. Jeśli w sprawie reprywatyzacji cedowała swoje uprawnienia na urzędników niższego szczebla, już to potwierdza, iż zdawała sobie sprawę z odpowiedzialności, skoro chciała jej uniknąć.
Hanna Gronkiewicz-Waltz pogrąża się nawet tam, gdzie wydaje się jej, że zyskuje punkty. Jeśli bowiem stać ją na to, żeby wnioskować do Naczelnego Sądu Administracyjnego o rozstrzygnięcie legalności Komisji Weryfikacyjnej i przedstawia w tym wniosku jakąś prawniczą argumentację, nie powinno przekraczać jej możliwości zrozumienie choćby art. 231 kodeksu karnego (o przekraczaniu uprawnień bądź niedopełnianiu obowiązków). I nie powinno przekraczać jej możliwości zrozumienie, iż w procedurze karnej dopuszczalne są różne dowody, a ostatecznie istnieje coś takiego jak proces poszlakowy. Jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz potrafi stworzyć karkołomną konstrukcję prawniczą uzasadniającą odmowę stawienia się przed Komisją Weryfikacyjną, tym łatwiej powinno jej przyjść zrozumienie prostego faktu, że ma obowiązek stawienia się przed tym organem. Każdy, w tym profesor prawa, może oczywiście twierdzić, że prawu nie podlega, ale po przyjęciu tego ekscentrycznego stanowiska wymiar sprawiedliwości takiej osoby nie może zostawić w spokoju, bo jednak konstytucja mówi o równości wobec prawa. Hanna Gronkiewicz-Waltz może więc wyobrażać sobie co tylko chce o swoim statusie jako obywatel, profesor prawa i prezydent, ale dla wymiaru sprawiedliwości nie ma to żadnego znaczenia.
Hanna Gronkiewicz-Waltz tylko się łudzi, że się wymiga i wykpi. A odmawiając stawienia się przed Komisją Weryfikacyjną wyłącznie się pogrąża i eksponuje swój strach przed odpowiedzialnością. Można bowiem wyobrażać sobie i opowiadać niestworzone rzeczy o tym, kim się jest i za co nie odpowiada, lecz na szczęście w systemie państwa i prawa to sprawa trzeciorzędna. Chyba że chodzi o uniknięcie odpowiedzialności z powodu niepoczytalności, ale to akurat raczej nie chodzi w grę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346144-przez-ostatnie-10-lat-warszawa-nie-miala-prezydenta-lecz-slup-tak-gronkiewicz-waltz-chce-okpic-prawo