Oto 1 marca 2017 r. do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek grupy posłów o zbadanie skuteczności wyboru w kwietniu 2014 r. Małgorzaty Gersdorf na I prezesa Sądu Najwyższego. Ta sprawa miała zostać rozstrzygnięta przez TK jeszcze w czerwcu 2017 r., ale Trybunał odwołał rozprawę i nie podał nowego terminu. Z punktu widzenia prezes Małgorzaty Gersdorf, ale także prawniczego mainstreamu, w tym zapewne prof. Macieja Gutowskiego, „wisząca” w TK rozprawa jest czymś takim, jak strzelba na ścianie w sztukach teatralnych. Ktoś taki jak prof. Maciej Gutowski (i nie tylko on) musi wiedzieć, że istnieje zasadnicza różnica w formie działania Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Nawet jeśliby Sąd Najwyższy wydał uchwałę w sprawie skuteczności wyboru prezes Julii Przyłębskiej, będzie ona wiążąca wyłącznie w konkretnej sprawie – tej związanej z wystąpieniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie na wniosek Andrzeja Rzeplińskiego. Taka uchwała nie będzie natomiast źródłem prawa i nie będzie miała rzeczywistej mocy sprawczej. Jeśli Sąd Najwyższy uchwałę wyda, to Sąd Apelacyjny w Warszawie użyje jej w konkretnym postępowaniu. Może po uchwałę sięgnąć nawet sędzia Wojciech Łączewski, choć byłoby to jednak mocne „przegięcie” prawne. Nie zmieni to faktu, że Julia Przyłębska nadal będzie prezesem Trybunału Konstytucyjnego, gdyż uchwała SN nie będzie miała charakteru źródła prawa. I to pomimo pewnych, histerycznych apeli posła Borysa Budki, lamentów posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz czy performance’ów posłanki Joanny Scheuring-Wielgus oraz wezwań płynących z „zaprzyjaźnionych” mediów, by prezes Przyłębska ustąpiła.
Drugi koniec kija wygląda tak, że gdyby Trybunał Konstytucyjny uznał wybór Małgorzaty Gersdorf za nieskuteczny i ten wyrok zostałby opublikowany w dzienniku ustaw, stałby się obowiązującym prawem. Od tego momentu żadne pismo z podpisem Małgorzaty Gersdorf nie miałoby mocy prawnej. Do wyobrażenia jest taki scenariusz, że przy tej okazji Trybunał wypowiedziałby się także o ustawowych przepisach dotyczących wyboru prezesa Sądu Najwyższego. Idąc dalej, można sobie wyobrazić zakwestionowanie obecnych przepisów, czyli ich unieważnienie, co oznaczałoby, że Sąd Najwyższy nie byłby w stanie wybrać nowego prezesa. I w takiej sytuacji SN musiałby czekać, aż Sejm przyjmie nową procedurę, a może nawet całkiem nową ustawę o tym sądzie. Gdyby nowych przepisów nie było do jesieni 2017 r., nikt nie będzie władny podpisać projektu budżetu Sądu Najwyższego, co oznaczałoby, że sędziowie SN weszliby w 2018 r. bez pieniędzy. Faktycznie nie musi tak być, ale znający się na rzeczy prawnicy, np. tacy jak prof. Maciej Gutowski, powinni sobie zdawać sprawę, że taki scenariusz jest możliwy do zrealizowania. Sędzia Wojciech Łączewski nie musi tego wiedzieć, dlatego pozwolił sobie na szarżę. Ale inni już wiedzą, że takie szarże mogą się skończyć całkiem innym rezultatem niż sobie to Wojciech Łączewski wyobraża. I tym zapewne można tłumaczyć nagły przypływ realizmu u niektórych ważnych prawników mainstreamu.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Oto 1 marca 2017 r. do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek grupy posłów o zbadanie skuteczności wyboru w kwietniu 2014 r. Małgorzaty Gersdorf na I prezesa Sądu Najwyższego. Ta sprawa miała zostać rozstrzygnięta przez TK jeszcze w czerwcu 2017 r., ale Trybunał odwołał rozprawę i nie podał nowego terminu. Z punktu widzenia prezes Małgorzaty Gersdorf, ale także prawniczego mainstreamu, w tym zapewne prof. Macieja Gutowskiego, „wisząca” w TK rozprawa jest czymś takim, jak strzelba na ścianie w sztukach teatralnych. Ktoś taki jak prof. Maciej Gutowski (i nie tylko on) musi wiedzieć, że istnieje zasadnicza różnica w formie działania Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Nawet jeśliby Sąd Najwyższy wydał uchwałę w sprawie skuteczności wyboru prezes Julii Przyłębskiej, będzie ona wiążąca wyłącznie w konkretnej sprawie – tej związanej z wystąpieniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie na wniosek Andrzeja Rzeplińskiego. Taka uchwała nie będzie natomiast źródłem prawa i nie będzie miała rzeczywistej mocy sprawczej. Jeśli Sąd Najwyższy uchwałę wyda, to Sąd Apelacyjny w Warszawie użyje jej w konkretnym postępowaniu. Może po uchwałę sięgnąć nawet sędzia Wojciech Łączewski, choć byłoby to jednak mocne „przegięcie” prawne. Nie zmieni to faktu, że Julia Przyłębska nadal będzie prezesem Trybunału Konstytucyjnego, gdyż uchwała SN nie będzie miała charakteru źródła prawa. I to pomimo pewnych, histerycznych apeli posła Borysa Budki, lamentów posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz czy performance’ów posłanki Joanny Scheuring-Wielgus oraz wezwań płynących z „zaprzyjaźnionych” mediów, by prezes Przyłębska ustąpiła.
Drugi koniec kija wygląda tak, że gdyby Trybunał Konstytucyjny uznał wybór Małgorzaty Gersdorf za nieskuteczny i ten wyrok zostałby opublikowany w dzienniku ustaw, stałby się obowiązującym prawem. Od tego momentu żadne pismo z podpisem Małgorzaty Gersdorf nie miałoby mocy prawnej. Do wyobrażenia jest taki scenariusz, że przy tej okazji Trybunał wypowiedziałby się także o ustawowych przepisach dotyczących wyboru prezesa Sądu Najwyższego. Idąc dalej, można sobie wyobrazić zakwestionowanie obecnych przepisów, czyli ich unieważnienie, co oznaczałoby, że Sąd Najwyższy nie byłby w stanie wybrać nowego prezesa. I w takiej sytuacji SN musiałby czekać, aż Sejm przyjmie nową procedurę, a może nawet całkiem nową ustawę o tym sądzie. Gdyby nowych przepisów nie było do jesieni 2017 r., nikt nie będzie władny podpisać projektu budżetu Sądu Najwyższego, co oznaczałoby, że sędziowie SN weszliby w 2018 r. bez pieniędzy. Faktycznie nie musi tak być, ale znający się na rzeczy prawnicy, np. tacy jak prof. Maciej Gutowski, powinni sobie zdawać sprawę, że taki scenariusz jest możliwy do zrealizowania. Sędzia Wojciech Łączewski nie musi tego wiedzieć, dlatego pozwolił sobie na szarżę. Ale inni już wiedzą, że takie szarże mogą się skończyć całkiem innym rezultatem niż sobie to Wojciech Łączewski wyobraża. I tym zapewne można tłumaczyć nagły przypływ realizmu u niektórych ważnych prawników mainstreamu.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345784-sedzia-laczewski-zaszarzowal-i-nawet-nie-wie-ze-uderzyl-nie-w-prezes-przylebska-lecz-w-prezes-gersdorf?strona=2