„Porażające” (jak pisze Magdalena Środa) wyniki sondażu przeprowadzonego przez instytut Ipsos (i potwierdzające ten mały trend inne badania) mogą dziwić tylko kogoś, kto kompletnie nie czuje nastrojów społecznych. Kto żyje na wyimaginowanym i niezwykle emocjonalnym froncie walki z dyktaturą i faszystowskim reżimem Nowogrodzkiej.
Wpływ na stabilne notowania PiS mają bowiem nie tylko uspokojone, po pewnych wiosennych turbulencjach, działania rządu i całego obozu Zjednoczonej Prawicy, ale również (jeśli nie przede wszystkim) postawa środowisk opozycyjnych. Postawa, którą można sprowadzić do trzech symbolicznych postaci: Władysława Frasyniuka, Grzegorza Schetyny i sędziego Wojciecha Łączewskiego.
Zacznijmy od Frasyniuka, który w ostatnich tygodniach nie schodzi z okładek pism wspierających szeroko rozumiany obóz III RP („Newsweek”, „Tygodnik Powszechny”) i regularnie kreowany jest na człowieka z zewnątrz i jakąś nową jakość w polskiej debacie publicznej. Pomija się przy tym dziwnym milczeniem jego działalność w Unii Demokratycznej, Unii Wolności i wreszcie położonej całkiem niedawno Partii Demokratycznej (pod postacią dziwnej fuzji demokraci.pl).
Nie o odgrzewanie politycznych kotletów tu jednak chodzi, ale o to, w jaki sposób się to odbywało. Ludzie instynktownie, odruchowo wyczuli fałsz całej operacji pod hasłem „pisowska policja zatrzymuje legendę Solidarności”. Próba wdrukowania do głów przesłania, że mamy do czynienia z jakims kolejnym stanem wojennym na odległość pachniała sztucznością i tanim teatrem dla naiwnych. Nikt nie kupił delikatnych i subtelnych działań policji wobec coraz ostrzejszych kontrmanifestacji Obywateli RP jako kopii standardów z Białorusi. Zbyt grubymi nićmi było to szyte, na co zwróciła uwagę nawet prof. Ewa Łętowska:
Ja się akurat niespecjalnie znam na oddziaływaniach psychologicznych, ale znam się na rozwiązaniach prawnych. Ktoś, kto nie jest prawnikiem, prawdopodobnie ulegnie tworzącej się wokół tego zatrzymania mitologii, skoncentruje się na politycznych środkach działania, namaluje na tekturze transparent i następnym razem pójdzie demonstrować. Ale to nie ja, bo to jest inny świat
— czytamy w „Gazecie Wyborczej”.
Przykład wyniesienia Frasyniuka z trasy marszu sympatyków PiS jest tylko jedną z wielu prób (inny przykład z ostatnich dni to awantura wokół przemówienia premier Szydło w Auschwitz) wywołania spirali negatywnych emocji. Na razie są to przedsięwzięcia zazwyczaj nieudane, ale im bliżej będzie wyborów, tym częściej będą się pojawiać. Wciąż jednak trafiają kulą w płot.
Drugą symboliczną postacią z szeregów opozycji, której działania w ostatnich tygodniach wpisują się w szeroko rozumiany interes PiS, jest Grzegorz Schetyna. Kolejne zmiany zdań w sprawie przyjęcia imigrantów i presji Brukseli w tej sprawie pokazują, jak duży problem z tym tematem ma Platforma Obywatelska (ale i inne partie opozycyjne).
Nastawienie Polaków (także tych wspierających Platformę czy .N, niechętnych Kaczyńskiemu i PiS) w tej sprawie jest dość jednoznacznie negatywne, a postawa Schetyny i szeregu publicystów i gadających głów z ekranów tylko potęguje wątpliwości. Lider PO miota się od jednoznacznego wsparcia dla PiS w tej sprawie i żądań twardej postawy od premier Szydło (sic!), po sugestie, że rządzone przez PO miasta na własną rękę sprowadzą uchodźców (!?).
Jeśli wygramy wybory samorządowe, prezydenci miast przyjmą uchodźców
— mówił Schetyna.
Abstrahuję tu od samego złożonego problemu pomocy dla imigrantów i uchodźców. Można i trzeba dyskutować o tym, jak to robić, jaką postawę wobec Brukseli przyjąć, jakim językiem rozmawiać o całej tej kwestii. Ale postawa Schetyny (który jest tutaj tylko symbolem, bo problem dotyczy wielu osób) jasno pokazuje, w czym rzecz, w czym problem.
Chodzi o pogardliwe pouczanie Polaków, najczęściej z wielkim poczuciem wyższości. Oto - mówi się nam - rasistowscy mieszkańcy Ciemnogrodu nie mają pojęcia o Europie i stąd obawiają się powstania islamskich gett w naszym kraju. To myślenie nie tylko absurdalne, nieprawdziwe i zwyczajnie nieuczciwe, ale także (a może przede wszystkim) okazujące wielką pychę. Schetyna zakiwał się tutaj totalnie - w dość prostej sprawie, w której Polacy chcieliby jasnych deklaracji.
Wreszcie sprawa numer trzy - postawa Wojciecha Łączewskiego, którą znów trzeba traktować jako część większej całości. Ostatnie decyzje pana sędziego wpisują się w szerszą postawę części (wpływowej) środowiska sędziowskiego, która swoimi działaniami tylko dodaje amunicji dla Zbigniewa Ziobry i obozu „dobrej zmiany”. Niektórzy zwą te działania „sądokracją”, ale nawet jeśli to przesada, to odbiór społeczny jest, jaki jest. Tak było kilka tygodni temu na Kongresie Prawników, gdzie wybuczano słowa prezydenta Dudy i ostentancyjnie zbojkotowano wystąpienie wiceministra sprawiedliwości.
Efekt jest taki, że w badaniach zaufania (do których trzeba mieć ograniczone zaufanie, ale jednak warto na nie zerkać) Zbigniew Ziobro jest jednym z najlepiej ocenianych ministrów tego rządu, rosną też tyleż wyraźnie, co zaskakująco notowania Jarosława Kaczyńskiego (dotychczas okupującego ostatnie miejsca w tych rankingach). Największymi sojusznikami Jarosława Kaczyńskiego są w ostatnich dniach wszyscy ci, którzy z wielką radością i zapałem wspierają pompowanie Władysława Frasyniuka, Grzegorza Schetyny i Wojciecha Łączewskiego (powtórzę - chodzi o postawy, nie nawet o konkretne nazwiska). Dopóki w szeroko rozumianych środowiskach opozycyjnych nie dojdzie do resetu myślenia, dopóty na Nowogrodzkiej mogą spać spokojnie, a PiS może przebijać kolejne sufity poparcia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345672-frasyniuk-schetyna-laczewski-trzy-symboliczne-postawy-dzieki-ktorym-pis-moze-przebijac-kolejne-sufity-poparcia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.