Niemiecko-francuski duumwirat jest „przywracaniem Europie spójności”, gdyż Paryż i Berlin najlepiej wiedzą, czego trzeba innym państwom i narodom.
To się czyta jak wystąpienie ambitnego licealisty, chcącego zmienić świat, więc w jego słowach pełno jest sloganów i górnolotnych haseł, ale widać w tym sporo niedojrzałości, pięknoduchostwa i łatwych, choć kompletnie nierealistycznych osądów. Ale nie chodzi o licealistę, tylko o niedawno wybranego prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Udzielił on wywiadu jednocześnie kilku redakcjom: „El Pais”, „The Guardian”, „Le Figaro”, „Le Temps”, „Le Soir”, „Corriere della Sera”, „Sueddeutsche Zeitung” i „Gazecie Wyborczej”. Taka reprezentacja sugeruje, że Emmanuel Macron ma niebywale ważne rzeczy do zakomunikowania. Ale po lekturze wrażenie jest wręcz przeciwne. I chodzi także o język: z jednej strony prezydent ślizga się po powierzchni polityki używając korporacyjnej nowomowy, z drugiej formułuje łatwe oceny i postulaty, w czym nie widać ani doświadczenia, ani głębszej znajomości rzeczy. I jest w tym coś pokoleniowego, typowego dla generacji uważającej się za prymusów, którzy pozjadali wszystkie rozumy, choć nie widać tego ani w języku, ani w treści.
Emmanuel Macron rozpoczyna od globalnego spojrzenia, którego nie powstydziłby się maturzysta piszący rozprawkę na tzw. temat ogólny. „Co widzimy, kiedy przyglądamy się światu? Widzimy narastanie demokracji nieliberalnych i skrajności w Europie, widzimy ponowne pojawienie się reżimów autorytarnych, które kwestionują żywotność demokracji, a także USA, które częściowo wycofują się ze świata. Kontekst ten przyspiesza wzrost niepewności i zaburzeń. Mnożą się kryzysy na Bliskim Wschodzie i w Zatoce Perskiej, a na całym świecie nasilają się nierówności” – mówi prezydent Francji. To samo można by powiedzieć o dowolnym momencie w dziejach świata przed pierwszą wojną, w dwudziestoleciu międzywojennym oraz po 1950 r. Po dokonaniu przenikliwej diagnozy francuski przywódca stawia dramatyczne pytania: „Jak bronić naszego wspólnego dobra, czyli wolności i demokracji, zdolności jednostek i naszych społeczeństw do autonomii, do pozostania wolnymi, do zachowania sprawiedliwości społecznej i do ochrony naszej planety poprzez dbanie o klimat?”. No, jak, panie prezydencie – chciałoby się dopytać. Ale o odpowiedź jest trudno, gdyż francuski lider nie wie, „czy Europie uda się obronić swoje najgłębsze wartości, którymi użyźniała świat przez dziesiątki lat, czy też wycofa się pod naporem demokracji nieliberalnych i reżimów autorytarnych?”. Jakiś kierunek jednak się wyłania i jest on zgodny ze światopoglądem młodego idealisty: „Trzeba być zdolnym do wzbudzenia w nich [krajach i społeczeństwach] marzeń”.
Prezydent Macron napomina przeciwników europejskiego marzenia: „Kiedy dziś słyszę niektórych wschodnioeuropejskich polityków, to myślę, że dopuszczają się oni zdrady podwójnej. Decydują się na porzucenie zasad, na odwrócenie się plecami do Europy, na cyniczne podejście do UE, która miałaby służyć do rozdawania kredytów, ale nie znaczyłaby nic w sensie wartości. Tymczasem Europa nie jest supermarketem”. Oczywiście nie jest zdradą zasad ani wartości, w tym solidarności i równości, „sojusz zaufania” Francji i Niemiec, gdyż temu tandemowi chodzi wyłącznie o dobro całej Europy, a nie tych dwóch państw. Dlatego ich przywódcy nie jadą na żadną „Radę Europejską bez ustalenia wspólnego stanowiska”. Dla dobra całej Europy ta dwójka musi się po prosu porozumiewać i wyznaczać strategiczne kierunki. Albowiem „nie może być pogłębienia instytucjonalnego, dopóki nie przywrócimy Europie spójności”. Czyli niemiecko-francuski duumwirat jest po prostu „przywracaniem Europie spójności”, gdyż Paryż i Berlin najlepiej wiedzą, czego innym państwom i narodom potrzeba. I nie przejawia się w tym żaden narodowy egoizm, bowiem Francji i Niemiec to nie dotyczy. Innych dotyczy. I tylko u tych innych „narodowe egoizmy są powolnie działającymi truciznami, które stwarzają warunki do osłabienia naszych demokracji i naszej zbiorowej zdolności do podejmowania historycznych wyzwań, przed jakimi stoimy”.
Jako jednego ze swych mistrzów Emmanuel Macron przywołuje Bronisława Geremka, który kilkanaście lat temu powiedział mu:
„Europa nie zdaje sobie sprawy z wszystkiego, co nam zawdzięcza. (…) Według jego pokolenia przywiązanego do Europy Oświecenia Zachód dopuścił się zdrady, pozwalając na powstanie muru i na podział kontynentu”.
Dziś tacy szermierze wolności jak obecny prezydent Francji nie pozwolą na żaden mur i podział. Dlatego wyprostują tych wschodnioeuropejskich polityków, którzy myślą inaczej. Jedna jest bowiem słuszna myśl o Europie i jej przyszłości, a jej źródłem są Emmanuel Macron i ewentualnie Angela Merkel. Gdy się te słuszną myśl zdradza, są tylko kłopoty. „Z czego wziął się brexit? – pyta prezydent Francji. I odpowiada:
„Z pracowników z Europy Wschodniej, którzy przyjeżdżali i zabierali pracę Brytyjczykom”.
W Unii jest wprawdzie wolny przepływ ludzi i towarów, a każdy może mieszkać i pracować tam, gdzie chce, ale przecież nie może być tak, żeby jacyś Polacy, Słowacy czy Litwini z tego korzystali. Gdy korzystają, to jest to skrajna bezczelność i dumping socjalny. „Czy myślą państwo, że mogę wytłumaczyć francuskiej klasie średniej, że zamyka się firmy we Francji, żeby zainstalować się w Polsce, bo tam jest taniej? I że nasze firmy budowlane zatrudniają Polaków, bo mniej się im płaci? – dramatycznie pyta prezydent Francji. Tak być nie może, bo to wprawdzie sama esencja wolnego rynku i zasad zapisanych w unijnych traktatach, ale te zasady nie mogą dotyczyć jakichś przybłędów z Europy Wschodniej.
„Mój wybór, (…) to początek francuskiego - i, mam nadzieję, europejskiego - odrodzenia, które pozwoli na ponowne przemyślenie wielkich układów równowagi na poziomie krajowym, europejskim i globalnym, a także na powrót do prawdziwych ambicji”
– wyznacza kierunek prezydent Macron. W ramach tej równowagi znajdzie się zapewne jakiś skansen dla mieszkańców wschodniej części Unii Europejskiej, żeby nie bruździli w osiąganiu nowej homeostazy. Żeby nie przeszkadzali prezydentowi Francji w „odnalezienia poczucia historii i energii Europejczyków” w jego „walce o cywilizację”. Na Emmanuelu Macronie spoczywa tym większa odpowiedzialność, że Donald Trump „nie wypracował jeszcze ram koncepcyjnych swojej polityki międzynarodowej. Jego polityka może więc być nieprzewidywalna, i jest to dla świata źródłem dyskomfortu”. Prezydent Macron wszystko ma za to wypracowane, tym bardziej że trwa w zbawczym sojuszu z kanclerz Merkel, więc Europejczycy na żaden dyskomfort nie są narażeni. No, chyba że ci z Europy Wschodniej, ale ich się naprostuje.
Nie jest źródłem dyskomfortu dla świata i Europy Władimir Putin, którego Emmanuel Macron bardzo stara się zrozumieć i usprawiedliwić. „Co motywuje Putina? – docieka prezydent Francji. I znajduje prostą odpowiedź:
„Odbudowanie silnej rosyjskiej świadomości zbiorowej, by utrzymać spójność kraju. Rosja jest sama ofiarą terroryzmu. On sam ma do czynienia z rebeliami na granicach, a także z agresywnymi tożsamościami religijnymi, które zagrażają jego krajowi”.
Putin się po prostu broni przed agresywnymi Ukraińcami, Gruzinami, Litwinami czy Łotyszami. I absolutnie nie uprawia państwowego terroryzmu, tylko reaguje na terrorystyczne zagrożenia z zewnątrz. Prezydent Francji dobrze rozumie, że „celem Putina jest odbudowa Wielkiej Rosji, bo według niego jest to warunek przeżycia jego kraju”. „A czy dąży on [Putin] do naszego osłabienia albo naszego zniknięcia? – pyta Macron. Ależ skąd! Czyli Putin to przewidywalny partner i ewentualny sojusznik, na przykład w Syrii, zaś niepokój stwarza Donald Trump. Tak to prezydent Francji wytłumaczył, co się dzieje na świecie i jak się powinno ten świat urządzać, zgodnie z oświeceniowymi ideałami. Wprawdzie nie wyznają ich „wschodnioeuropejscy politycy”, czyli najpewniej Viktor Orban i Jarosław Kaczyński, ale za to można liczyć na szczerego demokratę Władimira Putina, dla którego oświeceniowy grunt przygotował car Piotr I, o czym Emmanuel Macron mówił przy okazji przyjmowania prezydenta Rosji w Paryżu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345360-wywiad-prezydenta-francji-macron-z-merkel-i-putinem-zbawia-europe-wbrew-bruzdzeniu-kaczynskiego-i-orbana