„Reżyserom kontrrewolucji wobec rządów PiS chodzi o ofiary, gdyż wokół nich można wywołać takie emocje, nad którymi nie da się zapanować”.
Najłatwiej można byłoby to zaklasyfikować jako szajbę, opętanie nienawiścią, psychozę czy histerię. Taka mogłaby być powierzchowna interpretacja manifestu Agnieszki Holland i Magdaleny Środy (w „Gazecie Wyborczej”), odezwy scenarzysty Andrzeja Saramonowicza (reklamowanej przez autora w programie TVN 24) czy apelu pisarza Zygmunta Miłoszewskiego (w tym samym programie w TVN 24). Do tego dochodzą tweety i wpisy na Facebooku budowniczych III RP uchodzących za dziennikarzy czy ludzi nauki i kultury. Wszystkie wymienione manifesty, odezwy i komunikaty zostały szeroko omówione na naszym portalu i łatwo można je przejrzeć, więc nie będę ich streszczał. Mają one cechy opętania, psychozy i szajby, ale nie są wyrazem gwałtownych reakcji, uniesień czy działania w afekcie. „Gorąca” forma sugeruje tylko po prostu autentyczność, szczerość, wzburzenie wynikające z bieżącej sytuacji. Żeby ci, do których to jest adresowane, łatwiej taki przekaz „kupili”, zidentyfikowali się z nim, zareagowali emocjonalnie, poddali się fali. To klasyczny sposób mobilizowania mas do działania poniżej progu krytycznego myślenia, a wyłącznie w oparciu o huśtanie emocjami. W takich przekazach nie ma miejsca na refleksję, gdyż ona wychładza emocje, uruchamia zdrowy rozsądek, ostrożność, sceptycyzm. Tu chodzi o stworzenie zrewoltowanej masy, tłumu, działającego na zasadzie odruchu, gdzie zatraca się wszelka indywidualność. Wtedy masa funkcjonuje jak organizm, który jest sterowany na poziomie fizjologii, a nie świadomości. Jest wprawdzie taka masa praktycznie niesterowalna, ale jeśli na początku została zaprogramowana czy ukierunkowana, będzie mniej lub bardziej skutecznie ten wdrukowany program realizować.
Wszystko wskazuje na to, że próby tworzenia z ludzi organizmu działającego na poziomie fizjologii są reżyserowane, wykalkulowane, chłodne i cyniczne, a „gorące” formy to wyłącznie pozory, sztafaż, przebieranka. Reżyserzy próbowali już innych środków i metod, m.in. kampanii medialnych, donosów do zagranicznych mediów i międzynarodowych instytucji, społecznego ostracyzmu i stygmatyzowania, wykpiwania, poniżania i dehumanizacji czy manifestacji ulicznych. Ale one okazały się nieskuteczne jako narzędzie odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy. Teraz chodzi o stworzenie czegoś w rodzaju grup zombie, znanych z wielu filmów, np. „The Walking Dead”, które mają przejść przez Polskę, a praktycznie przez Warszawę i kilka dużych miast, jak niszczycielska fala. Stosowanie emocjonalnego sztafażu i podgrzewanie nastrojów ma uczynić z myślących ludzi prących do przodu zombie. Oczywiście Polacy są racjonalni i nie chcą być zombie na użytek politycznych manipulatorów, ale nawet te filmowe „szwendy” to przecież nie była milionowa armia, lecz kilkudziesięcio-, kilkusetosobowe grupy, więc stworzenie kilku takich „oddziałów” jest realne. Przecież to, co robią tzw. Obywatele RP na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie można uznać za ćwiczenia małych oddziałów zombie. Oni wciąż są zbyt racjonalni jak na potrzeby reżyserów, ale próg świadomości czy samoświadomości systematycznie się obniża.
Najnowsza odsłona walki z rządem PiS coraz wyraźniej zmierza do rozlewu krwi. To cynicznie i z pełnym wyrachowaniem prowadzona kampania „zombizacji” radykałów połączona ze scenariuszem sterowania takimi zombie, opisanym przez Fiodora Dostojewskiego w powieści „Biesy”. Reżyserzy planowanej rewolucji (kontrrewolucji) uważają się za kogoś w rodzaju Nikołaja Stawrogina i Piotra Wierchowieńskiego w jednym. To połączenie wielkiego cynicznego manipulatora, dla którego ofiary i rozlew krwi to oczywista cena rewolucji (Stawrogin) z manipulatorem idealistą, idealnie nadającym się do wywołania powszechnego chaosu (Wierchowieński). Przypominam „Biesy” nieprzypadkowo, bowiem ci, którzy mianowali się reżyserami ruchu oporu wobec rządów PiS, powieść Dostojewskiego dobrze znają i w przeszłości dowodzili, że opisany tam scenariusz rewolucji jest im bliski, podobnie jak postacie Stawrogina i Wierchowieńskiego.
Reżyserom rewolucji czy też kontrrewolucji wobec rządów PiS chodzi o ofiary, gdyż wokół nich można wywołać takie emocje, nad którymi nie da się zapanować. Ofiary są nie tylko wkalkulowane w tę strategię, ale wręcz pożądane. Postępuje przecież oswajanie z takim scenariuszem poprzez plany organizowania jakiejś partyzantki, tworzenie równoległych instytucji, np. sądowniczych, wzywanie służb mundurowych do wypowiadania posłuszeństwa legalnej władzy, liczne zapowiedzi odwetu i zemsty (także w wersji samosądu), a wreszcie coraz śmielsze nawoływanie do zgładzenia Jarosława Kaczyńskiego. Takie plany mogą wprost doprowadzić do rozlewu krwi, tym bardziej że może to być skutek wprowadzenia do akcji niekontrolowalnych grup zombie. Trzeba otwarcie powiedzieć, że mamy do czynienia ze scenariuszem prowadzącym do zbrodni. I wszyscy rodzimi, domorośli Stawroginowie powinni mieć świadomość konsekwencji zrealizowania tego scenariusza. Najwyższy czas, żeby to zatrzymać, póki jeszcze można.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344711-przeciwnicy-rzadow-pis-coraz-wyrazniej-wpisuja-sie-w-zrealizowanie-scenariusza-rozlewu-krwi