Kiedy sto osób mówi, a właściwie wrzeszczy o tym samym, Zaremba nie musi być sto pierwszą. Też nie rozumiem dlaczego trzeba potępić wystąpienie premier Szydło w Auschwitz, ale rytualne seanse oburzenia zostawiam innym.
Są jednak rzeczy, które dziwią mnie na tyle, że nie mogę się powstrzymać. Oto poeta z Krakowa Marcin Świetlicki oznajmił, że nie życzy sobie aby jego wiersze znalazły się na liście lektur w polskich liceach. Odtwarzając jego słowa, posłużę się źródłem zewnętrznym żeby nie było mowy, że coś przekłamałem.
ONET.PL:MEN publikuje nową listę lektur do liceum. Świetlicki: błagam o pominięcie moich wierszy
Jeśli Świetlicki uważa, że MEN buduje jakiś nowy ideologiczny program, to jak rozumiem robi to przy użyciu jego wierszy, podobnie jak przy użyciu utworów Olgi Tokarczuk czy Andrzeja Stasiuka (zagorzali wrogowie obecnej władzy) a sięgając po nieżyjących Stanisława Barańczaka czy Juliana Tuwima. Nota bene dobór tych lektur nie wywołał zastrzeżeń nawet arcyczujnej w takich sprawach „Gazety Wyborczej”. Rozpętała ona inną dyskusję: czy nie każe się licealistom czytać za wiele książek. Ale tezy, że wybrano skład optymalny i różnorodny w zasadzie nikt nie kwestionował.
Świetlicki się ocknął, pewnie o tej dyskusji nawet nie wie, ale jest przeciw. Można by przypominać, że kiedyś był przeciw nagrodzie Nike wysuwając sensowne argumenty o tym, że Michnik zastrasza poetów (Rymkiewicza) procesami. W teorii jest więc przeciw każdemu establishmentowi – teraz prawicowemu.
Rzecz w tym, że jego słowa są odbierane nie jako indywidualny akt oryginalności wiecznego kontestatora. Zerknijcie na aplauz w sieci. Świetlicki stał się jednym z kieszonkowych buntowników – obok takich wiecznych pieszczochów poprzedniej elity jak panowie Stuhrowie czy Krystyna Janda.
On ich skądinąd przebił. Nawet portal NaTemat skłonny zawsze łowić podobne sygnały, wprawdzie odnotował z satysfakcją, że szykuje nam się „nowe Opole”. Ale też, przyznajmy, zacytował głosy nauczycieli oraz innych poetów pytających, czy Świetlicki nie próbuje dzielić literatury na „naszą” i „waszą. Skądinąd dzieje się to od dawna.
Dla nich jest to wypowiedź niezrozumiała. Możliwe, że Świetlicki jako człowiek mało zorientowany w politycznych subtelnościach po prostu przegiął. Ale możliwe też, że te głosy zamilkną ustępując miejsca aplauzowi. Czekam teraz na stosowne deklaracje pani Tokarczuk i pana Stasiuka.
A może po prostu chciał powiedzieć, że jego wierszom dobrze zrobi, jak nie będą wałkowane w szkole? No tak, ale odpowiedź o co chodzi Świetlickiemu przynosi jedyne jego merytoryczne, półzdaniowe uzasadnienie: uwaga, że Wojciech Wencel, i Jan Polkowski „Prawdziwi i Jedyni Polscy Poeci z tej listy” też nie chcieliby z nim na niej figurować. Zważywszy na to, że obaj panowie żadnej takiej deklaracji nie złożyli, to Świetlicki kreuje sytuację swoistego literackiego apartheidu. Znajduje na długiej liście nazwiska, które mu się nie podobają i oznajmia: „O z tymi panami na pewno nie”.
Nie chcę prowadzić dysputy na temat wartości literackiej twórczości Wencla, mego redakcyjnego kolegi. Z Polkowskim spierałem się o „Lalkę” Prusa, też na liście lektur (pod tym względem obóz konserwatywny jest dużo bardziej różnorodny niż Czerska i okolice), ale o ile mnie pamięć nie myli za poetę wybitnego był uznawany od wielu lat. Zanim jeszcze wybuchły te wszystkie kontrowersje.
Był i co z tego – w praktyce mainstream go nie zauważał. Świetlicki w swojej prostoduszności obnaża i sprowadza do absurdu wieloletnie praktyki swoich bardziej sofistycznych kolegów. To on, a nie obecny MEN dzieli literaturę na „naszą i waszą”.
W Polsce robi się duszno. Duszno od szaleństwa. Co ja jednak poradzę, że nie jest to szaleństwo prawicowych nawiedzeńców. Myślę, że nawet wyleczenie się z trzydniowego kaca nie pomoże, bo na takie wypowiedzi jest wielkie zapotrzebowanie. Co padnie teraz? Jakie następne granice absurdu zostaną przekroczone?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344522-kto-szuka-literackiego-apartheidu-po-wypowiedzi-poety-swietlickiego-o-jego-wierszach-na-liscie-lektur