Temat sporu wokół przedziwnego oburzenia na słowa premier Beaty Szydło w Auschwitz wyczerpał w swoim tekście Jacek Karnowski. Warto jednak zwrócić uwagę na regularnie pojawiający się, prosty - by nie rzec: prostacki - mechanizm, który ma rozbujać polską łódkę, a który został wykorzystany przy wczorajszym przemówieniu szefowej polskiego rządu.
Schemat jest przeważnie bardzo podobny: zamieszanie wokół jakiejś decyzji czy słów podbija na Twitterze (albo przechodząc przypadkiem obok kamer tvn) Donald Tusk, a całą sprawę podchwytują korespondenci zagranicznych mediów w Polsce. Efekt? Rezonowanie oburzenia, głównie za sprawą takich dżentelmenów jak pan Michał Broniatowski (dziś szef biura „Politico” w Warszawie) w europejskich tytułach prasowych. Gdy taki, nazwijmy to, „fejk news” zdąży kilka godzin podreptać po profilach twitterowych dziennikarzy z innych krajów, wraca do polskiej debaty publicznej pod hasłem: „swiat się oburza”. Do gniewu dołączają polscy celebryci, aktorzy. Często udaje się, że afera zainteresuje opinię publiczną na kilka dni.
A że na bazie fałszywych cytatów, jak opowieści Broniatowskiego o tym, że premier Szydło miała powiedzieć o „nigdy więcej uchodźców” w Polsce? A któż by się tym przejmował. Nie o prawdę tu idzie, nie o wrażliwosć na historię Auschwitz, nie o jakość debaty publicznej (na marginesie: wierzę, że było parę osób, którym słowa premier Szydło rzeczywiście zazgrzytały, dla nich warto powiedzieć kilka słów wyjaśnienia).
Główny cel jest jasny i nawet niespecjalnie skrywany: chodzi wyłącznie o rozbujanie polskiej łódki i wywołanie wrażenia, że przedstawiciele rządu Beaty Szydło (najlepiej ona sama) są poza marginesem debaty publicznej, że oburza się „cały cywilizowany świat”, że złamano wręcz jakieś podstawowe reguły gry. Tutaj było o to o tyle łatwo, że w tle jest temat (rzekomo polskiego) antysemityzmu i Holokaustu, na który zachodnia opinia publiczna reaguje nad wyraz głośno. Niestety, zbyt często taki scenariusz jest całkiem skuteczny.
Radykalni przeciwnicy rządu zdają sobie bowiem sprawę z tego, że uznanie władzy PiS za coś normalnego, standardowego to największe zagrożenie dla dotychczasowego układu III RP. Ten sam Broniatowski, którego wspominaliśmy przed momentem, był przecież autorem uroczej instrukcji montowania w Polsce czegoś na kształt Majdanu. Tamten scenariusz upadł; pogodzono się niejako z tym, że rządy PiS nie są tymczasowe, nie przeminą po kilku miesiącach, nie da się ich odwołać manifestacją na ulicy.
Potwierdzenie powyższej tezy znajdujemy również w nowym numerze „Polityki”, gdzie czołowie pióra tego pisma (Janicki i Władyka) przyznają otwarcie:
Polacy powoli przyzwyczajają się do PiS. Partia Kaczyńskiego zaczyna być traktowana przez wielu jako w miarę normalne ugrupowanie, które ma swoje grzechy, ale inni też je mają. Na razie zatem wszystko idzie według planu Kaczyńskiego. (…) Pojawia się u wielu odczucie, że może PiS nie jest taki zły
— czytamy.
Ubolewania duetu Janicki&Władyka dotyczą także tego, że Polacy doceniają zmianę polityki społecznej i widzą realne dokonania PiS w gospodarce, przekładającej się na poziom codziennego życia - nawet jeśli uznają, że czasem estetyka rządów PiS jest marna, a otwieranych frontów jest zbyt dużo.
Po upadku mitu i nadziei na obalenie rządów PiS na wskutek ulicznych protestów, postawiono na sprawdzony scenariusz. Wykorzystuje się więc pluszowe dramaty powszechnie uznawanych postaci (vide „areszt” Władysława Frasyniuka), tworzy się absolutnie sztuczne oburzenie po dość oczywistych słowach premier Szydło (vide przemówienie w Auschwitz) i wszystko to sufluje się zagranicznej opinii publicznej, która czasem chwyta przynętę. Można powiedzieć, że to taka wersja 2.0 strategii „Ulica i Zagranica” przyjętej przez totalną opozycję.
Rzecz jasna scenariusze te - dzięki Internetowi i konserwatywnym mediom - nie osiągają stu procent mocy rażenia. Oczywiste manipulacje udaje się wychwycić, autorów wskazać palcem i napiętnować. Ale problem pozostaje. Byłoby dobrze, gdyby obóz rządowy spróbował zbudować swoją maszynę reakcji na próby rozchwiania życia publicznego w Polsce. Pierwszymi z kroków powinno być budowanie stałych, dobrych relacji z zagranicznymi mediami przez polskich polityków. To zadanie do premier, wicepremierów, ministrów, całej polskiej dyplomacji i tych, którzy tworzą politykę medialną obozu rządzącego. Nie można walkowerem oddawać pola przy takich manipulacjach.
Czy polskie władze stać na szybką i sprawną odpowiedź w takich sytuacjach? Czy może po prostu znów będziemy czekać, aż afera sama z siebie wygaśnie - do następnego razu? Powodów do nakręcenia „oburzenia” przecież nie zabraknie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344405-ulica-i-zagranica-ver-20-mechanizm-nakrecenia-oburzenia-po-slowach-premier-szydlo-jest-wrecz-prostacki-ale-warto-w-koncu-dawac-mu-odpor