Delegowanie na pierwszą linię frontu Władysława Frasyniuka to ruch całkowicie zrozumiały. To ma być totem, którym post-KOD będzie wymachiwał na lewo i prawo, wołając: „legenda Solidarności” znów walczy. Czyli w Polsce naprawdę dzieje się źle.
To ruch zrozumiały, ale jednocześnie - nie waham się użyć tego sformułowania - wręcz obrzydliwie zakłamany. Bo w czasach „Solidarności” chodziło o prawdę, a dziś chodzi o przesłonięcie prawdy, o jej zamazanie.
Taki jest widok ogólny. Jak to często bywa, najlepiej widać to w szczegółach.
Szczególnie ciekawa jest w tym kontekście scena wynoszenia Frasyniuka przez policję i sposób jej relacjonowania przez samego bohatera zdarzenia. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Frasyniuk mówi tak:
[Policjanci] Nie mieli takiej agresji czy nienawiści jak w stanie wojennym, jednak starali się brutalnie nas pacyfikować. To naruszenie godności ludzkiej. Nikt nie chce być popychany, odpychany.
Frasyniuk określa więc mianem „brutalnej pacyfikacji” nadzwyczaj delikatne przeniesienie ludzi blokujących trasę marszu w inne miejsce. Wyniesienie, w czasie którego miał na twarzy wyraźny wyraz satysfakcji, a nie cierpienia:
Warto też zwrócić uwagę na kwestię rozmowy Frasyniuka z policjantem próbującym formalnie ustalić jego tożsamość. Według relacji „Władka”:
[Policjant] w dość agresywny sposób żądał ode mnie dokumentów. Odpowiedziałem mu, że nazywam się Jan Józef Grzyb. Tak się dla żartu podpisywałem w stanie wojenny,. Pan policjant: „Ok, ale jak się pan nazywa, bo tam ludzie krzyczeli na pana Władek”. „To mój konspiracyjny pseudonim” - wytłumaczyłem.
Znów mamy stwierdzenie przypisujące policji agresywność („w dość agresywny sposób żądał ode mnie dokumentów”). Ale ta scena została nagrana, i jej przebieg wygląda zupełnie inaczej.
Frasyniuk nie waha się krzyczeć do policji „Mam w d… prawo”:
Nie waha się też bawić policjantem, mówiąc do niego: „Niech się pan uśmiechnie do kamery”, tak jakby oficer był jego kolegą czy podwładnym:
Nie jest prawdą, że policjant „w dość agresywny sposób” żądał od Frasyniuk dokumentów. Na nagraniu wyjątkowo uprzejmy i spokojny policjant normalnie prosi o podanie personaliów:
Frasyniuk bawi się policjantem dalej, rzucając: „Jan Józef Grzyb”:
Na co policjant - znów bardzo grzecznie i spokojnie - ponawia prośbę o prawdziwe dane personalne:
I tak toczy się ten dialog. Podkreślam: z nagrania nie wynika, by jakkolwiek dało się nazwać zachowanie policjanta „agresywnym”. Było to zachowanie grzeczne, uprzejme, wręcz nieśmiałe.
Frasyniuk kłamie i manipuluje zdarzeniami, by stworzyć elementy grozy. A tak naprawdę to on w dość tandetny jak na dorosłego mężczyznę sposób próbuje poniżyć policjanta zabawą w kotka i myszkę.
To jest mikro- i jednocześnie makroskala. Frasyniuk sądzi, że ma nieformalny immunitet, i dlatego może wszystko. Ma dużo racji. Policja obeszła się z nim jaj z jajkiem. W odpowiedzi zaczął fałszować przebieg zdarzeń.
Nie ma się co dziwić: cała akcja Obywateli RP i Frasyniuka wyrasta z fałszu i zakłamania. Syty kocur broni fatalnego systemu, który budował i który żyrował, a który na naszych oczach się wali. Myśli, że znów może odegrać rolę z młodości.
Nie może. Swoją dawną moc dawno rozmienił na drobne (i grube też).
PS. Polecam Państwu świetny materiał Jarosława Olechowskiego o całym zdarzeniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344116-delegowanie-na-pierwsza-linie-frontu-wladyslawa-frasyniuka-to-ruch-wrecz-obrzydliwie-zaklamany