Wicepremier Morawiecki mówił swojego czasu, że owszem, bardzo chętnie przyjmiemy kapitał zagraniczny, ale nie wszędzie i nie każdy.
Dokładnie. Kapitał, który przychodzi wyłącznie wykorzystując naszą tanią silę roboczą i siłę naszego rynku, oczywiście nadal będzie obecny, ale to nie jest kapitał, który powinniśmy wspierać pieniędzmi publicznymi. On nam daje niewiele. Kapitał zagraniczny, który w tej chwili wchodzi i dominuje, z czego się bardzo cieszymy, kreuje miejsca pracy o dużej wartości dodanej, gdzie są potrzebne osoby z dobrym wykształceniem, kwalifikacjami i gdzie są wysokie płace, oparty na zaawansowanych technologiach. To jest to, czego oczekujemy, bo ten kapitał wypełnia nasze luki, np. technologiczne, związane z wyższą produktywnością. Jakość tych inwestycji zagranicznych znacząco wzrosła.
Rozmawiamy w ciekawym dniu, kiedy Peako SA został „udomowiony”, jak to określił wicepremier Morawiecki. Przekładając to na konkrety dla czytelnika, jak cała transakcja ma się dla bezpieczeństwa gospodarczego Polski? Co mamy z tego, że ten bank będzie w polskich, a nie włoskich rękach?
Dla większości osób to trochę abstrakcja, bo ludzie patrzą na bank przez pryzmat dobrej obsługi i oferty. Ale ja bym tu podał dwa przykłady, które powinny zmienić to spojrzenie. Jeden odnosi się do spowolnienia gospodarczego, jakie miało miejsce na świecie i UE kilka lat temu. Co wtedy się działo? Banki zagraniczne, które były obecne w Polsce, wycofywały swoje środki z rynku polskiego po to, żeby łatać dziury w swoich krajach, absolutnie wstrzymując swoją działalność kredytową dla polskich firm, mimo że u nas nie było tak źle, jak w innych krajach. Gdyby nie PKO BP i BGK nie mielibyśmy czym finansować naszej gospodarki. To dało nam dużo do myślenia. Drugi przykład, jaki chciałbym podać: proszę zerknąć na inne rozwinięte gospodarki, jakie one mają struktury w systemie finansowym, Niemcy, Francja czy Włochy. Tam własność banków przez kapitał krajowy jest na poziomie ok 90 proc. a u nas był taki moment, że 70 proc. naszych banków było w rękach zagranicznych. W tej chwili, po tej transakcji przełamujemy to i osiągamy 53 proc. udziału naszego rodzimego kapitału w systemie bankowym. Zmierzamy ku normalności.
W planach ministerstwa są jeszcze – mówiąc kolokwialnie – inne plany podbojów na tym rynku, jest tak, że na dzisiaj pewne furtki są już zamknięte?
Ta transakcja była absolutnie komercyjna. To było wykorzystanie sytuacji, gdy jeden bank, Unicredit, szukał gotówki u siebie w kraju i otworzył się na możliwość sprzedaży którychś ze swoich aktywów zagranicznych. Uznano, że może je sprzedać w Polsce i my tę sytuację wykorzystaliśmy. Jeżeli w przyszłości będzie się zwiększał udział kapitału krajowego, to odbędzie się to na zasadach rynkowych, a nie tylko dlatego, że za wszelką cenę będziemy odkupywać udziały od banków zagranicznych.
Mówiliśmy o szybkim wzroście polskiej gospodarki, ale pamiętam, że na początku był moment takiego małego potknięcia przy okazji pierwszych prognoz zagranicznych agencji i przy danych statystycznych. Pojawiały się wtedy tezy, także wicepremier Morawiecki o tym mówił, że tak naprawdę PKB nie wkłada się do garnka, ale że chodzi o jego strukturę. Państwo zwracają na to uwagę, że dzisiejszy wzrost nie jest napompowany?
Wzrost jest efektem skutecznie prowadzonej polityki gospodarczej i nie ukrywajmy, że jest też efektem wykorzystania dobrej koniunktury zagranicznej. Wykorzystujemy ją poprzez fakt, że polskie firmy, jak również firmy zagraniczne działające w Polsce, namawiamy do większej ekspansji zagranicznej i oferujemy w tym zakresie instrumenty wsparcia, choćby ze środków europejskich.
Mamy bowiem trzy główne motory napędowe PKB: konsumpcję, eksport i inwestycje. To z czym mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, tj. pewną zadyszką w inwestycjach, było spowodowane znacznym ograniczeniem inwestycji publicznych, ale szczególnie samorządowych. Mieliśmy dziurę pomiędzy jedną a drugą unijną perspektywą finansową, a są to znaczące środki. Ponadto projekty były nieprzygotowane, więc musieliśmy przyspieszyć, aktywując zarówno instytucje, jak i beneficjentów realizujących inwestycje. Udało się do tego stopnia, że jesteśmy dziś absolutnie liderem w UE. Rozmawialiśmy o tym nawet z Komisją Europejską w ostatnich dniach, że 1/3 wszystkich pieniędzy, jakie dotąd wypłaciła krajom członkowskim, trafiła do Polski. Myśmy takiego wyniku nigdy w historii wcześniej nie mieli.
To się nie zmieni w nowej perspektywie budżetowej?
Te dane dotyczą właśnie obecnej perspektywy 2014-2020 i z pewnością zmienią się z czasem, bo taka sytuacja jest teoretycznie niemożliwa do utrzymania. Dlatego, że nasz udział w całym budżecie unijnej polityki spójności wynosi ok. 22,6 proc. W dłuższym okresie poziom płatności z KE dla Polski będzie się zbliżać do naszego udziału w całej puli budżetu, więc ta krzywa, która dziś jest na poziomie trzydziestu kilku procent, ustabilizuje się na nieco niższym pułapie. Takiego poziomu jak obecnie nigdy nie mieliśmy, co oznacza, że tę machinę funduszy mocno rozpędziliśmy. To już jest a będzie jeszcze mocniejszy impuls inwestycyjny, tylko potrzeba kilku miesięcy, by się to przełożyło na realną gospodarkę. Będziemy to widzieć szczególnie dobrze w drugiej połowie roku. Ten impuls wzrostowy, który pochodzi od konsumpcji, będzie silnie uzupełniany przez te właśnie inwestycje publiczne jak i inwestycje sektora prywatnego.
Powiedział Pan: „rozpędziliśmy maszynę”. Ale jak to wygląda w praktyce?
W perspektywie na lata 2014-2020,w polityce spójności, bo tu są gównie pieniądze inwestycyjne, mamy do wydania 82,5 mld euro. Obecnie w podpisanych umowach jest prawie 160 mld zł brutto, wraz z wkładem własnym. Udział środków europejskich w tych inwestycjach wynosi już ponad 100 mld zł. To silny impuls, który będzie widoczny przez kolejne lata. Wsparliśmy uruchomienie ponad 200 dużych prywatnych inwestycji w całym kraju na kilkanaście mld złotych. W inwestycjach w strefach zaczynają dominować polskie firmy. To bardzo ważne inwestycje wysokiej jakości.
Dodam, że realizujemy też całą serię przedsięwzięć wzmacniających proinwestycyjne nastawienie biznesu. Przygotowujemy nowe zasady funkcjonowania stref ekonomicznych. Liczymy bardzo na nową ustawę o wspieraniu innowacji, która zapewni znacznie większe preferencje na wydatki kierowane przez firmy na badania i rozwój. To będą silne bodźce. Poprawiamy także otoczenie prawne działalności gospodarczej – pracujemy nad Konstytucją Biznesu, wdrażamy pakiet 100 zmian, które ułatwią i uproszczą funkcjonowanie firm.
Wiem, że polityk rządu tego nie powie, ale czy był taki obszar czy zagadnienie, które nie wyszło na tyle, na ile państwo tego oczekiwali, czy też można było pociągnąć lepiej?
Jak prawie w każdym procesie, niektóre elementy i cele wydawało nam się, że uda nam się wykonać nieco szybciej. Przykładem niech będzie program uproszczeń w funduszach unijnych, który chcieliśmy prowadzić jeszcze w zeszłym roku. Także przekształcenia związane z utworzeniem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu miały nastąpić w zeszłym roku, a realizujemy je w tej chwili. Wydaje mi się więc, że problemy, które napotkaliśmy to była głównie kwestia czasu. Ale wszystkie elementy naszego planu bardzo konsekwentnie wdrażamy.
Również proszę zauważyć, że zmieniamy sposoby oszczędzania w kraju. Musimy budować kulturę oszczędności, jak również wprowadzać instrumenty w tej materii. Mam na myśli nie tylko giełdę, ale głównie III filar emerytalny, w którym chcielibyśmy, żeby Polacy więcej oszczędzali. Chcemy tworzyć tzw. Pracownicze plany kapitałowe, które są standardem w rozwiniętych gospodarkach, gdzie oszczędności obywateli są przekazywane na finansowanie wieloletnich inwestycji. Bez oszczędności i inwestycji nie będzie trwałego rozwoju.
Panie Ministrze, czytelnicy pytają, czy tych pieniędzy na pewno nie zabraknie w budżecie, przy tak dużych wydatkach na politykę społeczną, przy skróceniu wieku emerytalnego? Skąd je weźmiemy?
Proszę zwrócić uwagę, że w ciągu kilku ostatnich lat wzrosła tzw. luka VAT-owska. To oczywiście szerszy problem państw UE, z którym walczymy, ale w Polsce dziura ta była na poziomie 26-27 procent, przy czym średnia unijna to kilkanaście procent. Co to oznacza? Każdego roku z tego tytułu traciliśmy pomiędzy 35-55 mld zł…
Gigantyczne pieniądze.
Tak i proszę zobaczyć, że to jest skala naszego rocznego deficytu budżetowego. Gdybyśmy tę dziurę załatali, to nie mielibyśmy tego problemu. Ale to nie koniec, bo podobna dziura jest w CIT. To kolejna niesprawność systemu, ale my te dziury sukcesywnie łatamy. Temu służą rozwiązania prawne jak i powstanie Krajowej Administracji Skarbowej.
Ale stawiamy także na wzrost gospodarczy, który powoduje powstawanie dodatkowych dochodów naszego państwa. Po raz pierwszy wprowadziliśmy system, w którym społeczeństwo w znacznie większym stopniu partycypuje w korzyściach płynących ze wzrostu gospodarczego, a także napędzamy coraz silniej gospodarkę jakościowo.
Słucha Pan czasem Leszka Balcerowicza, gdy wypowiada się o planie Morawieckiego?
Wydaje mi się, że podejście do gospodarki, które opiera się na absolutnej swobodzie i wierze, że siły rynkowe same wszystko wyrównają, że całe społeczeństwo będzie zyskiwało na tym równo – nie działa. Przykłady ostatnich kilkunastu lat, a szczególnie ostatnich kryzysów na świecie pokazały, że tak nie jest. Dobrze radzą sobie te gospodarki, które mają sprawne systemy regulacyjne, sprawne państwa, które potrafią reagować we właściwych momentach. Co ważne, polityka którą prowadzimy, jest dla ludzi, a nie dla elit czy mitycznej „gospodarki”.
Co bowiem rozumiemy pod pojęciem gospodarki? Czy taktujemy ją jako pewien organizm, który ma służyć wszystkim ludziom? Czy też organizm, który ma służyć elitom i tylko niektórym przedsiębiorcom? Jeżeli jest ona pozostawiona sama sobie, to następuje silne skumulowanie efektów wzrostu gospodarczego w rękach bardzo niewielkiej grupy ludzi.
Z tego też, Pana zdaniem, rodzą się polityczne kryzysy?
Absolutnie. Przykładowo, to, co w tej chwili obserwujemy w Stanach Zjednoczonych, jest dokładnie efektem tego stanu rzeczy. To nie był proces tak silnie obserwowany w Europie, ale został dostrzeżony przez amerykańskich ekonomistów. Efekty wzrostu gospodarczego nie były równo dystrybuowane. My też, w Polsce i w ogóle w Europie, staramy się tego uniknąć. Dlaczego? Ponieważ jak nie ma odbiorców, to nie ma wzrostu. A zresztą, jeżeli społeczeństwo nie korzysta z efektów wzrostu gospodarczego, to dochodzi do napięć. Musimy więc z jednej strony dbać o wzrost, o konkurencyjność, abyśmy nie wpadli w pułapkę średniego dochodu, ale z drugiej strony musimy też zadbać, aby wszyscy obywatele naszego kraju korzystali z efektów tego wzrostu. I o to się staramy.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wicepremier Morawiecki mówił swojego czasu, że owszem, bardzo chętnie przyjmiemy kapitał zagraniczny, ale nie wszędzie i nie każdy.
Dokładnie. Kapitał, który przychodzi wyłącznie wykorzystując naszą tanią silę roboczą i siłę naszego rynku, oczywiście nadal będzie obecny, ale to nie jest kapitał, który powinniśmy wspierać pieniędzmi publicznymi. On nam daje niewiele. Kapitał zagraniczny, który w tej chwili wchodzi i dominuje, z czego się bardzo cieszymy, kreuje miejsca pracy o dużej wartości dodanej, gdzie są potrzebne osoby z dobrym wykształceniem, kwalifikacjami i gdzie są wysokie płace, oparty na zaawansowanych technologiach. To jest to, czego oczekujemy, bo ten kapitał wypełnia nasze luki, np. technologiczne, związane z wyższą produktywnością. Jakość tych inwestycji zagranicznych znacząco wzrosła.
Rozmawiamy w ciekawym dniu, kiedy Peako SA został „udomowiony”, jak to określił wicepremier Morawiecki. Przekładając to na konkrety dla czytelnika, jak cała transakcja ma się dla bezpieczeństwa gospodarczego Polski? Co mamy z tego, że ten bank będzie w polskich, a nie włoskich rękach?
Dla większości osób to trochę abstrakcja, bo ludzie patrzą na bank przez pryzmat dobrej obsługi i oferty. Ale ja bym tu podał dwa przykłady, które powinny zmienić to spojrzenie. Jeden odnosi się do spowolnienia gospodarczego, jakie miało miejsce na świecie i UE kilka lat temu. Co wtedy się działo? Banki zagraniczne, które były obecne w Polsce, wycofywały swoje środki z rynku polskiego po to, żeby łatać dziury w swoich krajach, absolutnie wstrzymując swoją działalność kredytową dla polskich firm, mimo że u nas nie było tak źle, jak w innych krajach. Gdyby nie PKO BP i BGK nie mielibyśmy czym finansować naszej gospodarki. To dało nam dużo do myślenia. Drugi przykład, jaki chciałbym podać: proszę zerknąć na inne rozwinięte gospodarki, jakie one mają struktury w systemie finansowym, Niemcy, Francja czy Włochy. Tam własność banków przez kapitał krajowy jest na poziomie ok 90 proc. a u nas był taki moment, że 70 proc. naszych banków było w rękach zagranicznych. W tej chwili, po tej transakcji przełamujemy to i osiągamy 53 proc. udziału naszego rodzimego kapitału w systemie bankowym. Zmierzamy ku normalności.
W planach ministerstwa są jeszcze – mówiąc kolokwialnie – inne plany podbojów na tym rynku, jest tak, że na dzisiaj pewne furtki są już zamknięte?
Ta transakcja była absolutnie komercyjna. To było wykorzystanie sytuacji, gdy jeden bank, Unicredit, szukał gotówki u siebie w kraju i otworzył się na możliwość sprzedaży którychś ze swoich aktywów zagranicznych. Uznano, że może je sprzedać w Polsce i my tę sytuację wykorzystaliśmy. Jeżeli w przyszłości będzie się zwiększał udział kapitału krajowego, to odbędzie się to na zasadach rynkowych, a nie tylko dlatego, że za wszelką cenę będziemy odkupywać udziały od banków zagranicznych.
Mówiliśmy o szybkim wzroście polskiej gospodarki, ale pamiętam, że na początku był moment takiego małego potknięcia przy okazji pierwszych prognoz zagranicznych agencji i przy danych statystycznych. Pojawiały się wtedy tezy, także wicepremier Morawiecki o tym mówił, że tak naprawdę PKB nie wkłada się do garnka, ale że chodzi o jego strukturę. Państwo zwracają na to uwagę, że dzisiejszy wzrost nie jest napompowany?
Wzrost jest efektem skutecznie prowadzonej polityki gospodarczej i nie ukrywajmy, że jest też efektem wykorzystania dobrej koniunktury zagranicznej. Wykorzystujemy ją poprzez fakt, że polskie firmy, jak również firmy zagraniczne działające w Polsce, namawiamy do większej ekspansji zagranicznej i oferujemy w tym zakresie instrumenty wsparcia, choćby ze środków europejskich.
Mamy bowiem trzy główne motory napędowe PKB: konsumpcję, eksport i inwestycje. To z czym mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, tj. pewną zadyszką w inwestycjach, było spowodowane znacznym ograniczeniem inwestycji publicznych, ale szczególnie samorządowych. Mieliśmy dziurę pomiędzy jedną a drugą unijną perspektywą finansową, a są to znaczące środki. Ponadto projekty były nieprzygotowane, więc musieliśmy przyspieszyć, aktywując zarówno instytucje, jak i beneficjentów realizujących inwestycje. Udało się do tego stopnia, że jesteśmy dziś absolutnie liderem w UE. Rozmawialiśmy o tym nawet z Komisją Europejską w ostatnich dniach, że 1/3 wszystkich pieniędzy, jakie dotąd wypłaciła krajom członkowskim, trafiła do Polski. Myśmy takiego wyniku nigdy w historii wcześniej nie mieli.
To się nie zmieni w nowej perspektywie budżetowej?
Te dane dotyczą właśnie obecnej perspektywy 2014-2020 i z pewnością zmienią się z czasem, bo taka sytuacja jest teoretycznie niemożliwa do utrzymania. Dlatego, że nasz udział w całym budżecie unijnej polityki spójności wynosi ok. 22,6 proc. W dłuższym okresie poziom płatności z KE dla Polski będzie się zbliżać do naszego udziału w całej puli budżetu, więc ta krzywa, która dziś jest na poziomie trzydziestu kilku procent, ustabilizuje się na nieco niższym pułapie. Takiego poziomu jak obecnie nigdy nie mieliśmy, co oznacza, że tę machinę funduszy mocno rozpędziliśmy. To już jest a będzie jeszcze mocniejszy impuls inwestycyjny, tylko potrzeba kilku miesięcy, by się to przełożyło na realną gospodarkę. Będziemy to widzieć szczególnie dobrze w drugiej połowie roku. Ten impuls wzrostowy, który pochodzi od konsumpcji, będzie silnie uzupełniany przez te właśnie inwestycje publiczne jak i inwestycje sektora prywatnego.
Powiedział Pan: „rozpędziliśmy maszynę”. Ale jak to wygląda w praktyce?
W perspektywie na lata 2014-2020,w polityce spójności, bo tu są gównie pieniądze inwestycyjne, mamy do wydania 82,5 mld euro. Obecnie w podpisanych umowach jest prawie 160 mld zł brutto, wraz z wkładem własnym. Udział środków europejskich w tych inwestycjach wynosi już ponad 100 mld zł. To silny impuls, który będzie widoczny przez kolejne lata. Wsparliśmy uruchomienie ponad 200 dużych prywatnych inwestycji w całym kraju na kilkanaście mld złotych. W inwestycjach w strefach zaczynają dominować polskie firmy. To bardzo ważne inwestycje wysokiej jakości.
Dodam, że realizujemy też całą serię przedsięwzięć wzmacniających proinwestycyjne nastawienie biznesu. Przygotowujemy nowe zasady funkcjonowania stref ekonomicznych. Liczymy bardzo na nową ustawę o wspieraniu innowacji, która zapewni znacznie większe preferencje na wydatki kierowane przez firmy na badania i rozwój. To będą silne bodźce. Poprawiamy także otoczenie prawne działalności gospodarczej – pracujemy nad Konstytucją Biznesu, wdrażamy pakiet 100 zmian, które ułatwią i uproszczą funkcjonowanie firm.
Wiem, że polityk rządu tego nie powie, ale czy był taki obszar czy zagadnienie, które nie wyszło na tyle, na ile państwo tego oczekiwali, czy też można było pociągnąć lepiej?
Jak prawie w każdym procesie, niektóre elementy i cele wydawało nam się, że uda nam się wykonać nieco szybciej. Przykładem niech będzie program uproszczeń w funduszach unijnych, który chcieliśmy prowadzić jeszcze w zeszłym roku. Także przekształcenia związane z utworzeniem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu miały nastąpić w zeszłym roku, a realizujemy je w tej chwili. Wydaje mi się więc, że problemy, które napotkaliśmy to była głównie kwestia czasu. Ale wszystkie elementy naszego planu bardzo konsekwentnie wdrażamy.
Również proszę zauważyć, że zmieniamy sposoby oszczędzania w kraju. Musimy budować kulturę oszczędności, jak również wprowadzać instrumenty w tej materii. Mam na myśli nie tylko giełdę, ale głównie III filar emerytalny, w którym chcielibyśmy, żeby Polacy więcej oszczędzali. Chcemy tworzyć tzw. Pracownicze plany kapitałowe, które są standardem w rozwiniętych gospodarkach, gdzie oszczędności obywateli są przekazywane na finansowanie wieloletnich inwestycji. Bez oszczędności i inwestycji nie będzie trwałego rozwoju.
Panie Ministrze, czytelnicy pytają, czy tych pieniędzy na pewno nie zabraknie w budżecie, przy tak dużych wydatkach na politykę społeczną, przy skróceniu wieku emerytalnego? Skąd je weźmiemy?
Proszę zwrócić uwagę, że w ciągu kilku ostatnich lat wzrosła tzw. luka VAT-owska. To oczywiście szerszy problem państw UE, z którym walczymy, ale w Polsce dziura ta była na poziomie 26-27 procent, przy czym średnia unijna to kilkanaście procent. Co to oznacza? Każdego roku z tego tytułu traciliśmy pomiędzy 35-55 mld zł…
Gigantyczne pieniądze.
Tak i proszę zobaczyć, że to jest skala naszego rocznego deficytu budżetowego. Gdybyśmy tę dziurę załatali, to nie mielibyśmy tego problemu. Ale to nie koniec, bo podobna dziura jest w CIT. To kolejna niesprawność systemu, ale my te dziury sukcesywnie łatamy. Temu służą rozwiązania prawne jak i powstanie Krajowej Administracji Skarbowej.
Ale stawiamy także na wzrost gospodarczy, który powoduje powstawanie dodatkowych dochodów naszego państwa. Po raz pierwszy wprowadziliśmy system, w którym społeczeństwo w znacznie większym stopniu partycypuje w korzyściach płynących ze wzrostu gospodarczego, a także napędzamy coraz silniej gospodarkę jakościowo.
Słucha Pan czasem Leszka Balcerowicza, gdy wypowiada się o planie Morawieckiego?
Wydaje mi się, że podejście do gospodarki, które opiera się na absolutnej swobodzie i wierze, że siły rynkowe same wszystko wyrównają, że całe społeczeństwo będzie zyskiwało na tym równo – nie działa. Przykłady ostatnich kilkunastu lat, a szczególnie ostatnich kryzysów na świecie pokazały, że tak nie jest. Dobrze radzą sobie te gospodarki, które mają sprawne systemy regulacyjne, sprawne państwa, które potrafią reagować we właściwych momentach. Co ważne, polityka którą prowadzimy, jest dla ludzi, a nie dla elit czy mitycznej „gospodarki”.
Co bowiem rozumiemy pod pojęciem gospodarki? Czy taktujemy ją jako pewien organizm, który ma służyć wszystkim ludziom? Czy też organizm, który ma służyć elitom i tylko niektórym przedsiębiorcom? Jeżeli jest ona pozostawiona sama sobie, to następuje silne skumulowanie efektów wzrostu gospodarczego w rękach bardzo niewielkiej grupy ludzi.
Z tego też, Pana zdaniem, rodzą się polityczne kryzysy?
Absolutnie. Przykładowo, to, co w tej chwili obserwujemy w Stanach Zjednoczonych, jest dokładnie efektem tego stanu rzeczy. To nie był proces tak silnie obserwowany w Europie, ale został dostrzeżony przez amerykańskich ekonomistów. Efekty wzrostu gospodarczego nie były równo dystrybuowane. My też, w Polsce i w ogóle w Europie, staramy się tego uniknąć. Dlaczego? Ponieważ jak nie ma odbiorców, to nie ma wzrostu. A zresztą, jeżeli społeczeństwo nie korzysta z efektów wzrostu gospodarczego, to dochodzi do napięć. Musimy więc z jednej strony dbać o wzrost, o konkurencyjność, abyśmy nie wpadli w pułapkę średniego dochodu, ale z drugiej strony musimy też zadbać, aby wszyscy obywatele naszego kraju korzystali z efektów tego wzrostu. I o to się staramy.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344035-nasz-wywiad-wiceminister-kwiecinski-o-wzroscie-pkb-inwestycjach-rozwoju-i-luce-vat-nie-jestesmy-juz-montownia?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.