Księdza Kazimierza Sowę wsparł w jego troskach były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Wzywając na Facebooku aby się trzymał. I zapewniając go, że jego dzieło zostanie ostatecznie ocenione „po owocach”. „Po owocach morza” – dopisał ktoś.
To wsparcie jest nieprzypadkowe. Obie postaci wiele łączy. Znałem Kazimierza Marcinkiewicza jako inteligentnego obiecującego, naprawdę sprawnego polityka prawicy. I znałem ks. Kazimierza Sowę jako pryncypialnego duszpasterza z kręgu konserwatywnych pampersów. Który miał za złe swoim znajomym, że zapraszają na urodziny dziennikarzy „Gazety Wyborczej”.
Tym co zgubiło obie postaci jest nieustanne aspirowanie. W przypadku Marcinkiewicza pamiętam opowieść o tym, jak pojechał przed laty z przyjaciółmi na narty i jak pomykał na stoku… w garniturze. Prowincjonalny nauczyciel, piszę to bez złośliwości, wtedy były jego najlepsze lata, albo nie wiedział, jak się ubrać, albo nawet nie miał jeszcze ubrań na zmianę. Lgnął więc coraz mocniej do biznesu, tracąc coś, co było na początku jego największym atutem: związek ze społeczeństwem i społeczny słuch.
Z sympatycznym księdzem Kazimierzem było chyba nawet gorzej, no zresztą był duchownym. Sławna przypowiastka, co jest jego duchową Alfą Romeo… Pointą rozrywkową była opowieść pewnego mojego znajomego o gościach ładujących się do helikoptera lecącego na imieniny jednego z wielkich potentatów, bodaj Kazimierza Staraka. – No i wyobraź sobie, wsiadają. Nergal. Potem ksiądz Sowa. Potem… - i tu następowała lista przedstawicieli wszystkiego rodzaju elit.
Zarówno Marcinkiewicz jak i ks. Sowa uznali, że swoje zamiłowania mogą zrealizować tylko przy boku skazanej na wieczne rządy Platformy. Przy czym w przypadku Sowy skala upadku jest nawet większa.
Kiedy nagrany ks. Sowa instruuje swoich kolegów z PO, jak mają wymuszać na Kościele rozmaite ustępstwa – instrumentami finansowymi – przestaje być zabawny. Nie lubię przesadnych analogii, ale skojarzenia z karierami tzw księży patriotów nasuwają się same. Zwłaszcza, że w tych ostatnich latach Platforma była formacją chadecką czy centroprawicową już tylko z nazwy. Jak rozumiem podobne odbarwienie Kościoła jest cały czas marzeniem rozmaitych środowisk. I ksiądz Sowa był pożytecznym dla tych środowisk sojusznikiem.
Co powiedziawszy przypomnę, że zostałem spytany w Salonie Dziennikarskim, kto ma rację. Czy rzeczniczka PiS Beata Mazurek, która ujawnione przez TVP Info pogwarki opisała jako przykład na „funkcjonowanie państwa PO”. Czy poseł opozycji, który twierdził, że rządowa telewizja wrzuca te nagrania po to, aby przyćmiewać realne kłopoty PiS.
Odpowiedziałem, że rację mają obie te osoby. Zacznę od państwa PO. Oczywiście ksiądz Sowa to osoba prywatna (chociaż w przeszłości członek jakichś rad nadzorczych), ale jego rozmówcy - nie.
Można by odpowiadać, że podsłuchiwani ujawniają swoje gorsze strony, cechy i motywy właśnie z powodu specyfiki okazji i miejsca. Nasuwa mi się jednak niewesoła myśl: zwłaszcza po ostatnim okresie rządów PO pozostanie niewiele więcej. Głównie takie właśnie smędzenie nad drogimi daniami i trunkami. Żadnych wysiłków, dylematów, zamiarów, żadnego ryzyka. Nic. To jest w tym najstraszniejsze. Tu akurat Sowa jest tylko statystą. Ale skoro z własnej woli stał się jednym więcej działaczem rządzącej do niedawna formacji, tak bezideowej i pustej…. Pozostanie także jako symbol tych zapustów.
Co powiedziawszy, wytłumaczę jednak, dlaczego przyznałem rację również tym platformersom, którzy mówili, że to wrzutka. Przecież afera taśmowa wybuchła dwie epoki temu. Takie przyczynkarskie historyjki trzyma się na czarną godzinę nie bez powodu.
Akurat w tym tygodniu po raz kolejny pobrzmiewała dysputa o braniu posad w spółkach skarbu państwa przez polityków PiS, przez ich krewnych i znajomych. Szefowa kancelarii prezydenta Małgorzata Sadurska musi być w zarządzie PZU. To mnie jeszcze tak bardzo nie szokuje. Ale dyrektorka szpitala w Oświęcimiu musi być w radzie nadzorczej Pekao. Bo jest znajomą pani premier.
Ciąg anegdot z 2014 o księdzu Sowie i jego już nie rządzących kolegach ma kasować temat. Skądinąd obecna partia rządząca jest popularna, ma realne osiągnięcia. Także te spółki mają osiągnięcia. Niemniej pamiętajcie kochani i was może ktoś kiedyś nagrać. Dziś zagłuszacie umiejętnie trudne pytania. Ale w przyszłości? Nawet własnych księży macie i zawieracie z nimi deale. Możliwe, że układając się z partią naprawdę bliższą wrażliwości tradycyjnego katolika, ci kapłani nie przeklinają i nie jedzą ośmiorniczek. Ale czy to znosi pytania o ich zblatowanie ze światem doczesnym? Światem polityki.
Oni mają swój upadek za sobą. A wy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343844-sojusz-kaziow-czyli-jak-marcinkiewicz-wsparl-sowe-ale-poza-ich-podobienstwami-takze-inne-wnioski-z-calej-historii