Zadymiarze znowu w akcji. Nic dziwnego. Lider Obywateli RP Paweł Kasprzak nigdy nie ukrywał, że jego celem jest łamanie prawa. Krytykując wstrzemięźliwość KOD mówił: „należy stawać raczej właśnie tam, gdzie stać nam zakazują, zamiast tam, gdzie jeszcze pozwalają.” No więc konsekwentnie organizuje manifestacje tak, aby sprowokować siły porządkowe do reakcji i udowodnić swoją bałamutną tezę, że w Polsce nie ma wolności.
Tym razem do pomocy Kasprzakowi dołączył jego dobry znajomy z Wrocławia Władysław Frasyniuk, który – jak relacjonował na Twitterze publicysta „Do Rzeczy” Wojciech Wybranowski – na wezwanie policjantów do okazania dokumentów, odmówił im i przedstawił się jako Jan Kowalski. Po czym został, z radosną miną, wyniesiony siłą przez policję, tak jak inni blokujący Krakowskie Przedmieście. Można powiedzieć: buta, bezczelność. Ale to coś więcej. Frasyniuk wyraźnie daje do zrozumienia, że nie uznaje władzy obecnych instytucji państwowych. I zachęca do tej postawy innych.
Gdyby Frasyniuk chciał być konsekwentny, to powinien wyrzucić polski paszport. Nie namawiam go do tego, ale skoro podważa legalność instytucji państwowych, to przecież wydawane przez te instytucje prawa i dokumenty również powinny być dla niego nieważne. Ale jeżeli uważa, że jednak są ważne, to niech przestrzega zasad, które obowiązują każdego obywatela i szanuje własne państwo, o które – jak się zarzeka – tak dzielnie walczył.
Ja wiem, że Frasyniuk chciałby, aby jego dokonania z podziemia (a rzeczywiście ma ich wiele), dawały mu dzisiaj szczególne prawa. Podobnie myśli wielu jego towarzyszy z tamtych lat, którzy postanowili w latach 90. zbudować Polskę według własnej autorskiej wizji, odrzucając jakikolwiek inny punkt widzenia. I dotąd nie przyjęli do wiadomości, że ich koncepcja, wedle której uprzywilejowane elity wychowują ciemną społeczną masę, została przez wyborców odrzucona.
Dlatego Frasyniuk nie walczy dziś z rządem demokratycznymi metodami. Ani on ani jego towarzysze nie próbują przekonywać opinii publicznej żadnymi racjonalnymi argumentami, bo ich nie mają. Zamiast tego tworzą konfederację przeciw prawicy, rodzaj groteskowej partyzantki, która wymawia posłuszeństwo państwu. Na zasadzie, skoro państwo nas zdradziło (tzn. straciliśmy w nim władzę), to przestało być nasze, a skoro tak – to należy je zwalczać. Co z tego wynika? Ano to, że liberalna część dawnego obozu solidarnościowego po upadku komunizmu po prostu postanowiła zawłaszczyć państwo, uznając się za dożywotnich przewodników społeczeństwa.
Gdy widzę dziś Frasyniuka tarzającego się po chodniku „w obronie demokracji”, to myślę sobie, że jego dawny ideał – podziemnego herosa – sięgnął bruku. I to dosłownie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343766-frasyniuk-awanturujacy-sie-na-ulicy-czyli-o-tym-jak-bardzo-nisko-mozna-w-zyciu-upasc