Ujawniona przez TVP Info taśma z udziałem ks. Kazimierza Sowy nie wnosi zbyt wiele nowego do życia publicznego w Polsce, co nie znaczy, że nie powinniśmy poznać jej treści. Znajmy jednak proporcje w ekscytacji całą sprawą.
Fragmenty rozmów ks. Sowy z prominentnymi działaczami Platformy Obywatelskiej, jakie poznajemy od piątkowego przedpołudnia, należy traktować raczej w kategoriach gorzkiej ciekawostki niż politycznego przełomu. Cóż bowiem dowiadujemy się z ujawnianych taśm? Że politycy PO reagują śmiechem na nazwiska wiceministrów podejrzewanych o korupcję? Dla kogoś to nowość? Że ks. Sowa, nieformalny członek ekipy rządzącej, doradza politykom Platformy co do strategii? Czyż nie robił tego z otwartą przyłbicą (tyle, że innym językiem) na antenie TVN? Że odbywają się rozmowy co do obsady stanowisk w spółkach Skarbu Państwa? Czy nie jest to domena każdej ekipy?
Niewiele w tym nowego, niewiele szokującego. Oczywiście, można przy okazji przypomnieć osiem lat Platformy, wrócić do o wiele bardziej „mięsnych” i ważniejszych wątków z poprzednich nagrań (Nowak, Sikorski, Kulczyk, etc.), ale tak naprawdę te nowe taśmy – poza wyraźnym obciążeniem dla ks. Sowy – nie dają nam w zasadzie nic. No chyba, że prokuratura czy służby znajdą w tej rozmowie jakieś wątki do sprawdzenia i prześwietlenia (może sprawa odszkodowania z resortu infrastruktury?). Ale jakoś nie wydaje mi się, by tak się stało.
Proszę mnie dobrze zrozumieć; nie krytykuję samego faktu ujawnienia nagrania. Wiemy przecież, co by się działo, gdyby światło dzienne ujrzało nagranie z, powiedzmy, rozmów o. Tadeusza Rydzyka i któregoś z ministrów rządu Beaty Szydło. Wielogodzinne relacje, komentarze, analizy mielibyśmy przez tydzień. Rozmowy ks. Sowy z politykami PO i gen. Janickim są momentami interesujące, mówią co nieco o charakterystyce ówczesnej władzy, ale… to aż tyle i tylko tyle.
Nie jestem pewien, czy kolejne wydania specjalne i niemal całodobowe zapętlenie cytatów z akurat tej taśmy jest najbardziej odpowiednią reakcją na ukazanie tych nagrań. Tym bardziej, że w ostatnich dniach mieliśmy o wiele bardziej godne uwagi sprawy: umowę z Danią, zapowiedź wizyty Donalda Trumpa w Polsce (sukces dyplomacji!), skuteczną wyprawę Piotra Naimskiego do USA, zamieszanie wokół Nord Stream 2… Umykają nam w debacie publicznej sprawy niezwykle istotne, kluczowe dla polskiego interesu narodowego. W zamian mamy ekscytację knajackim językiem jednego z celebryckich kapłanów i jego kolegów z PO. To jednak nie te proporcje.
Powiedzmy sobie wprost - w tych taśmach nic mocnego, z perspektywy życia politycznego, nie ma. Problemy będzie miał zapewne ks. Kazimierz Sowa, który został ściągnięty (jeszcze przed ujawnieniem nagrania) do krakowskiej diecezji, a jego działalność pozakapłańska zostanie najwyraźniej mocno ograniczona. Zadbać ma o to abp Marek Jędraszewski i mocno trzymam kciuki, by sprawdził ulubieńca TVN na jakiejś prowincjonalnej, biednej parafii albo w zamkniętym klasztorze.
Cała sprawa może też jednak zaszkodzić samemu Kościołowi w Polsce. Opowieści o tym, że abp Nycz ma słabość do Donalda Tuska, wokół budowy Świątyni Opatrzności Bożej dzieją się dziwne rzeczy, a część episkopatu to „świry” - wszystko to stawia w smutnym świetle ks. Sowę, a rykoszetem dostaje cała wspólnota katolików. Upadek i zamieszanie kapłana w polityczne układy nie powinny być jednak powodem do radości, ale raczej przestrogą na przyszłość. Również dla tych z kapłanów, którzy mają zażyłe stosunki z dzisiejszą władzą.
Ale to główne, jeśli nie jedyne wnioski, jakie należy wyciągnąć z całej sprawy. Ma tutaj trochę pracy abp Jędraszewski, o refleksję powinni pokusić się dzisiejsi rządzący i… w zasadzie, z grubsza, tyle. Jasne, że oburzać może też język i styl ludzi poprzedniej władzy. Ale jeśli ktoś wierzy, że na przykład rozmowy o nominacjach personalnych w dzisiejszych czasach (ot, choćby dla Małgorzaty Sadurskiej) toczą się wyłącznie na poziomie analizy merytorycznych dokonań i w języku rodem z powieści Henryka Sienkiewicza… No cóż, chciałbym mieć tę wiarę. Dla porównania – jeśli wierzyć „GPC”, to ludzie zainstalowani przez PiS w jednej ze spółek Skarbu Państwa mieli polewać wódkę przy makiecie samolotu i napisie „TU Polewaj”.
A skoro o aferze taśmowej mowa, to wciąż otwarte (i dużo ważniejsze) jest pytanie o dysponenta nagrań, o to, czym kieruje się przy kolejnych wrzutkach z taśmami, wreszcie – o pełną treść nagrań, które poznaliśmy tylko w części (na przykład rozmowa Kulczyk – Sikorski). Wciąż czekamy też na konkretne działania instytucji państwa w kwestii wyjaśnienia wątków, jakie pojawiały się na poprzednich nagraniach (głównie mam na myśli sprawę prywatyzacji Ciechu).
Nie pomieszajmy priorytetów; nawet jeśli polska debata publiczna jest łatwo sterowalna i mocno podatna na wrzutki. Nawet jeśli te mogą służyć doraźnym korzyściom.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343719-tasmy-ks-sowy-znajmy-proporcje-i-priorytety-wazniejsze-pytania-jak-to-o-pelna-tresc-innych-nagran-sa-otwarte