Moim punktem odniesienia ma być stanowisko Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, a nie rzecznika Platformy Obywatelskiej. Mogę mieć sympatie osobiste, wynikające z choćby relacji rodzinnych, ale nie zwalnia mnie to z jasnego głoszenia prawdy. To trudne zadanie. Na pewno niewdzięczne, ale to jest zadanie prorockie Kościoła. Jeśli ulegam zatem osobistym sympatiom, emocjom, a co gorsza - układom wyraźnie skorumpowanym - to jest to zdrada. To jest takie sprzeniewierzenie się prawdzie, które prowadzi do samozniszczenia i samozagłady
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz.
wPolityce.pl: Jak przyjął ksiądz profesor ujawnione przez TVP nagranie z restauracji Sowa & Przyjaciele ze spotkania ks. Kazimierza Sowy z Kazimierzem Karpińskim, gen. Marianem Janickim, Pawłem Grasiem i Jerzym Mazgajem. Jakie są granice zaangażowania w politykę osoby duchownej?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Ujawnienie tych nagrań jest w pewnym sensie szokiem, bo narusza w sposób radykalny granice zaangażowania duchownych w politykę. „W pewnym sensie” zaś, gdyż bohater całej dzisiaj ujawnionej afery sugerował niejednokrotnie, że on te granice przekracza. Zdaję sobie rzecz jasna sprawę, że niejeden odbiorca tego komentarza może zarzucić wielu duchownym, w tym i mówiącemu te słowa zaangażowania w politykę. Takie słowa krytyki kierował w swoim czasie o. Ludwik Wiśniewski w swoim słynnym liście do nuncjusza apostolskiego w Polsce. Rzecz w tym, że z jednej strony skoro człowiek jest drogą Kościoła, to także człowiek w swoim wymiarze politycznym jest i pozostanie drogą Kościoła. I Kościół ma obowiązek opowiadać się za prawem do życia, prawem do pracy, Kościół ma obowiązek wspierać politykę prorodzinną i bronić tożsamości narodowej. O tym, że jest to misja Kościoła świadczy choćby w naszych czasach beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki. Ale to, co robi ks. Kazimierz Sowa jest radykalnie innym wymiarem polityki. Jego zaangażowanie to nie jest wyraz troski, roztropnej troski o dobro wspólne. To jest utylitarna gra o tron i kasę. Równie prymitywna, jak wulgarna, Budzi niesmak.
Ks. Sowa wychodzi tu na doradcę ówczesnego obozu władzy. Szokuje, poza wulgarnym językiem również dyskusja jak należy rozprawić się z mediami niechętnymi PO. Duchowny radzi: „Nie polemizować-zniszczyć”.
Cóż, nie po raz pierwszy spotykamy się z symbiozą neoliberalizmu z neolewicą we współczesnej grze politycznej. Z jednej strony mamy do czynienia z promocją swoistego wolnego rynku, w którym bezpardonowo gra się o interesy własne i swoich kolesi. Ale z drugiej strony ta gra jest walką. Bo przecież w ujęciu lewicy polityka była i pozostaje walką klas. A w walce trzeba człowieka zniszczyć. Dlatego, że jest przeciwnikiem. Jako liberał ks. Sowa wielokrotnie apeluje propagandowo o tolerancję i zrozumienie dla wszystkich, którzy są jakoś tam „inaczej”. Ale pozostaje grupa, która nie jest „inaczej”, jest normalnie. To grupa, którą lewicowiec musi zniszczyć. Zauważmy ten moment bardzo wyraźnie - człowiek, który dla wielu jest symbolem „otwartego społeczeństwa” (także i Kościoła) jako normę kultury otwartości stosuje normę „zniszczyć”. I to nie jest przypadek.
A to, że ks. Sowa zasiadał wówczas w kilku radach nadzorczych spółek skarbu państwa jest normalne?
Jasne, że jest to absolutnie nienormalne. Nie potrafię nawet tego skomentować, bo jest to tylko i wyłącznie obraz patologii platformy oligarchów.
Zauważmy, że ks. Sowa był także stałym komentatorem TVN24, wspierającym tych, którzy dzielili Polskę na dwa kościoły- toruński i łagiewnicki. Często zabierał głos w sprawach politycznych, wyraźnie wspierając PO, głównie po Smoleńsku i pokazując niechęć wobec PiS. Jak ksiądz to tłumaczy?
To bardzo istotny moment działalności ks. Sowy. Był przez lata człowiekiem opiniotwórczym, sam polaryzując i dywersyfikując Kościół w Polsce, stawał wyraźnie po jednej ze stron, był jej frontmanem. Raz jeszcze podkreślam, nie mam za złe zabierania głosu w sprawach polityki. Ale jeśli będąc kapłanem zabieram w tej kwestii głos, czynię to i powinienem czynić na mocy mandatu, jaki mam od Kościoła. Jeśli zatem dzisiaj sprawa aborcji, związków homoseksualnych czy reprodukcji in vitro jest tematem politycznym mam prawo i obowiązek w tej kwestii się wypowiadać. Ale moim punktem odniesienia ma być stanowisko Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, a nie rzecznika Platformy Obywatelskiej. Mogę mieć sympatie osobiste, wynikające z choćby relacji rodzinnych, ale nie zwalnia mnie to z jasnego głoszenia prawdy. To trudne zadanie. Na pewno niewdzięczne, ale to jest zadanie prorockie Kościoła. Jeśli ulegam zatem osobistym sympatiom, emocjom, a co gorsza - układom wyraźnie skorumpowanym - to jest to zdrada. To jest takie sprzeniewierzenie się prawdzie, które prowadzi do samozniszczenia i samozagłady.
Czy można tutaj mówić o jakiejś odpowiedzialności wobec ks. Sowy w świetle ujawnionych taśm?
Nie jestem kompetentny by cokolwiek w tej sprawie orzekać. Wiem jedno, archidiecezja krakowska ma znakomitego, mądrego Pasterza, człowieka wielkiej odpowiedzialności. Nie wiem, czy jest konieczne jakiekolwiek publiczne, szczegółowe komentowanie tej sprawy przez Kurię krakowską. Ale wiem, z całą pewnością, że Arcybiskup krakowski osobiście zajmie się tą sprawą. Na marginesie, chciałbym zaznaczyć, że jakiekolwiek sankcje dyscyplinarne, jeśli będą, nie zmieniają istoty sprawy - obywatel Sowa sam określił, że bliżej mu do Platformy niż do Kościoła.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343606-nasz-wywiad-ks-prof-bortkiewicz-obywatel-sowa-sam-okreslil-ze-blizej-mu-do-platformy-niz-do-kosciola-to-jest-to-zdrada-to-sprzeniewierzenie-sie-prawdzie