Z właściwą dla „Gazety Wyborczej” elegancją i klasą Maciej Stasiński zatytułował swój tekścik o urojonej wersji rządów PiS - „Jarosław ‘Liliputin’ Kaczyński”. Połączenie „liliputa” z „Putinem” już na starcie jest walnięciem klasyczną trylinką w łeb. Wiadomo: gnom o mentalności Putina i nic więcej nie trzeba dodawać. Czyli bardzo „wyrafinowany” żarcik o wzroście plus skojarzenie z rosyjskim dyktatorem kagebistą. Jedno i drugie może dziwić, gdyż organ Michnika przez lata był w antydyskryminacyjnej awangardzie, a co najmniej przez kilka lat widział w Putinie nie tylko materiał na szczerego demokratę, ale do tej kategorii go awansował. Ale widać, że jeśli tylko jest pała, to i obiekt do spałowania się znajdzie (to taka moja wersja zasady działania stalinowskiego prokuratora Andrieja Wyszynskiego). W konkluzji swojego tekściku Stasiński napisał: „W Polsce z każdą kolejną ustawą podporządkowującą wymiar sprawiedliwości rządowi PiS pełzniemy krok po kroku ku dyktaturze narodu ucieleśnionej w woli ‘Liliputina’ Jarosława Kaczyńskiego”. Doszedł do tego oczywiście poprzez reductio ad Hitlerum. I miał to być wyraz triumfu, choć nawet gimnazjalista wie, że każdy, kto w debacie publicznej pierwszy odwoła się do argumentum ad Hitlerum po prostu przegrywa, wykazując swoją bezradność. Taka jest wszak istota prawa Godwina. Stasiński sądzi zapewne, że wygrał przez nokaut.
Autor organu Michnika przypomniał słowa marszałka seniora Sejmu, Kornela Morawieckiego, że „prawo musi służyć Narodowi”. Po czym połączył je z opinią niemieckiego filozofa prawa Gustava Radbrucha (znaną z drugiej ręki – poprzez prof. Jerzego Zajadłę, filozofa prawa z Uniwersytetu Gdańskiego), iż sformułowana (jakoby) przez Carla Schmitta zasada woli narodu ponad prawem oznacza „despotyzm, zrywanie umów, łamanie ustaw”. I wyszło mu, że „od półtora roku PiS w imię rzekomej woli i dobra narodu obraca w perzynę państwo prawa, podział władz i dorobek europejskiej myśli politycznej. Powiela skompromitowanych filozofów prawa, dla których ponad prawem stał albo naród, albo rasa, albo klasa. O tym, co dobre dla narodu polskiego, orzekają wódz Jarosław Kaczyński oraz jego partia Prawo i Sprawiedliwość reprezentująca 18 proc. polskich obywateli i działająca jak karna bojówka parlamentarna. W Rosji jest tak od dawna. Tam w takich sprawach wyrokuje nowożytny car Władimir Putin”.
Widać, że Maciej Stasiński nie ma pojęcia o tym, co pisał Carl Schmitt albo wie o tym z czwartej ręki. Gdyby przeczytał choćby „Legalność i prawomocność” (z 1932 r.) Schmitta, wiedziałby, że zajmował się on (oczywiście nie w tak obskuranckiej wersji) problemami dręczącymi autora „Gazety Wyborczej” i uświadamiał konsekwencje dominacji konkretnego modelu państwa. Schmitt po prostu analizował różne idealne typy państwowości, wychodząc od oczywistego kryzysu parlamentarnego państwa prawodawczego, jakim dla niego była Republika Weimarska: państwa prawodawczego - w skrajnej wersji jurysdykcyjnego i państwa rządowego - w skrajnej wersji administracyjnego. To, co Stasiński przypisuje Schmittowi jest tylko wykoślawionym bon motem z jego rozważań o państwie suwerennym, które skądinąd nie ma nic wspólnego z państwem totalnym (czy totalitarnym). Nie o to jednak chodzi, żeby znać i rozumieć Schmitta (to przecież może być ponad możliwości Stasińskiego), lecz, żeby mieć jakąś pałę w postaci klasyka, nawet jeśli o tym klasyku nie ma się bladego pojęcia. Wystarczy, że hitleryzm utożsami się z filozofią prawa Carla Schmitta, co jest zabiegiem na poziomie finezji młota parowego. O cytowanej z drugiej ręki formule Radbrucha, autor „Gazety Wyborczej” też zdaje się mieć mgliste pojęcie, a nawet gdyby miał lepsze, pewnie nie w smak byłoby mu (jak i „GW” jako całości) odwoływanie się do prawa naturalnego jako kontrolera prawa stanowionego, bo pozytywizm prawniczy wydaje się w tym środowisku dogmatem. I tym razem nie chodzi jednak o rozumienie czegokolwiek, tylko o żonglerkę formułami-bejsbolami.
Mamy oto zestawienie: liliput Kaczyński, Putin, Hitler (w tle ze złym duchem prawa w osobie Carla Schmitta), które zamyka wszelką debatę. Wszystko jest jasne (a właściwie ciemne) i proste. Gdybym był złośliwy, napisałbym, że Maciej Stasiński dokonał projekcji tego, co zna z „Gazety Wyborczej” jako rodzaju minipaństwa. I ten model uogólnił jednocześnie przenosząc go na państwo rządzone przez Prawo i Sprawiedliwość. Byłaby to miażdżąca ocena własnego środowiska oraz jego przywódcy-demiurga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343370-liliput-i-putin-z-hitlerem-w-tle-na-takim-poziomie-gazeta-michnika-zajmuje-sie-pis-i-jaroslawem-kaczynskim
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.