Tracąca lawinowo poparcie brytyjska premier Teresa May zabrała głos w sprawie terroryzmu.
W odpowiedzi na zamachy w Manchesterze i Londynie stwierdza, że podejście wobec islamskiego terroryzmu musi się zmienić. Wskazuje 4 kluczowe punkty: Większe uprawnienia dla policji i służb bezpieczeństwa, surowsze wyroku za przestępstwa powiązane z terroryzmem, aktywniejsze zwalczania terrorystów w internecie, i aktywniejszą politykę w lokalnych społecznościach.
W sumie działania niemal wyłącznie techniczne, skupiające się na podniesieniu efektywności środków stosowanych od dawna.
Ale też można zapytać: czy w obecnej sytuacji zachodu można zaproponować coś więcej? Szczerze mówiąc, żadne inne sensowne propozycje nie leżą na stole. Przeszkodą jest polityczna poprawność, która nakazuje udawać, że kultura muzułmańska, zwłaszcza w jej arabskim wydaniu, nie jest w żaden sposób szczególna. Że na masową skalę da się ją wpisać w krajobraz cywilizacji zachodniej. Tymczasem jest to po prostu zwykły fałsz. Kultury różnią się między sobą także umiejętnością koegzystencji. Niektóre kultury muzułmańskie mają z tym ogromny problem. Nie jest to jakiś szczególny zarzut wobec nich, ale zwykły, obiektywny fakt, który należy dostrzegać i uwzględniać.
Drugi powód, który uniemożliwia Theresie May zaproponowanie wiarygodnie brzmiącej odpowiedzi, to wielomilionowa, często już zakorzeniona społeczność muzułmańska w Wielkiej Brytanii. W logicy demokratycznej nie ma możliwości zmiany tej sytuacji. Nie ma też możliwości uznania specyfiki islamu. Tego problemu nie można już nawet nazwać.
W naszych warunkach wielu komentatorów podnosi argument, iż zamachów w Europie zachodniej dokonują najczęściej imigranci w drugim lub trzecim pokoleniu. Ma to być dowód na rzekomą absurdalność niechęci wobec imigrantów. Tymczasem jest odwrotnie: fakt, że społeczności przybyszów muzułmańskich wydają z siebie zamachowców urodzonych w kraju osiedlenia, dowodzi jedynie, że problemowi nie da się zapobiec nawet przy zastosowaniu najdoskonalszych technik sprawdzania poszczególnych osób na granicy. Sprowadzając imigrantów sprowadzamy zagrożenie nie do powstrzymania, wynikające ze wspomnianej specyfiki kultury islamskiej, a nie z powiązań czy poglądów konkretnych osób.
Doświadczenie Zachodu jest w tej sferze tak jednoznaczne, że nie sposób go ani odrzucić, ani rozmyć. Jest ono w rezultacie rodzajem nakazu moralnego, zobowiązującego nas do ochrony bezpieczeństwa przyszłych pokoleń, naszych dzieci i wnuków. I odwrotnie: nakłanianie społeczeństwa do przyjęcia imigrantów - w świetle tego, co widzimy i co wiemy - jest braniem współodpowiedzialności za śmierć i cierpienie ofiar zamachów. Może nawet w dalekiej perspektywie, ale jednocześnie - zamachów nieuniknionych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343130-doswiadczenie-zachodu-jest-nie-do-podwazenia-zgoda-na-masowa-imigracje-to-zgoda-na-zamachy