Są dziś dla Platformy Obywatelskiej tylko dwie wiadomości, tradycyjnie: dobra i zła. Dobra jest taka, że nareszcie członkowie partii rządzącej w latach 2007-2015 mogą zacząć zrzucać z barków, ramion i kręgosłupów moralnych ciężar życia w posmoleńskich kłamstwach. Najważniejsze z nich brzmiało: państwo polskie zdało egzamin. Z czego? Z sikania na znicze, panie Komorowski? Z pogardy, panie Niesiołowski? Z obłudy, pani Kopacz?
A teraz wiadomość zła. I ja, i Państwo wiemy doskonale, że skandal związany z brakiem poszanowania zwłok ofiar tragedii w Smoleńsku, zawiniony jednoznacznie i bez cienia wątpliwości przez ówczesne władze i ich służalcze media, czyli przez ludzi z drużyny Donalda Tuska, który sam nazywał Smoleńsk „największą tragedią w powojennej Polsce”- będzie się ciągnął za jego autorami już zawsze. Choćby Stefan Niesiołowski zmienił poglądy jeszcze pięć razy, i tak nie zmaże już z twarzy pieczęci tego, który kazał rodzinom ofiar płacić za ekshumacje z własnej kieszeni. Choćby Donald Tusk przez najbliższe pięć dekad zabawiał gości w Brukseli żarcikami o „Tusk Tower”, i tak nie ucieknie od wizytówki, którą sam sobie wytatuował na piersi, a brzmi ona: „Oszust”. Mówiąc bardzo delikatnie.Lista oszustw bowiem, jakimi obecny przewodniczący Rady Europejskiej obdarzył polskie społeczeństwo, jest długa, kręta i ślepa, ale to właśnie oszustwo posmoleńskie przylgnie do niego najmocniej w podręcznikach historii. Być może te europejskie będą go wychwalać jako ostatniego tak oddanego cesarzowej Angeli kawalarza. W Polsce chyba już nigdy nikomu nie będzie na jego widok do śmiechu. Poza szczerzącymi zęby przybocznymi.
A przecież szans, by spróbował naprawić swoje tragiczne w skutkach błędy, zaniechania i skrajnie odczłowieczone gierki po Smoleńsku, było mnóstwo.
To Tusk oficjalnie nadzorował prace komisji Millera, to on podczas ogłaszania raportu Anodiny bawił na nartach w Dolomitach. To Tusk swoimi histerycznymi wystąpieniami (choćby o „wywoływaniu przez PiS wojny z Rosją”) bronił żałosnego Arabskiego, pilnującego „słusznej linii” w śledztwie Millera, osłaniającą rosyjskich partaczy Kopacz, znającego przyczyny tragedii już po kwadransie Sikorskiego i reszty pomniejszych ignorantów, którzy za co się w sprawie Smoleńska nie wzięli, to skopali dalej niż na metr w głąb. Znowu - delikatnie ujmując nie tylko ich poziom intelektualny, ale i haniebne zupełnie intencje wszystkich tych działań, które nawet Włodzimierz Cimoszewicz określił mianem śledztwa „jak w sprawie włamania do garażu”.
Wiemy to od dawna - obóz PO postanowił wszelkimi możliwymi i niemożliwymi wcześniej w polskiej polityce sposobami uniknąć wszelkiej odpowiedzialności za smoleńską tragedię. I cel miał tylko jeden: zablokować przypisywanie tej ofierze cech szczególnych, które w opinii platformersów mogły skutkować wzrostem poparcia dla PiS i spadkiem słupków PO. Tylko to ich interesowało. Stąd wulgarne „dowcipasy” o Smoleńsku odrażających typków stanowiących wcześniej „wierchuszkę” partii Tuska. Stąd szybkie pozbycie się śledztwa na rzecz Rosjan. Stąd wyuczona niemoc w sprawie sprowadzenia wraku do Polski (który dla Sikorskiego nagle „przestał być dowodem”). Stąd wreszcie wszystko to, co wiąże się z niegodnym, nieludzkim wręcz potraktowaniem ciał ofiar, w tym Prezydenta RP z Pierwszą Damą.
Jeśli zestawić to z pośpiechem, z jakim Bronisław Komorowski zajmował najwyższy urząd w państwie, uśmiechając się przy tym promiennie podczas oczekiwania na trumny, których miano „nigdy nie otwierać”, a także – z „żółwikami” przybijanymi przez Tuska z Putinem, które podobno o niczym nie świadczą, to widać jak na dłoni jedno: polskie władze w roku 2010, choć wybrane demokratycznie przez większość głosujących, na zdecydowaną większość głosujących, dla których pogrzeb jest świętością, wypięły cztery litery. T jak tchórzostwo (przed prawdą, przed Rosją, przed sprawiedliwością…), U jak ucieczka (przed wyżej wspomnianymi), S jak sondaże i K jak koryto. Choćby więc nie wiem, ile razy ilu ćwierćinteligentów powtarzało, że „po takich tragediach powinien być wspólny grób, a pomyłki się zdarzają”, nie zagłuszą już tej kolejnej posmoleńskiej prawdy, która objawiła się ostatecznie po niedawnych ekshumacjach. A brzmi ona tak: najwyższe władze Platformy Obywatelskiej oddały Rosjanom we władanie nie tylko śledztwo, ale i godność ofiar, swoich rodaków. Państwo, które robi takie rzeczy, nie jest już „państwem teoretycznym”, ale strasznym. Jeśli to nie jest sprawa dla Trybunału Stanu, co nim, poza rzezią na ulicach, będzie?
I stąd ten okropny, ponury, zawstydzający skowyt zjednoczonego pogardą Salonu.Trudno się dziwić - jego laleczki mają wielkie kłopoty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/342629-premier-tusk-oddal-obcemu-krajowi-we-wladanie-nie-tylko-sledztwo-ale-i-godnosc-ofiar