Komitet Obrony Demokracji miał wzniecić uliczne zamieszki, doprowadzić do stacjonarnego Majdanu stawiajacego pod pręgierzem prezydenta i rząd, a nawet zrobić pucz. Nic z tego nie wyszło.
W zasadzie to powinniśmy być wdzięczni Matuszowi Kijowskiemu. Okazał się à rebours mężem opatrznościowym dobrej zmiany. Gdyby na czele takiego ruchu stanął ktoś poważniejszy PiS mógłby mieć kłopoty. Pierwsza grudniowa demonstracja w 2015 roku pod dętym hasłem obrony niezależności Trybunału Konstytucyjnego miała potencjał i wywołała pewną konsternację w pisowskich szeregach. Miasteczko założone przed Kancelarią Premiera Rady Ministrów też wyglądało na przedsięwzięcie, które może sprawiać kłopot rządowi.
Matusz Kijowski został nominowany przez jakieś niezbyt przyjazne nam gremium na trybuna ludowego, który za pomocą portalu społecznościowego organizuje oddolny ruch buntu przeciwko władzy. Nie żałowano sobie semantycznie. Komitet Obrony Demokracji sugerował już w swojej nazwie, że w Polsce nie ma demokracji. Zagranie hucpiarskie, bardziej skierowane do zagranicy, ale także ponętne do dla rodzimych fanatycznych przeciwników prezesa Kaczyńskiego. Do tego dołożono obronę rzekomo zawłaszczanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, wszczęto rwetes o łamaniu konstytucji przez Sejm i prezydenta, i było paliwo do robienia awantury. W przestrzeń medialną wpuszczono chwytliwe pojęcia: dyktatury, faszyzmu, cenzury, zamordyzmu. Akcję wspierano logistycznie i finansowo, jak wieść niesie, aż z Nowego Yorku.
Nie wiedzieć czemu Mateusza Kijowskiego, osobę dotąd publicznie anonimową, wsparli gremialnie wszyscy przeciwnicy obecnego rządu z Adamem Michnikiem włącznie. Nawet ponoć płacili za zaszczyt stanięcia przy nim na scenie.
Gdy jednak postać Mateusza Kijowskiego była coraz bardziej prześwietlana przez media, wyszło na jaw wiele faktów składających się na nędzny moralnie wizerunek przywódcy totalnej opozycji.
Niepłacone alimenty w ogromnej kwocie, potem lewe faktury, nierozliczane pieniądze z publicznych zbiórek, dobre życie na koszt frajerów popierających anypisowską rewoltę, doprowadziło go do samotnego spaceru po Krakowskim Przedmieściu, kiedy to wyraźnie zdesperowany wymamrotał: Dosyć tego. Przestałem być miły!
Dzięki niemu z ruchu, który co prawda oparty na kłamstwie ideologicznym, miał szanse bruździć i uprzykrzać życie władzy, została jakiś szemrana ekipa skłócona o „sfałszowane” sprawozdanie finansowe.
Wybrany na tajnym zjeździe KOD w Toruniu nowy przewodniczący Krzysztof Łoziński obwieścił:
KOD musi odzyskać czystą, uczciwą twarz
Patrząc na wystąpienie Krzysztofa Łozińskiego w tefałenowskich „Faktach po faktach” może to być bardzo trudne. Nowy lider posługuje się niezwykle prymitywną narracją:
„Jareczku, ja byłem działaczem „Solidarności”, byłem działaczem podziemia, a ty w 1980, 1981 roku nie miałeś odwagi się do „Solidarności” zapisać. Nie wyzywaj nas od komunistów, tylko popatrz na siebie.”
Dzisiaj już wiemy, że sama przynależność do KOR czy do „Solidarności” nie jest żadnym gwarantem przyzwoitości ani uczciwości. Różnie bywało.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Komitet Obrony Demokracji miał wzniecić uliczne zamieszki, doprowadzić do stacjonarnego Majdanu stawiajacego pod pręgierzem prezydenta i rząd, a nawet zrobić pucz. Nic z tego nie wyszło.
W zasadzie to powinniśmy być wdzięczni Matuszowi Kijowskiemu. Okazał się à rebours mężem opatrznościowym dobrej zmiany. Gdyby na czele takiego ruchu stanął ktoś poważniejszy PiS mógłby mieć kłopoty. Pierwsza grudniowa demonstracja w 2015 roku pod dętym hasłem obrony niezależności Trybunału Konstytucyjnego miała potencjał i wywołała pewną konsternację w pisowskich szeregach. Miasteczko założone przed Kancelarią Premiera Rady Ministrów też wyglądało na przedsięwzięcie, które może sprawiać kłopot rządowi.
Matusz Kijowski został nominowany przez jakieś niezbyt przyjazne nam gremium na trybuna ludowego, który za pomocą portalu społecznościowego organizuje oddolny ruch buntu przeciwko władzy. Nie żałowano sobie semantycznie. Komitet Obrony Demokracji sugerował już w swojej nazwie, że w Polsce nie ma demokracji. Zagranie hucpiarskie, bardziej skierowane do zagranicy, ale także ponętne do dla rodzimych fanatycznych przeciwników prezesa Kaczyńskiego. Do tego dołożono obronę rzekomo zawłaszczanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, wszczęto rwetes o łamaniu konstytucji przez Sejm i prezydenta, i było paliwo do robienia awantury. W przestrzeń medialną wpuszczono chwytliwe pojęcia: dyktatury, faszyzmu, cenzury, zamordyzmu. Akcję wspierano logistycznie i finansowo, jak wieść niesie, aż z Nowego Yorku.
Nie wiedzieć czemu Mateusza Kijowskiego, osobę dotąd publicznie anonimową, wsparli gremialnie wszyscy przeciwnicy obecnego rządu z Adamem Michnikiem włącznie. Nawet ponoć płacili za zaszczyt stanięcia przy nim na scenie.
Gdy jednak postać Mateusza Kijowskiego była coraz bardziej prześwietlana przez media, wyszło na jaw wiele faktów składających się na nędzny moralnie wizerunek przywódcy totalnej opozycji.
Niepłacone alimenty w ogromnej kwocie, potem lewe faktury, nierozliczane pieniądze z publicznych zbiórek, dobre życie na koszt frajerów popierających anypisowską rewoltę, doprowadziło go do samotnego spaceru po Krakowskim Przedmieściu, kiedy to wyraźnie zdesperowany wymamrotał: Dosyć tego. Przestałem być miły!
Dzięki niemu z ruchu, który co prawda oparty na kłamstwie ideologicznym, miał szanse bruździć i uprzykrzać życie władzy, została jakiś szemrana ekipa skłócona o „sfałszowane” sprawozdanie finansowe.
Wybrany na tajnym zjeździe KOD w Toruniu nowy przewodniczący Krzysztof Łoziński obwieścił:
KOD musi odzyskać czystą, uczciwą twarz
Patrząc na wystąpienie Krzysztofa Łozińskiego w tefałenowskich „Faktach po faktach” może to być bardzo trudne. Nowy lider posługuje się niezwykle prymitywną narracją:
„Jareczku, ja byłem działaczem „Solidarności”, byłem działaczem podziemia, a ty w 1980, 1981 roku nie miałeś odwagi się do „Solidarności” zapisać. Nie wyzywaj nas od komunistów, tylko popatrz na siebie.”
Dzisiaj już wiemy, że sama przynależność do KOR czy do „Solidarności” nie jest żadnym gwarantem przyzwoitości ani uczciwości. Różnie bywało.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/341766-smetny-koniec-mateusza-kijowskiego-to-dotkliwy-cios-w-taktyke-ulica-i-zagranica-kod-istnieje-juz-tylko-teoretycznie