Trzeba spostrzegawczości kreta na plaży, by nie dostrzegać, że w obecnej nagonce na Jacka Kurskiego nie chodzi ani trochę o polską piosenkę, a tym bardziej artystów.
A przynajmniej – nie w zdecydowanej większości przypadków. Kurski bowiem nie dlatego smagany jest batem, że Kayah zbojkotowała festiwal w Opolu „w imię solidarności z cenzurowanymi”, czyli grupką muzyczno-kabaretową Misio-Srysio, czy jakoś podobnie, o nastawieniu antykościelnym, ale dlatego – że Telewizja Polska ośmieliła się podnieść rękę na medialne Salony III RP. Oraz ich pupili.
Wcześniej sytuacja była prosta – to na Czerskiej i Wiertniczej decydowano, kto się do polityki i mediów nadaje, a kto nie. Niesłusznych, o ile zapraszano, to tylko po to, by im natychmiast zamknąć usta, przerwać w pół zdania, wydrwić i zagłuszyć. Potwierdza to choćby los mojego redakcyjnego kolegi, Piotra Zaremby, którego w jednym z odcinków „Loży prasowej” chciano słowami nieomal ukamieniować, tylko dlatego, że grzecznie i kulturalnie pozwalał sobie mieć inne zdanie niż jego oponenci (w liczbie prowadząca plus trzech). Za grzecznie i za kulturalnie. To, oczywiście, moja opinia, nie Piotra.
I taka też miała być chyba w marzeniach romantycznych lekkoduchów odnowiona Telewizja Polska. Grzeczna, kulturalna, wyważona. Bo „to że oni niszczyli publiczne media, nie oznacza, że my też mamy”. Ileż razy to słyszałem po tzw. prawej stronie, gdy w tym samym czasie strona przeciwna zionęła ogniem i pogardą. Za czasów PO-PSL wierny pluszak, Tomasz Lis właśnie w TVP obrzucał błotem i kłamstwem polityków PiS, a włos mu z pustej głowy nie spadł ani jeden. Redaktorki Lewicka czy Tadla dawały upust swoim antyopozycyjnym poglądom drwiną, atakiem, manipulacją. Salony milczały. Dziś wyją pieśni do księżyca na każdy temat. „Gazeta Wyborcza” rozpacza np., że straciła reklamy spółek państwowych - tak jakby były one zapisane w Konstytucji. Dziennikarze „Wiadomości” są opluwani przez polityków PO czy Nowoczesnej, grozi się im szykanami i utratą pracy po zmianie „dobrej zmiany” na „ch…, dupę i kamieni kupę”. Takie jest tło wydarzeń wokół festiwalu w Opolu.
Proponuję zatem, byśmy wreszcie w tej sprawie zagrali w otwarte karty. Niech Kayah przestanie „rżnąć głupa”, że ktoś ją z Opola usuwał, skoro sama pisze, że to „jej decyzja”. Niech ma wreszcie tę odwagę i powie, że chodziło o wspomniany wcześniej nieśmieszny zespół Arkadiusza Jakubika, który wespół z Wojciechem Smarzowskim postanowił antykościelnym przekazem zrobić dobrze starym palikociarom. I o to, że władze TVP uznały, iż wielki festiwal piosenki w Opolu nie jest dobrym miejscem, by dawać na nim upust tak tanim frustracjom. Czy gdyby chodziło o utwór drwiący z gejów i lesbijek równie brutalnie, Kayah też byłaby za występem grupy, nazwijmy ją roboczo Antypedały, na opolskim festiwalu? Wiem – to są dziś pytania w próżnię, a z próżnego i celebryta nie naleje. Chyba że na kulturę.
Tym jednak, co martwi najbardziej w sprawie Opola, jest właśnie ów owczy pęd. Kayah zrezygnowała, bo idzie w politykę. Naciski na Marylę Rodowicz, by i ona się wycofała, były natychmiastowe. Wspomina o nich choćby Jacek Cieślak z „Rzeczpospolitej”, pisząc: „Niedoszły reżyser trzech koncertów w Opolu Konrad Smuga, który też zrezygnował z udziału w festiwalu, ujawnił, że były środowiskowe naciski na Marylę Rodowicz, by nie wystąpiła. Pewnie wiele gwiazd nie chciało się angażować w kolejną polską wojnę o wszystko”.
Tylko kto tę wojnę wywołał? Kurski, prawdopodobnie nie darzący Kayah sympatią z powodu jej zaangażowania w KOD, ale jednocześnie zarzekający się, że żadnej „czarnej listy” nie było? Czy może Kayah wyrażająca publiczny sprzeciw wobec „ocenzurowaniu” (czyt. usunięcia z imprezy) muzyków-antykatolików? Owczy pęd artystów poganianych bacikiem mamony przez komercyjne radia i telewizje jeszcze można zrozumieć. Kazik śpiewał, że „wszyscy artyści to prostytutki”, ale po co tak wielkie słowa. Wystarczy powiedzieć, że dla pieniędzy szanujący się estradowiec jest w stanie zrobić wiele. Choć pewnie nie aż tyle, ile Jerzy Stuhr. Oczywiście w „Wodzireju”, nie życiu prywatnym.
Smutniejszy jest owczy pęd wśród dziennikarzy. Była wielka, historyczna impreza w Opolu, raz lepsza, raz gorsza, ale najważniejsza. I nie ma imprezy. Zamiast wezwań do opamiętania, kierowanych choćby do prezydenta Opola, który postanowił zapisać się w historii miasta żałosnymi zgłoskami, słychać rechot. TVN się wyżywi – można tu sparafrazować słowa przyjaciela ich przyjaciół, Jerzego „Rzeźnika” Urbana. Festiwal zresztą do tej pory nie odbył się tylko raz, w stanie wojennym – w 1982 roku. Teraz stanie się to po raz drugi z tego strasznego powodu, że za grupą Misio-Srysio ujęła się Gwiazda KOD (może to skrót od Kayah Opole Dorzyna?).
Ale jak mogło stać się inaczej, skoro w odpowiedzi na słowa Kurskiego (nie wiem, czy prawdziwe, widziałem go raz w życiu), iż historia z „zapisem na Kayah” to medialny „fake news”, poważni dziennikarze tak poważnych kiedyś mediów, jak „Rzeczpospolita”, piszą: „Lista nieobecności wywołana pychą decydentów w TVP, którzy chcą decydować o tym, kto z kim może świętować jubileusze za pieniądze, bądź co bądź, wszystkich Polaków, sprawiła, że prezydent Opola, właściciel marki festiwalu, zdecydował się na wypowiedzenie umowy”.
To znowu wspomniany Cieślak. Jak rzadko kiedy, widać, że nie ma choćby pół cienia dowodu na prawdziwość „czarnej listy” i że każdy argument na rzecz słuszności bojkotu rozpada mu się w dłoniach jak bańka mydlana. Ale wzorem pozostałych „muzycznych śledczych” sunie prostą drogą bez oglądania się na czyjeś oświadczenia i proste fakty. „Nie da się ukryć, że obecna ekipa TVP lubi się wpuszczać w maliny. Wcześniej nie dopuściła do organizacji Kabaretonu, na który dawała zgodę nawet PZPR. Nic dziwnego, że artyści na kolejne wykluczenie odpowiedzieli bojkotem, odwołując się do zasady, która miała zmienić PRL w wolną Polskę – zasadę solidarności” – pisze dziennikarz „Rz”.
Przepiękny miks, prawda? Po odwołaniu Kabaretonu, w którym stara gwardia kabaretu, tak samo, jak drwiła przez osiem lat z opozycji, teraz drwiłaby – i to tradycyjnie „na Kryszaka” z władzy – TVP postawiła kolejny krok na drodze niszczenia wolności słowa. Uwaga, uwaga – woła mój dawny kolega z „Rzepy – oto wykluczenie! Szkoda, że nie dodał, kogo owo „wykluczenie” miało spotkać. Misio-Srysio, dziwnym trafem, nie przechodzi mu przez gardło. Bo owczy pęd części środowiska estradowo-muzycznego nie pozwala zachować dystansu do sprawy choćby przez chwilę. Zauważcie Państwo, jak wiele się już takich tekstów pojawiło. Padają słowa „bojkot”, „protest”, „cenzura”, ale zero nazwisk. Poza jednym – Kurski.
Jeśli zatem komuś się wydaje, że tu naprawdę chodzi o polską kulturę i rangę festiwalu, ten myli się jak Ryszard Petru w powiedzonkach i przysłowiach. Chodzi bowiem wyłącznie o głowę Kurskiego. Artyści pełnią rolę tzw. pożytecznych idiotów na wojnie o kształt serwisów informacyjnych TVP przede wszystkim zaś - „Wiadomości”. Według niektórych powinny one dawać przykład stacjom komercyjnym i pokazywać, jak ma wyglądać idealnie wyważony serwis informacyjny. Wtedy, zdaniem części prawicy, nareszcie nastałyby czasy harmonii. A że harmonię tę rozszarpywałby zębami media Frontu Jedności Przekazu ze świątyni Antypisa, rano, wieczorem i w nocy, to już pewnie, zdaniem „wyważonych”, temat na zupełnie inną historię. Pod roboczym tytułem „Jaka piękna katastrofa 2 i 1/2”.
Jest oczywiste, że w serwisach informacyjnych TVP znajdziemy materiały skrajnie propagandowe. Ale po pierwsze – pokażcie mi dziś stację, która z nich nie korzysta na drodze umacniania jedynie słusznej linii politycznej, po drugie - czy lata salonowych nagród dla dziennikarzy takich jak Kraśko i Lis niczego Was jeszcze nie nauczyły? Żeby w dzisiejszej Polsce zbudować na rynku medialnym równowagę, potrzeba lat ciężkiej, uczciwej pracy, a nie nadstawiania drugiego policzka. I nikt mi nie wmówi, że chociaż jeden z dziennikarzy obecnych „Wiadomości” zbliżył się choćby przez pół sekundy do poziomu Sobieniowskiego, Płuski, Knapika, Morozowskiego, Łaszcz, Maziarskiego, Wrońskiego, Kraśki, Tadli, Żakowskiego, Najsztuba czy państwa Lisów. Chcecie większego wyważenia w „Wiadomościach’, obejrzyjcie sobie „Fakty”, przejdzie Wam na długo. A może i na zawsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/341280-artysci-to-tylko-mieso-armatnie-na-wojnie-salonu-z-tvp-celem-nie-jest-festiwal-ale-wiadomosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.