Długo broniłem prof. Jadwigi Staniszkis. Jej wystąpienia w KOD-owskim duchu były wprawdzie jednostronne i zacietrzewione, ale tłumaczyłem je sobie siłą jej rozczarowania. Ma do nich prawo, jest do bólu niezależna, objaśniałem
Skądinąd ja zawsze doceniałem siłę jej metadiagnoz (to ona opisała empirycznymi badaniami zjawisko uwłaszczenia nomenklatury), ale też widziałem kapryśność wielu jej doraźnych ocen. Pod koniec lat 90. dosłownie w ciągu jednego dnia ze zwolenniczki interwencjonistycznego programu ROP Jana Olszewskiego zmieniła się w rzeczniczkę liberalnej modernizacji. Potem znowu miotała się od ściany do ściany, a na dokładkę kierowała wydumanymi sympatiami – a to przypisując jakiś dalekosiężny program Grzegorzowi Schetynie, a to wymyślając nieistniejące frakcje młodych w PiS. Od przenikliwych obserwacji społecznych przechodziła do teorii zainspirowanej jedną rozmową z kimś na korytarzu w pociągu.
Ale raziło mnie, jak zwolennicy PiS jednego dnia zmieniali uwielbienie w gryzącą ironię albo co gorsza inwektywę. Miałem jednak kilka godzin temu obserwować panią profesor w akcji. I przyznam szczerze, trudno mi było ustrzec się poczucia rozczarowania.
Pojawiła się na panelu towarzyszącemu kongresowi Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. Ta doraźna koalicja naukowców, przeważnie młodszych, od wyrazistych lewicowców po twardą prawicę, od lat walczyła z kolejnym i ekipami o lepsze traktowanie nauki, przede wszystkim zgodnie z nazwą, o polepszenie doli mniej komercyjnych, humanistycznych dyscyplin.
To zaprowadziło Komitet do ostrego starcia z poprzednim platformerskim rządem. PiS obiecywał im spełnienie części postulatów, gesty wykonywał prezydent Duda. Po wyborach doszło jednak do rozczarowania.
Resort nauki i szkolnictwa wyższego objął Jarosław Gowin, który nie czuł się związany obietnicami PiS. Jego reforma tego sektora, w wielu sferach nawiązująca do polityki Platformy Obywatelskiej, opiera się na pomyśle zwiększenia finansowania największych ośrodków akademickich kosztem mniejszych. Gowin opowiada się też za wspieraniem systemu grantowego, który zbuntowani humaniści uważają za fikcję, a czasem pole do oligarchizacji nauki. Boją się też ograniczania autonomii uczelni na rzecz „menadżerskiego” zarządzania za pośrednictwem tzw. rad powierniczych. Ten temat wymaga oddzielnego omówienia. Do samego kongresu trzeba więc będzie wrócić.
Profesor Staniszkis została zaproszona na zakończenie kongresu do panelu o politycznym tle tej reformy. Spytana, dlaczego kręgi akademickie stosunkowo słabo oponują przeciw zamiarom Gowina, wydawała się być słabo zorientowana w samej treści sporu. Zamiast tego opowiedziała mrożącą krew w żyłach historię o społeczeństwie zastraszonym przez PiS-owską władzę. Ilustrowała ją jednak nie konkretami z uczelnianego czy naukowego podwórka. Zaczęła mówić o tym, jak zastraszeni są … aktorzy Starego Teatru w Krakowie po przegranej w konkursie dyrektora Jana Klaty. Dlaczego akurat o tym? Bo Klata zaprosił ją na premierę „Wesela”.
Jej coraz bardziej odbiegające od tematu wywody zaczęły przypominać galopadę myśli, ale z jednym wektorem: KOD-owskiego lamentu nad paraliżowanym społeczeństwem. Dyskusję sprowadził na ziemię Piotr Skwieciński. Przypomniał, że to wcale nie kwestia strachu. Po prostu głównymi bastionami oporu przeciw rządzącej prawicy są ośrodki akademickie z takich miast jak Warszawa, Kraków czy Poznań, a one paradoksalnie zyskują na tych zmianach (zwłaszcza ich profesura).
Z kolei prof. Antoni Dudek powiedział wprost: reforma Gowina marginalizująca mniejsze uczelnie z prowincji uderza nie tylko w tradycyjny program PiS, który stawiał na zrównoważony rozwój, ale w interesy kadr tej partii mających oparcie w prowincjonalnych elitach. Może więc dojść do kolizji między Gowinem, a parlamentarnym zapleczem rządu.
Gdyby ta reforma miała służyć jakiejś demonicznej wymianie elit, PiS faworyzowałby mniejsze ośrodki i kadry z prowincji. Dlaczego skądinąd toleruje pomysły działające na korzyść jego wrogów, to oddzielny interesujący temat. Czy Jarosław Kaczyński zajęty innymi zmianami odpuścił sobie ten temat pozostawiając go „liberałowi” Gowinowi? Czy może jest przekonywany argumentem, że podniesienie kilku flagowych uczelni w międzynarodowych rankingach posłuży wzmocnieniu reputacji polskiej gospodarki i modernizacji?
Możliwe są tu różne odpowiedzi. Ale z pewnością nie pasuje tu schemat autorytarnej władzy niszczącej etos inteligenta w imię własnego złowrogiego planu. Profesor Staniszkis do końca jednak utrzymywała, że tak jest. A że nie znała żadnych konkretów reformy, pozostała nie skażona empirią. I mówiła coraz bardziej nie na temat.
Nadal uważam ją za zasłużonego naukowca. Ale z przykrością stwierdzam, że znika jej główny atut. Mogła być zdezorientowana co do politycznych realiów, ale miała jakiś kontakt z realną rzeczywistością społeczną. Teraz zdaje się unosić gdzieś ponad nią. Szkoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340887-profesor-staniszkis-jednak-rozczarowanie-czy-rzeczywiscie-wszystko-trzeba-objasniac-kod-owskim-schematem