Pięcioro posłów Platformy wybrało się niedawno do MON, by poprzeglądać papiery dotyczące afery wywołanej niedojściem do skutku przetargu na Caracale. Śmigłowców nie kupiono, mimo, że tak pięknie całą transakcję wystawił obecnemu rządowy poprzedni gabinet. Dosłownie - wystawił. Nakreślmy historię krótko, bo szerzej opisujemy ją wraz z Markiem Pyzą w tygodniku „wSieci”.
CZYTAJ TAKŻE: W najnowszym numerze tygodnika „wSieci” publicyści ujawniają: Caracale to afera Platformy!
Nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, że cały przetarg dla armii upadł z powodu offsetu. Tak miało być i tym razem, Platforma prędziutko dogadała sprawę techniczną, a „negocjacje” offsetowe miały już spaść na rząd PiS. I tu nastąpiło zaskoczenie. Bo Francuzi z Airbusa przyszli jak po swoje, a tu okazało się, że naprawdę trzeba coś negocjować i że nic nie jest z góry dogadane. To jedna sprawa.
Druga to sam wybór Caracali. Jak opisujemy we „wSieci”, warunki przetargu były wielokrotnie zmieniane i jakoś tak dziwnie się składa, że każda zmiana forowała francuskiego producenta. Trudno nie zapytać, dlaczego tak się działo.
Aby uniknąć tych trudnych pytań, posłowie PO mówią teraz o „największej aferze PiS”. Trochę to naciągane, bo były minister Siemoniak coraz częściej znajduje „największe afery” całkowicie dewaluując ten zwrot. Parlamentarzyści obecnej opozycji wychodzą z założenia, że jak o czymś powiedzą tysiąc razy, to ludzie to łykną i niestety, nie do końca się mylą. Dlatego warto do sprawy Caracali podejść ze zrozumieniem, przeanalizować daty, miażdżące dla francuskiego sprzętu opinie armii i zastanowić się dlaczego Siemoniak i spółka tak do tego zakupu parli.
Platforma Obywatelska ma pewną zdolność mieszania i łączenia wątków, które nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale na zasadzie skojarzeń rzucają jakieś bliżej nieokreślone podejrzenie na rząd PiS, a w szczególności ministra obrony narodowej. Stąd w zbitce Airbus - Caracal pojawia się także wątek Wacława Berczyńskiego, który lata temu pracował dla konkurencyjnego Boeinga. Nie ma jednak żadnych dowodów, że miał on jakikolwiek wpływ na przetarg, poza publicystyczną głupotą palniętą przez pana doktora w wywiadzie. O tym jak naprawdę „wykończył Caracale” opowiada zresztą w najnowszym numerze „wSieci”.
Wróćmy teraz do posłów, którzy na zaproszenie MON odwiedzili resort, by „pogrzebać” (celowo używam słownictwa Tomasza Siemoniaka) w dokumentacji przetargowej. Poprzeglądali i… nic. No właśnie.
Dziś odmówiono nam dostępu do kolejnych dokumentów. Łączymy to jednoznacznie z faktem, że w czwartek w Sejmie odbędzie się głosowanie nad wotum nieufności dla ministra Macierewicza
— podkreślił poseł Cezary Tomczyk.
Widzę w tym jedną prawdę i jedną nieprawdę. „Kolejne dokumenty” to brzmi bardziej dramatycznie, ale w większości chodzi o te same dokumenty, które już widzieli. Chodzi o tryb dostępu do nich. Bo mandat poselski umożliwia im przejrzenie pewnych dokumentów, ale nie pozwala na ich rozpowszechnianie. Dla mistrzów tapetowania rzeczywistości ta wizyta była zatem nic nie warta. Teraz zwrócili się do ministerstwa w trybie „dostępu do informacji publicznej” i gdy minie ustawowy termin, dostaną te papiery i będą mogli zanieść zaprzyjaźnionym dziennikarzom, a ci już będą wiedzieli, co z tym zrobić.
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. To wszystko musi wydarzyć się przed czwartkowym głosowaniem nad wotum nieufności dla ministra Macierewicza. Termin goni, stąd ten pośpiech i protekcjonalny ton ponaglający szefa MON. Tik, tak, tik, tak…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340817-biegunka-poselska-dlaczego-parlamentarzysci-po-robia-szopke-z-ponaglaniem-macierewicza