Sejm wysłał i sfinansował w lewicowym Global Summit of Women (GSW), przesadnie nazywanym Światowym Kongresem Kobiet, a jeszcze bardziej przesadnie Światowym Kobiecym Davos, w dniach 11-14 maja w Tokio udział 5 posłom i 1 pracownikowi sejmowemu do obsługi tej ekipy. Sejm wysłał po jednej parlamentarzystce z każdego klubu poselskiego. W ekipie były panie poseł: K. Lubnauer z .Nowoczesnej (48 l.), A. Możdżanowska z PSL (42 l.), B. Chrobak z Kukiz’15 (52 l.), pani poseł B. Szydłowska z PO (66 l.) z córką i ja (65 l.), która w ostatniej chwili poleciałam w miejsce swej klubowej koleżanki – poseł B. Mazurek. Pani poseł Chrobak i Szydłowska (z córką) przedłużyły sobie pobyt jeszcze o 2 dni, by zwiedzić Kioto.
„Fakt” tropi skandal! Polska poseł (65 l.), 22 godziny w klasie biznes!
Przed wyjazdem bliżej przyglądałam się w intrenecie imprezie pod nazwą Global Summit of Women, która okazała się liberalno-feministycznymi konferencjami organizowanymi przez różne kobiety biznesu, feministki i międzynarodowe korporacje, corocznie w innym kraju. W ubiegłym roku odbyła się ona w Polsce, przy pomocy polskiego odpowiednika Global Summit tj. polskiego Kongresu Kobiet i jego działaczek, m.in. Henryki Bochniarz i Doroty Warakomskiej, rzeczniczki KOD-u, które lansowały się zresztą także w Tokio, między innymi w filmiku pokazującym ich ubiegłoroczną konferencję, na tle Pałacu Kultury jako symbolu Polski.
Kongres w Tokio tematami swych kolejnych paneli odzwierciedlał jego ideowy, liberalno-lewicowy charakter. Od 1990 r. (tj. od swego początku) Kongresy koncentrowały się tylko wokół ogólnego hasła: kobieta w ekonomii, lub kobieta a ekonomia.
Główne hasło tokijskiego GSW „Beyond Womenomics: Accelerating Access” brzmiało jak ze słownika nowomowy Orwella i trudno znaleźć jego sensowne tłumaczenie. Bohaterkami paneli, podobnie jak na poprzednich zjazdach, były różne prezeski, dyrektorki i szefowe wielkich, międzynarodowych koncernów, rad nadzorczych i różnych innych obszarów biznesu. Tematem Summit’u w Tokio były ambicje wąskiej grupy bardzo dobrze sytuowanych w gospodarce i międzynarodowym biznesie kobiet pragnących ścigać się w karierze z mężczyznami jeszcze szybciej. Nie interesowano się tu rolą i statusem tzw. przeciętnych kobiet w gospodarce, np. jako pracowników w korporacjach, jako klientek i nabywców na rynku.
„Globalne” zjazdy kobiet, z założenia swych organizatorek ignorują sprawy kobiet w gospodarce w ich naturalnych rolach – jako matki, żony i pracownika.
Język konferencji i sformułowania tematów w sprawach dotyczących kobiet posługują się często nic nie mówiącą techniczną, globalną nowomową, jak np.: kobieca ekonomia, liderka biznesu, liderka giełd papierów wartościowych, globalne ścieżki kariery do przywództwa kobiet w biznesie, innowatorki gier i animacji. Kobieta na tych imprezach jest traktowana ideologicznie jako element, trybik biznesu w morderczej karierze.
Organizatorki Kongresu popierają też upokarzające kobiety parytety we władzach organów korporacyjnych, choć jest to sugestia intelektualnych braków kobiecych rozumów, które muszą korzystać z jakiś protezujących, administracyjnych przywilejów. Parytety są bowiem sprzeczne nie tylko z naturalną nierównością, z prawną równością wobec prawa, ale też z wolnością gospodarczą.
Te „globalne szczyty kobiet” są formą kształtowania w gospodarce standardów w dużej mierze sprzecznych z cechami biologicznymi, psychicznymi i duchowymi kobiety, pozbawiając je ich odrębności, wyjątkowości i kobiecości.
To o czym mówię powyżej, to właśnie była treść mojego planowanego wystąpienia, które jeszcze przed wyjazdem do Tokio przygotowałam na piśmie w języku angielskim i po zwięzłym streszczeniu miałam zamiar złożyć je organizatorom. Chciałam przedstawić inne podejście do spraw kobiet w gospodarce i własną ocenę Kongresu w Tokio. Przed wyjazdem przygotowałam też zwięzłą informację na temat reform wprowadzanych w Polsce po ostatnich wyborach w 2015 r., które istotnie polepszają status kobiety w gospodarce. Skoro jechałam jako reprezentant polskiego Sejmu i partii rządzącej chciałam, aby jakaś informacja na temat Polski przedostała się do szerszej wiedzy. Chciałam przez przekorę, wiedząc, że będzie to pewnym dysonansem w atmosferze Kongresu, zmienić nastrój, i ogólną uwagę uczestniczek zwrócić na rzeczywiste, moim zdaniem, problemy ekonomiczne większości przeciętnych kobiet.
Chciałam więc bardzo zwięźle powiedzieć o skutkach gospodarczych programu 500+ w Polsce, o podwyższeniu minimalnych emerytur i rent, o podniesieniu stawki za jedną godzinę pracy, o obniżeniu wieku emerytalnego dla kobiet o 7 lat. Udało mi się o tym wspomnieć jedynie w trakcie wizyty w japońskim parlamencie na spotkaniu grupy przyjaźni japońsko-polskiej. Ta informacja bardzo zaciekawiła zresztą przewodniczącego grupy parlamentarnej. Wypowiedź o polskich, sprzyjających kobietom w obszarze gospodarki reformach przygotowałam przed wyjazdem przy pomocy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które przysłało mi liczne ciekawe informacje statystyczne. Prosiłam też o takie informacje sejmowe Biuro Spraw Międzynarodowych, które też podobne materiały mi przysłało.
Aby mieć pewność, że moje przygotowanie w Polsce do konferencji nie pójdzie na marne, kilkakrotnie przed wyjazdem prosiłam sejmowe Biuro Spraw Międzynarodowych, by poinformowali i uprzedzili organizatorów Summit, że będę chciała – jako polski poseł – krótko zabrać głos. Otrzymałam odpowiedź, że będzie to możliwe. Także od razu po przylocie do Tokio prosiłam sejmowego opiekuna naszej grupy, by upewnił się, że otrzymam głos na plenarnym posiedzeniu. Potwierdzono, że mam się zgłosić po prostu do głosu na panelu. Aby mieć taką pewność jeszcze przed posiedzeniem plenarnym, dodatkowo sama poinformowałam moderatorkę panelu, dziennikarkę z Financial Times, że jestem polskim posłem i chcę krótko zabrać głos. Moderatorka powiedziała bez entuzjazmu, „że zrobi co będzie mogła, jeśli będzie czas”. Usiadłam więc naprzeciwko, kilka metrów od prowadzącej panel, by być w zasięgu jej wzroku i po zakończeniu panelu na pytanie o głosy z sali podniosłam rękę. Jednak nie myślałam, że ta prośba o pytania z sali to jedynie zwykła „ustawka” organizatorów.
Zgłosiły się, zresztą nieco później niż ja, gdzieś z głębi wielkiej sali dwie panie – studentka z Chin i jakaś pani, chyba z Afryki, przy których „przypadkowo” akurat stały mikrofony, jakby wcześniej organizatorzy wiedzieli, kto w zatłoczonej sali chce zadać pytanie. Moderatorka z FT, mimo mej gestykulacji, podnoszenia rąk, zignorowała mnie trzymając wzrok na owych dwóch „spontanicznie” pytających osobach.
Tak czy siak, mimo moich zabiegów jeszcze z Warszawy, na początku Kongresu i przed samym posiedzeniem – głosu mi nie udzielono. Mimo, iż posłowie z Polski byli chyba najwyższymi rangą przedstawicielami-gośćmi z legitymacjami demokratycznych wyborów. Większość stanowiły panie związane z różnego rodzaju korporacjami, firmami, organizacjami feministycznymi itp.
Żadna z innych polskich pań posłów głosu na posiedzeniu plenarnym nie zabierała. Nie miały nawet takiego zamiaru.
Potraktowałam sejmowy wyjazd do Tokio poważnie, przygotowałam się merytorycznie i językowo. Chciałam zwięźle przedstawić Polskę i nasze „kobiece” reformy oraz informacje o nich. Mimo zabiegów i obietnic, głosu – jak wspomniałam – nie otrzymałam. Jako polski poseł zostałam więc sprowadzona do roli biernego tła mającego jedynie z podziwem oklaskiwać kilka wybranych „liderek biznesu” i przedstawicielek owej „womenomics”, prezentujących na scenie swe biznesowe kariery. Zamierzając zabrać głos chciałam też odeprzeć kłamliwe sugestie pani Henryki Bochniarz zasiadającej w Radzie organizatorów kolejnych Summit-ów, która już na otwarciu Kongresu, pierwszego dnia zasmucona „postraszyła” panie, iż: „W czasie, gdy w Europie wygrywa populizm i konserwatyzm [czyt. w Polsce – K.P.] musimy się trzymać razem, być more unit, drogie panie”. Chciałam sprostować te insynuacje pani H. Bochniarz mówiąc, że w Europie wygrała demokracja, a demokracja nie była i nie jest wrogiem kobiet, i by pani Bochniarz nie suflowała niezorientowanym kobietom z dalekiego egzotycznego świata fałszywego wroga, jakim miałaby być wygrywająca demokracja.
Chciałam też odnieść się do kongresowego sloganu Beyond Womenomics i podkreślić, że jest tylko jedna ekonomia, bez przymiotników, ani damska, ani męska; ani lewa, ani prawa. Są jedne prawa ekonomii, a reszta – wszystkie przymiotniki, zwłaszcza orwellowskie – od „złego” pochodzą, tj. od groźnych ideologii.
Cieszę się jednak, że mimo niedopuszczenia mnie do wypowiedzi byłam na Global Summit of Women w Tokio. Dzięki temu, przygotuję list do Marszałka Sejmu o niefinansowanie w przyszłości silnie ideologicznych konferencji niesłużących rzeczywistej wymianie poglądów, zaś sprowadzających polskich posłów jedynie do użytecznego tła dla cudzych, kontrowersyjnych zresztą, pomysłów i lansowania kontrowersyjnych idoli. Zainteresowane środowiska mogą takie ideologiczne imprezy wspierać samodzielnie z własnych środków. Sejm zaś zaoszczędzi na długich przelotach, też klasy biznes, kosztach pobytu i koszcie dodatkowej asysty sejmowego pracownika.
A drogim „Polkom” od pani Środy, Szczuki, Warakomskiej, Fuszary, Płatek itp. życzę, by się bardziej szanowały. Przelot bez narażania zdrowia nie jest luksusem, a wymogiem. Wasza koleżanka, pani H. Bochniarz dobrze to rozumie i do Tokio leciała klasą biznes, zapewne w opłaconej delegacji. Uprzedzam też Was Panie, że na ewentualny kolejny wyjazd sejmowy w długą trasę także, zgodnie z przepisami skorzystam z klasy biznes.
Co stwierdziwszy, dedykuję redaktorowi naczelnemu FAKT-u, niemiecko-szwajcarskiego brukowca w Polsce, panu Felusiowi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340596-sejm-nie-powinien-finansowac-udzialu-poslow-w-ideologicznych-imprezach-kongres-kobiet-w-tokio-cd