„Do wywołania kolejnych ataków medialnych na ludzi prawych każdy temat jest dobry. Wystarczy trochę pomanipulować i akcja będzie się rozwijała.” – pomyślałem o zamysłach inicjatorów napaści medialnej na prof. Lecha Morawskiego, kiedy przeczytałem pierwsze informacje o przebiegu panelu odbywającego się podczas Sympozjum na temat „Polski kryzys konstytucyjny a samoobrona instytucji” (The Polish constitutional crisis and institutional self-defence). To spotkanie naukowe zorganizował Wydział Prawa Uniwersytetu w Oxfordzie, w dniu 9 maja 2017r. Zanim przystąpię do wyrażenia swojej opinii na temat tej akcji medialnej uważam, że trzeba przypomnieć odbiorcom tej akcji zasady prowadzenia dyskusji naukowej. Panelem jest publiczna dyskusja na określony temat w celu przedstawienia odmiennych punktów widzenia. Do udziału w panelu zaprasza się zawsze osoby, o których wiadomo, że w danej sprawie mogą mieć odmienne opinie. Podczas panelu najpierw zaproszeni do udziału wyrażają te opinie w sposób, który uznają za właściwy. Bywa, iż przygotowują swoją wypowiedź w formie pisemnej, aby nie zapomnieć o najważniejszych argumentach. Następnie moderator dyskusji prowadzi ją udzielając głosu pytającym i odpowiadającym. Taka jest droga do poznania, taka jest realizacji posługi myślenia członka społeczności akademickiej, do której zobowiązani są wszyscy to środowisko tworzący. Muszą być dociekliwi i wnikliwi w zadaniu pytań oraz wiarygodni w poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania.
I jeszcze jedno wyjaśnienie. Przedstawiając uczestników panelu podaje się ich afiliację (miejsce zatrudnienia). Nikt jednak nie zakłada, że wyrażana przez nich opinia jest oficjalną opinią instytucji ich zatrudniających. Jakiekolwiek przyjmowanie, iż uczestnicy panelu wyrażają opinię instytucji byłoby zaprzeczeniem idei dyskusji panelowej.
Dowiedziawszy się o akcji medialnej skierowanej przeciwko prof. Lechowi Morawskiemu najpierw zapoznałem się z „materiałem dowodowym”. Szczęśliwie przebieg dyskusji panelowej oraz strona internetowa organizatorów Sympozjum jest dostępna w Internecie. Można więc spokojnie odsłuchać przebieg panelu. Wyraźnie widać, że organizatorzy dobrze dobrali dwóch paneli stów. W tym panelu byli to prof. L. Morawski (afiliacja: Trybunał Konstytucyjny) oraz prof. T. Gizbert-Studnicki (afiliacja: Uniwersytet Jagielloński). Wyraźnie różnili się opiniami. Najpierw każdy z nich przeczytał tekst przygotowany, a następnie moderator udzielał głosu pytającym i odpowiadającym. Każdy z panelistów starał się przedstawić swoje argumenty, aby przekonać uczestników dyskusji do opinii zaprezentowanej na początku. Podczas takiej wymiany poglądów niekiedy paneliści starają się uzupełniać swoje argumenty opiniami wyrażanymi przez innych, osoby lub instytucje z innego srodowiska. Twierdzą wówczas np.: „przywołam państwu stanowisko” … i tu podają czyja opinią chcą swój wywód podeprzeć. Jest to normalna formuła stosowana w tego rodzaju debatach naukowych. Mógł więc prof. L. Morawski w celu podbudowania swojej opinii wyrazić również opinię np. rządu, która jest powszechnie znana. To zaś nigdy nie traktuje się jako reprezentowanie podczas dyskusji instytucji albo osoby, której pogląd został przywołany. Są jednak pewne zachowania, których w takich sytuacjach wymieniania opinii powinni unikać dyskutanci. Szkoda przykładowo, że prof. T. Gizbert-Studnicki nie potrafił zapanować nad swymi emocjami, dając wyraz mimiką i gestami, że nie zgadza się z wypowiadającym się w tym samym czasie. Tego rodzaju „chwytów” nie powinno się stosować podczas debaty.
Można więc powiedzieć, że panel odbywał się zgodnie z regułami: zaproszeni byli dwaj dyskutanci o odmiennych poglądach, każdy z panelistów mógł je odczytać z wcześniej przygotowanego tekstu, potem odbyła się dyskusja, w której moderator „panował” nad uczestnikami pozwalając każdemu chcącemu zabrać głos i wysłuchać stanowiska panelistów. I wszystko byłoby w porządku, gdyby materiału z panelu nie wzięli na warsztat manipulującymi informacjami.
Najpierw wyrwali zdania z dyskusji. Wybrali zdania z wypowiedzi prof. L. Morawskiego, przypisali mu, ze jest oficjalnym reprezentantem Trybunału Konstytucyjnego, a nawet obecnego Rządu (bo przecież przedstawił w dyskusji, w pewnym jej momencie argumentację podawaną oficjalnie przez Rząd). Potem akcja nagonki mogła rozwijać w najlepsze. Jeśli więc w teście odczytanym przez prof. L. Morawskiego na początku panelu pewnych wątków nie było, a zostały potem wypowiedziane w dyskusji, to oczywiście – według manipulujących informacjami – było wynikiem cenzury jaka panuje w Trybunale Konstytucyjnym…
I tak można w nieskończoność tworzyć „fakty medialne” z rzeczywistością nie mające nic wspólnego. Już doczekaliśmy się – w odpowiedzi na medialne manipulacje – dementi Trybunału Konstytucyjnego, dementi rzecznika Rządu.. . A jeśli akcja dalej będzie prowadzona, to…
Nie spodziewałem się jednak, że środowisko akademickie będzie tak bardzo podatne na manipulacje medialne. Nie spodziewałem się, że będzie taka rada wydziału, która nie zapozna się z materiałem dowodowym i wyda stanowisko wspierające manipulacyjną akcję medialną skierowaną przeciwko prof. L. Morawskiemu. A już decyzja o nieobecności członków Rady Wydziału na publicznej obronie pracy doktorskiej podopiecznego prof. L. Morawskiego jest nie tylko zaprzeczeniem zasad etyki akademika, ale powinna podlegać karze regulaminowej. Uczestniczenie bowiem w przewodzie związanym z uzyskaniem stopnia naukowego należy do obowiązków samodzielnego pracownika nauki, który jest członkiem komisji mającej ten przewód realizować. Nie może on – wraz z innymi - przez zorganizowaną nieobecność uniemożliwiać przeprowadzenie przewodu. Stwierdzę więcej: nie może być prokuratorem, sędzią i wykonawcą wyroku i to jeszcze na osobie w sprawie nie występującej. Ukarano doktoranta, który przedłożył pracę doktorską, zdał przypisane egzaminy, poddał się ocenie recenzentów i otrzymał informację o terminie publicznej obrony. Czy o tym wszystkim mam pisać prawnikom, którzy kształcą przyszłe pokolenia prawników.
Zachęcam P. T. Czytelników do refleksji: kto w tej całej sprawie sprzeniewierzył się posłudze myślenia?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340184-kto-sprzeniewierzyl-sie-posludze-myslenia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.