Dzięki aspektowi socjalnemu PiS praktycznie przejął elektorat, który czuł się nieupodmiotowiony ekonomicznie. Partia rządząca wprowadziła realne działania na rzecz ludzi ubogich i lewicy trudno będzie zdobyć ich poparcie
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba.
wPolityce.pl: Z nowego sondażu Ipsos Observer przeprowadzonego dla „Wiadomości” TVP , Prawo i Sprawiedliwość jest liderem notowań z 35 proc. poparciem. Wcześniej PiS był przez długi czas absolutnym liderem badań sondażowych, później pojawiły się dwa sondaże, w których liderem była PO, teraz partia kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego ponownie zajmuje pierwsze miejsce popularności wśród Polaków. Panie profesorze, skąd biorą się takie wahania w sondażach?
Prof. Mieczysław Ryba: Wahania są czymś naturalnym w sondażach. Są pochodną emocji, zwłaszcza jeżeli temu towarzyszą jakieś zawirowania polityczne, jak np. wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej czy manifestacje nauczycieli, ale to wszystko się koryguje, emocje szybko stygną, ale pewne realia pozostają w życiu społecznym. Ludzie swoje preferencje definiują w ogromnej mierze po linii ideowej, zwłaszcza robi tak sztywna część elektoratu albo zgodnie z własnym interesem. Żeby doszło do kompletnych przetasowań musiałoby się wydarzyć coś negatywnego, w sferze gospodarczej, albo w sferze politycznej, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Pani premier Beata Szydło poinformowała dziś na konferencji prasowej, że bezrobocie jest najniższe w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Poinformowano, że pozostałe wskaźniki gospodarcze rosną.
Pamiętajmy, że opozycja wieszczyła na początku tej kadencji katastrofę gospodarczą, a przynajmniej katastrofę finansową związaną z realizacją programu 500+. Nic takiego się nie wydarzyło. Drugi element, który mógłby ewentualnie zaważyć na poparciu dla PiSu, to byłby jakiś gigantyczny konflikt wewnętrzny, który starano by się w mediach nagłaśniać i rozdmuchiwać. Trzeci czynnik to element zagraniczny, który chwilowo chwiał sondażami, mam na myśli kwestie wyboru Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Atak Macrona na Jarosława Kaczyńskiego był komentowany przez środowiska opozycyjne jako coś oczywistego. Ten czynnik odgrywa jakąś rolę, ale jest on i plusem i minusem dla PO. Należy brać uwagę, że jak pada pytanie do Platformy, jaki jest ich stosunek do przyjmowania uchodźców to Grzegorz Schetyna nie jest w stanie udzielić prostej odpowiedzi nie ze względu na ponad 70 proc. Polaków, którzy nie chcą uchodźców, ale na to, czego oczekuje od niego wspierająca go europejska lewica czy środowiska globalistyczne.
Platformy nie można porównać do Ruchu Macrona
Nie, Macron jest człowiekiem establishmentu, ale jego nową twarzą. Przebijał się przez wszystkie zdyskredytowane dziś partie lewicowe i prawicowe. Grzegorz Schetyna jest starą twarzą PO, nową twarzą tego obozu był Ryszard Petru, ale on skompromitował się. Schetyna chce dogonić PiS nie tyle konsekwentną akcją programową lub wykazaniem czegoś złego w działaniach, ale skumulowaniem poparcia wszystkich partii opozycyjnych na sobie. Stąd mówi o wspólnych listach wyborczych, dlatego przejmuje elektorat Nowoczesnej, chociaż jest opór w tej partii.
Sondaż o którym rozmawiamy notuje zaledwie 5 proc. notowania dla Nowoczesnej. Dlaczego poparcie dla partii, której liderem jest Ryszard Petru jest takie słabe?
Nowoczesna miała rację bytu, kiedy pojawiła się jako partia liberalna, krytyczna wobec starego układu władzy, czyli wobec władzy PO-PSL. Ryszard Petru kiedyś krytykował tę władzę, obecnie jest wpisany w kontekst różnych inicjatyw PO i w rezultacie staje się wizerunkowo niepotrzebny. Po co druga Platforma, skoro już jedna jest? W tym sensie Petru nie potrafi wymyślić silnej dźwigni, która da mu świeżość w polityce. Kompletnie przegrał rozgrywkę na przełomie roku, kiedy poleciał do Portugalii. Od tamtej pory przestał być w polityce poważnym czynnikiem. Grzegorz Schetyna zdaje sobie z tego sprawę, wie, że w czasie wyborów samorządowych w 2018 r. ostatecznie rozstrzygnie się to, czy Nowoczesna będzie istniała dalej na scenie politycznej. Jeżeli nic nie ugra, to PO będzie chciała ich całkowicie przejąć.
Grzegorz Schetyna i PO proponują PiS starcie programowe, w którym na każdy z tematów rozmawiałaby para polityków, jeden z PO i jeden z PO. Co pan sądzi o takiej propozycji?
To z jednej strony ruch obronny Platformy, bo pytania, które zadał PiS PO są bardzo dobijającym uderzeniem. Bo jeżeli PO jest za 500+ to pośrednio popiera PiS w tej kwestii. W sprawach przyjęcia uchodźców nie chcą wypowiedzieć się przeciwko Polakom, a z drugiej strony trudno im się wypowiedzieć przeciwko urzędnikom unijnym. PO jest w trudnej sytuacji, dlatego domaga się debaty. Znamy debaty choćby z kampanii prezydenckiej. One są pewnym PR-owskim zabiegiem, nie ma tam tak dużo treści merytorycznej. Platforma jest przekonana, że łatwiej jej będzie PR-owsko się odnaleźć niż odpowiadać na pytania, które zostały jej zadane.
Taka debata dowartościowałaby Platformę jako główny obóz opozycyjny, a może nawet jako jedyny poważny obóz.Schetyna byłby dowartościowany taką konfrontacją jako lider opozycji, a PO byłaby ukazana jako jedyna poważna siła opozycyjna. Szans wielkich na zwycięstwo w kwestii merytorycznej nie ma, jednak nawet porażka w debacie, dałaby Schetynie zwycięstwo wewnątrz obozu opozycyjnego, bo zostałby głównym ośrodkiem opozycji antypisowskiej. Podstawowy cel, jaki sobie postawił Schetyna to nie zwycięstwo z PiS, bo wie, że to niemożliwe, ale czekanie na swoją szansę.
Na jaką szansę pana zdaniem czeka Schetyna?
Na to, że wcześniej czy później coś zdestabilizuje się w obozie władzy. Czeka, aby kiedy przyjdzie ten czas, za dwa, trzy, pięć czy nawet za dziesięć lat, chce być jedynym liderem opozycji.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dzięki aspektowi socjalnemu PiS praktycznie przejął elektorat, który czuł się nieupodmiotowiony ekonomicznie. Partia rządząca wprowadziła realne działania na rzecz ludzi ubogich i lewicy trudno będzie zdobyć ich poparcie
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba.
wPolityce.pl: Z nowego sondażu Ipsos Observer przeprowadzonego dla „Wiadomości” TVP , Prawo i Sprawiedliwość jest liderem notowań z 35 proc. poparciem. Wcześniej PiS był przez długi czas absolutnym liderem badań sondażowych, później pojawiły się dwa sondaże, w których liderem była PO, teraz partia kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego ponownie zajmuje pierwsze miejsce popularności wśród Polaków. Panie profesorze, skąd biorą się takie wahania w sondażach?
Prof. Mieczysław Ryba: Wahania są czymś naturalnym w sondażach. Są pochodną emocji, zwłaszcza jeżeli temu towarzyszą jakieś zawirowania polityczne, jak np. wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej czy manifestacje nauczycieli, ale to wszystko się koryguje, emocje szybko stygną, ale pewne realia pozostają w życiu społecznym. Ludzie swoje preferencje definiują w ogromnej mierze po linii ideowej, zwłaszcza robi tak sztywna część elektoratu albo zgodnie z własnym interesem. Żeby doszło do kompletnych przetasowań musiałoby się wydarzyć coś negatywnego, w sferze gospodarczej, albo w sferze politycznej, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Pani premier Beata Szydło poinformowała dziś na konferencji prasowej, że bezrobocie jest najniższe w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Poinformowano, że pozostałe wskaźniki gospodarcze rosną.
Pamiętajmy, że opozycja wieszczyła na początku tej kadencji katastrofę gospodarczą, a przynajmniej katastrofę finansową związaną z realizacją programu 500+. Nic takiego się nie wydarzyło. Drugi element, który mógłby ewentualnie zaważyć na poparciu dla PiSu, to byłby jakiś gigantyczny konflikt wewnętrzny, który starano by się w mediach nagłaśniać i rozdmuchiwać. Trzeci czynnik to element zagraniczny, który chwilowo chwiał sondażami, mam na myśli kwestie wyboru Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Atak Macrona na Jarosława Kaczyńskiego był komentowany przez środowiska opozycyjne jako coś oczywistego. Ten czynnik odgrywa jakąś rolę, ale jest on i plusem i minusem dla PO. Należy brać uwagę, że jak pada pytanie do Platformy, jaki jest ich stosunek do przyjmowania uchodźców to Grzegorz Schetyna nie jest w stanie udzielić prostej odpowiedzi nie ze względu na ponad 70 proc. Polaków, którzy nie chcą uchodźców, ale na to, czego oczekuje od niego wspierająca go europejska lewica czy środowiska globalistyczne.
Platformy nie można porównać do Ruchu Macrona
Nie, Macron jest człowiekiem establishmentu, ale jego nową twarzą. Przebijał się przez wszystkie zdyskredytowane dziś partie lewicowe i prawicowe. Grzegorz Schetyna jest starą twarzą PO, nową twarzą tego obozu był Ryszard Petru, ale on skompromitował się. Schetyna chce dogonić PiS nie tyle konsekwentną akcją programową lub wykazaniem czegoś złego w działaniach, ale skumulowaniem poparcia wszystkich partii opozycyjnych na sobie. Stąd mówi o wspólnych listach wyborczych, dlatego przejmuje elektorat Nowoczesnej, chociaż jest opór w tej partii.
Sondaż o którym rozmawiamy notuje zaledwie 5 proc. notowania dla Nowoczesnej. Dlaczego poparcie dla partii, której liderem jest Ryszard Petru jest takie słabe?
Nowoczesna miała rację bytu, kiedy pojawiła się jako partia liberalna, krytyczna wobec starego układu władzy, czyli wobec władzy PO-PSL. Ryszard Petru kiedyś krytykował tę władzę, obecnie jest wpisany w kontekst różnych inicjatyw PO i w rezultacie staje się wizerunkowo niepotrzebny. Po co druga Platforma, skoro już jedna jest? W tym sensie Petru nie potrafi wymyślić silnej dźwigni, która da mu świeżość w polityce. Kompletnie przegrał rozgrywkę na przełomie roku, kiedy poleciał do Portugalii. Od tamtej pory przestał być w polityce poważnym czynnikiem. Grzegorz Schetyna zdaje sobie z tego sprawę, wie, że w czasie wyborów samorządowych w 2018 r. ostatecznie rozstrzygnie się to, czy Nowoczesna będzie istniała dalej na scenie politycznej. Jeżeli nic nie ugra, to PO będzie chciała ich całkowicie przejąć.
Grzegorz Schetyna i PO proponują PiS starcie programowe, w którym na każdy z tematów rozmawiałaby para polityków, jeden z PO i jeden z PO. Co pan sądzi o takiej propozycji?
To z jednej strony ruch obronny Platformy, bo pytania, które zadał PiS PO są bardzo dobijającym uderzeniem. Bo jeżeli PO jest za 500+ to pośrednio popiera PiS w tej kwestii. W sprawach przyjęcia uchodźców nie chcą wypowiedzieć się przeciwko Polakom, a z drugiej strony trudno im się wypowiedzieć przeciwko urzędnikom unijnym. PO jest w trudnej sytuacji, dlatego domaga się debaty. Znamy debaty choćby z kampanii prezydenckiej. One są pewnym PR-owskim zabiegiem, nie ma tam tak dużo treści merytorycznej. Platforma jest przekonana, że łatwiej jej będzie PR-owsko się odnaleźć niż odpowiadać na pytania, które zostały jej zadane.
Taka debata dowartościowałaby Platformę jako główny obóz opozycyjny, a może nawet jako jedyny poważny obóz.Schetyna byłby dowartościowany taką konfrontacją jako lider opozycji, a PO byłaby ukazana jako jedyna poważna siła opozycyjna. Szans wielkich na zwycięstwo w kwestii merytorycznej nie ma, jednak nawet porażka w debacie, dałaby Schetynie zwycięstwo wewnątrz obozu opozycyjnego, bo zostałby głównym ośrodkiem opozycji antypisowskiej. Podstawowy cel, jaki sobie postawił Schetyna to nie zwycięstwo z PiS, bo wie, że to niemożliwe, ale czekanie na swoją szansę.
Na jaką szansę pana zdaniem czeka Schetyna?
Na to, że wcześniej czy później coś zdestabilizuje się w obozie władzy. Czeka, aby kiedy przyjdzie ten czas, za dwa, trzy, pięć czy nawet za dziesięć lat, chce być jedynym liderem opozycji.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338999-nasz-wywiad-prof-ryba-o-debacie-po-z-pis-schetyna-bylby-dowartosciowany-taka-konfrontacja-jako-lider-opozycji