„Kto nie przyjdzie, ten za PiSem. Do zobaczenia na Marszu Wolności” - wzywał na Twitterze poseł Michał Szczerba. Już po marszu pomyślał (chyba), że coś wyszło nie tak z tym pospolitym ruszeniem PO i swój wpis skasował. Wstyd mu, czy co? W każdym razie zastapił go innym:
„Warszawa da się lubić. Platforma da się lubić. Dziękujemy, że jesteście z nami!”.
Ilu jest z posłem Szczerbą & Co.? To zależy, kto liczy: jedni, że kilka-, drudzy, że kilkanaście-, jeszcze inni, że kilkadziesiąt tysięcy. A tak w ogóle miało być powalające pół miliona uczestników marszu, z logo przypominającym słynny plakat Tomasza Sarneckiego, na którym bohater westernu „W samo południe”, kowboj/Gary Cooper ze znaczkiem „Solidarności” wpiętym nad gwiazdą szeryfa, i z kartką wyborczą zamiast rewolweru, idzie rozprawić się ze złem…
Złem jest w tym przypadku PiS, ma się rozumieć. OK, niech będzie, że było nawet te 90 tysięcy „kowbojów”, jak twierdzą bezimienni urzędnicy stołecznego magistratu, nadzorowanego notabene przez wiceprzewodniczącą PO Hannę Gronkiewicz-Waltz, która na rachunkach zna się jak mało kto… Co to jest jednak te 90 tys. w kraju liczącym bez mała 40 mln obywateli? Toż to mniej niż członkowie PO, PSL, Nowoczesnej, KOD-u, lewicy, emeryci postkomuniści, esbecy itp. z rodzinami (bo na plakacie marszu widniał mężczyzna z dzieckiem niesionym na ramionach), razem wzięci.
Nie pomogła zakrojona na szeroką skalę agitacja w mediach, oklejanie autobusów, czy kłamliwy spot z dziewczynką pytającą: „Mamo, co to jest gorszy sort?”, i wyjaśnieniem, że są nim według „jednego pana” córeczka, i rodzice, i babcia… - flaga w dłoń, marsz na marsz! W kwestii formalnej, wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dotyczyła wyłącznie zaprzańców zabiegających o wsparcie zagranicy w walce z demokratycznie wybranym rządem własnego kraju, aby mogli wrócić do władzy. Na tej zasadzie Prawo i Sprawiedliwość mogło zrealizować spot tylko z jednym pytaniem dziewczynki: „Mamo, co to jest ch…, d… i kamieni kupa?” - co akurat było prawdziwą oceną stanu naszego „teoretycznego państwa” za rządów PO-PSL, pochodzącą z ust ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, a więc osoby najbardziej zorientowanej.
Paranoja tzw. totalnej opozycji polega na tym, że korzystając z wolności i demokracji może wymyślać swoje spoty, uprawiać zakłamaną propagandę i organizować „spontaniczne” marsze, de facto za pieniądze podatników. Jeśli PO i jej przystawki liczą na to, że wyborcy zapomnieli o ich „osiągnięciach”, za które zostali pozbawieni władzy, to… życzę zdrowia, skoro na rozum za późno.
Dość przypomnieć, że właśnie za rządów PO-PSL nawet Bruksela interweniowała w sprawie rekordowej w UE liczby podsłuchów w naszym kraju, wyrzucanie setek dziennikarzy, ba, całych zespołów redakcyjnych na bruk, jak z „Wprost” czy „Newsweeka”, rozmowy przy śmietniku, czy interwencje u zagranicznych wydawców polskich gazet, aby ukrócili w nich krytykę wobec rządu, że nie wspomnę o prowokacjach, ulicznych burdach, bijatykach, z podpaleniem budki pod rosyjską ambasadą włącznie, co miało obciążać ówczesną opozycję.
Już sama nazwa wczorajszego „marszu wolności” jest wyrazem ogłupienia, jakie obecna, tzw. totalna opozycja uprawiała wcześniej na polskim społeczeństwie przez osiem lat, a które jej samej udzieliło się najbardziej. Opozycji, która jeszcze podczas sprawowania władzy obiecywała dziesiątki razy, jak kolejno premier Donald Tusk, jego następczyni Ewa Kopacz i dzisiejszy szef PO Grzegorz Schetyna… „odbudowę utraconego zaufania społecznego”, koniec cytatu. Poza tym pustosłowiem partia z nazwy obywatelska nie ma obywatelom nic do zaoferowania. Tuż po wyborze na przewodniczącego PO Schetyna zapowiadał „wyjście do obywateli”, „wsłuchanie się, czego chcą”, oraz „przygotowanie programów”… - i tak mu zostało do dziś.
„Jeżeli polityk nie ma własnego pomysłu na polityczną rzeczywistość i pyta obywateli, Polaków, czego chcecie, to znaczy, że jest nieprzygotowany do tej funkcji albo niepoważny”,
— stwierdził „premier gabinetu cieni” w Radiu Zet. Co prawda wypowiedź ta dotyczyła propozycji prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie referendum („naród polski powinien się wypowiedzieć, co do przyszłości ustrojowej swojego państwa”), jednak Schetyna, główny mówca „marszu wolności” nieopatrznie scharakteryzował w niej sam siebie: bez pomysłu, nieprzygotowany i niepoważny. Co zaś dotyczy programu jego partii, po raz „enty” powtórzył publicznie: „Chcemy odsunąć PiS od władzy!”
Czyli to, co politycy PO mówią od ich klęski wyborczej. Czy do wygłoszenia tego jednego zdania potrzeba aż tak wielkiej mobilizacji sił i środków w całej Polsce, z tak mizernym efektem, jak kompromitująca impreza w podkoszulkach w Warszawie? Można rzec, był to przemarsz PO krokiem defiladowym po terenie podmokłym. Nie szkoda pieniędzy? Pardon, głupio pytam, na własne potrzeby Platformie nigdy ich nie było szkoda.
„Kto nie przyjdzie, ten za PiSem”, pisał Szczerba, „kto nie skacze, ten…” - podczas tamtego wiecu było przynajmniej zimno, a wczoraj nawet słońce świeciło – gdyby padał deszcz, byłoby na co zwalić… Wszystko i wszyscy sprzysięgli się przeciw PO? Nie, nie wszyscy, przecież jest te kilka-, kilkanaście-, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338694-8-lat-oglupiania-obywateli-przez-po-jej-samej-udzielilo-sie-najbardziej-przemarsz-krokiem-defiladowym-po-terenie-podmoklym
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.