Słynna ostatnio tzw. “stodoła” Jana Szyszki w Tucznie, (on sam woli mówić o “stacji badawczej”) - nie pierwszy raz stała się miejscem spotkań ministra z dziennikarzami. Ja jednak miałam okazję odwiedzić ją po raz pierwszy. Jako uczestnik organizowanych przez Ministerstwo Środowiska warsztatów.
Z zewnątrz to zadbany, ładnie wyremontowany budynek, w zachowanym stylu dawnej stacji pocztowej, która mieściła się tu w czasach, gdy jeszcze listy wożono dyliżansem. Wokół niewielki teren zielony, ponoć na zrekultywowanym wysypisku śmieci. To tu na rosną osławione, ścięte przez „nieznanych sprawców” świerki ministra. Rzeczywiście wyglądają kiepsko. Ale podobno kilka uda się jeszcze uratować. Tak na marginesie – ten kto to zrobił , jeśli chciał cokolwiek zamanifestować, wybrał najgorsza możliwą metodę. Bo nie można bronić jednych drzew, ścinając inne…
Samo powitanie – wypada sympatyczne. Minister Szyszko we własnych progach niewątpliwie zyskuje, zwłaszcza jeśli ktoś lubi dość poufały, jowialny, trochę rubaszny styl bycia. Zaprasza, pokazuje swoje nagrody, zdjęcia, zbiory, opowiada o nich pozuje do zdjęć. Pierwsze dobre wrażenie psują mi jednak widoczne na każdym kroku myśliwskie trofea. Wypchane zwierzęta, poroża na ścianach, skóry dzików na podłodze, a saren i nawet rysia ze szklanymi oczami - na meblach. Dla mnie – zdeklarowanej przeciwniczki polowań, to bardzo smutny widok, przejaw mentalności i zamiłowania do rozrywki, której nie umiem zaakceptować.
Ale nie łowiectwo jest tematem spotkania. Tego dnia minister najwięcej mówi o swoich przyjaciołach i patronach naukowych, profesorach: Piotrze Den Boerze i Janie Dominiku. Im zdecydował się poświecić dwa kamienie obeliski na swojej posesji.
W uroczystości osłonięcia jednego z kamieni bierze udział ksiądz, kilku zaproszonych zagranicznych gości, parę osób miejscowych. Po uroczystościach, pierwsze wyjście w teren. Okoliczne łąki są miejscem badań i eksperymentów ministra i zaprzyjaźnionych z nim naukowców. Główny cel to opisywanie zależności występowania różnych gatunków owadów w zależności od ilości pierwiastka węgla w glebie. Aby różnicować jego zawartość, z jednych pasów łąki regularnie zgrabia się skoszone siano, a z innych nie. Te zagrabione, są rzecz jasna w ów pierwiastek uboższe.
I wedle wyjaśnień ministra na sąsiadujących ze sobą terenach, tylko z tego względu, występują zupełnie inne gatunki chrząszczy biegaczowatych. (Jan Szyszko jest entomologiem, a biegaczowate to jego specjalność. ) Oczywiście chrząszcze to tylko wycinek ekosystemu.
Podczas wykładu - wielokrotnie pada słowo „dyspersja”, czyli zdolność poszczególnych gatunków do przemieszczania się. Niektóre - mają ją wręcz nieograniczoną, np zarodniki grzybów potrafią przelecieć niesione wiatrem nawet setki kilometrów, by skolonizować nowe tereny. Inne nie ruszą się nawet o kilka metrów z odpowiadającego im siedliska. Zwłaszcza gdy napotkają przeszkodę. Toteż, aby „osiedlić” je gdzie indziej, trzeba je przenieść - reintrodukować - stwarzając oczywiście dogodne warunki do bytowania.
Dookoła rozciągają się siedliska dzikich ptaków - żurawie, łabędzie, kaczki prezentują się nam osobiście. Bąk pohukuje z daleka. Są też bobrowe żeremia. Ale ich mieszkańcy, nie chcą pozować na zamówienie. Tym niemniej nie trzeba lornetek, by widzieć, że łąki tętnią życiem. Minister Szyszko opowiada, że to zasługa jego pielęgnacji dawnych nieużytków i umiejętnego zabiegania o bioróżnorodność. Że poszczególne gatunki przyciąga przygotowywanie im właściwych siedlisk. Słucham z uwagą, obserwuję siedzące na jajach łabędzie. Staram się omijać wzrokiem stojąca pod lasem ambonę…
Wieczorem tradycyjne ognisko. Oprócz dziennikarzy uczestniczą w nim zagraniczni goście ministra i sąsiedzi. Na stole króluje dziczyzna. Wg opinii moich kolegów znakomita. Ja pozostaję przy sałatce rybnej - też zresztą pysznej.
Przy okazji samoistnie wypływa temat polowań. Słyszę cały katalog dobrze znanych mi argumentów, że to najbardziej zdrowe mięso, że to humanitarny sposób regulowania wielkości populacji, że przecież żadne zwierzę w lesie nie ginie i tak śmiercią naturalną, a wszelkie wypadki, czy to dotyczące ludzi, czy zwierząt, to tylko niewielki margines. Ktoś zdradza, że jego największym marzeniem jest ustrzelić starego byka- jelenia. Tłumaczę, że nie rozumiem takich marzeń i przyjemności czerpanej z zabijania, choć wiem , że czasem zachodzi konieczność eliminacji pewnych osobników. Ale co innego konieczność, co innego hobby. Zgadzamy się natomiast, że jest problem z nadmiernym rozmnażaniem się dzików i że główną przyczyną ich „nadpopulacji” jest coraz większa ilość uprawianej kukurydzy, która staje się dla nich zarazem karmą jak i afrodyzjakiem. Mamy podobny pogląd na to, że największym zagrożeniem dla przyrody jest dziś intensywne rolnictwo… Kończę tę rytualną wymianę poglądów, gdy moi adwersarze zaczynają tłumaczyć, że prawdziwi mężczyźni muszą polować, żeby umieć bronić kobiet przed przemocą… To już chyba ten mniej merytoryczny etap imprezy…
Merytorycznie robi się znów następnego dnia. Tym razem jedziemy do lasu. Mijamy wieś, której mieszkańcy utrzymują się wyłącznie ze zbierania grzybów. W lesie minister pokazuje kolejne drzewostany. Tłumaczy różnice między lasem bukowym i jego runem, a młodniakiem świerkowym. Mówi, gdzie występują jakie grzyby. Usiłujemy odgadywać wiek drzew. Szczególnie zdradliwe są buki. Niektóre kilku dziesięciocentymetrowe rośliny mają po 40 lat. Inne, rosnące w bardziej doświetlonym miejscu mają zaledwie kilkanaście, a już sięgają dwóch, trzech metrów. Fototropizm to wszak główna płaszczyzna leśnej konkurencji…
Minister pokazuje gatunki roślin jakie występują w poszczególnych rejonach lasu, w zależności od gleby, światła, roślin towarzyszących. Oczywiście wszechobecne są chrząszcze. Spotykamy kilka całkiem dorodnych. To wszystko lasy gospodarcze. Starannie pielęgnowane. Prześwietlane i przecinane. I co widać gołym okiem - nie zaśmiecone. Dla mnie - bywalczyni podwarszawskich lasów, w których można znaleźć wszystko: od starego samochodu, przez kanapę, po puste opakowania po alkoholu - to miła odmiana. Choć, rzecz jasna - nie puszcza..
Minister tłumaczy jak przyspieszyć naturalne procesy przyrody, jak sprawić, by efekt, który naturalnie byłby widoczny za wiele lat- osiągnąć szybciej. To inżynieria ekologiczna – wyjaśnia, opowiadając w jakim czasie i w jaki sposób na glebach porolniczych można wyhodować las. Jakie są różnice pomiędzy drewnem z lasu naturalnego, a raz, czy dwa razy ścinanego. Mocno podkreśla konieczność świadomej i czynnej współpracy człowieka z naturą. Często padają też argumenty ekonomiczne.
Kiedy byłem w rządzie AWS najlepiej rozmawiało mi się z Leszkiem Balcerowiczem
— wyznaje Jan Szyszko.
On jako liberał, powiedział: ty mi tu nie p… , tylko powiedz ile to kosztuje i ile mogę na tym zarobić…
A minister chętnie podaje kwoty. W pamięci przelicza hektary lasu na liczbę ton drewna, ale jeszcze chętniej na kwoty związane emisją i absorbcją C02. Bo lasy to naturalne oczyszczalnie powietrza. A wedle koncepcji Szyszki, przeforsowanej w tzw. porozumieniach paryskich, absorbcja dwutlenku węgla przez polskie drzewa, powinna być uwzględniana w limitach emisyjnych, za przekroczenie których, trzeba płacić wysokie kary. Owo porozumienie paryskie przyzwolenie na takie rozliczenie zawiera. Niestety wymogi unijne mówią już tylko o emisji dwutlenku węgla, nie o ogólnym bilansie. Dyskusja trwa. Tak czy owak wedle planu i obliczeń ministra w 2050-60 toku, przy odpowiednim zalesianiu, Polska powinna stać się neutralna emisyjnie. Tzn, redukować tyle samo dwutlenku węgla, co emituje, nawet nie zmniejszając stopnia spalania węgla kamiennego.
W okolicach Tuczna stoi specjalna wieża do pomiarów zużycia CO2 przez drzewa. Średnia roczna to 16 ton CO2 na hektar lasu rocznie. Średnia, bo młodniki pochłaniają więcej, a stare drzewa mniej.
Przy okazji jeszcze dowiadujemy się, gdzie zaplanowano siedliska poszczególnych gatunków ptaków. Tu lerki (skowronki borowe), tam lelek kozodój. Tu pojawia się - jarząbek ( b. rzadki leśny kurak). Minister pokazuje korę obgryzioną przez jelenie. Opowiada, że w latach 90 tych zabijano tu nawet 1000 jeleni rocznie, obecnie ok. 300 sztuk. Zapewnia, że populacja ma się dobrze.
Czas na teorię. Podczas ponadgodzinnej pogadanki w Tucznie – minister przekonuje do swoich koncepcji. W tym do słynnego lex Szyszko. W tej kwestii jest całkowitym liberałem. Co się posadziło – można wyciąć. Bez żadnych ograniczeń. Jak tłumaczy, trzeba rozdzielić kompetencje państwa i samorządu w zakresie dbania o ekologię.
Do obowiązków państwa należy zadbanie o dostęp do czystej wody, powietrza i zachowanie gatunków. Mając pod zarządem 1/3 terenu kraju, czyli Lasy Państwowe – jestem w stanie to zagwarantować
— deklaruje. Reszta należy do samorządów. W tym przygotowanie planów zagospodarowania przestrzeni. Z uwzględnieniem terenów zielonych. A tych w wielu miastach brakuje. Także w Warszawie, gdzie w ostatnich latach zabudowano wiele terenów zielonych, będących płucami miasta.
Natomiast właścicieli prywatnych – do zachowywania, takiej czy innej zieleni na ich własnych terenach można zachęcać np. przez obniżenie podatku.
Jeśli mam coś cennego, na czym wam zależy – to mi za to zapłaćcie
-– przekonuje Jan Szyszko.
Minister gorzko ubolewa też, że Polska de facto stała się krajem otwartym na GMO, które jest dopuszczalne w nasionach przeznaczonych do produkcji pasz. Co więcej , jak twierdzi Jan Szyszko- - nie ma też żadnej kontroli nad tym co się wysiewa. Nie jest też przestrzegana zasada znakowania żywności zawierającej składniki genetycznie modyfikowane.
Na spotkaniu nie może zabraknąć wątku Puszczy Białowieskiej. Minister przedstawia opracowania z przeprowadzonej ostatnio inwentaryzacji . Ze szczególnym uwzględnieniem jego ulubionych chrząszczy. Przy okazji stawia jedną ze swoich najbardziej kontrowersyjnych tez: Puszcza Białowieska jest dziełem człowieka. Cała. Nie lasem naturalnym. Na poparcie swego twierdzenia przytacza fakt istnienia licznych śladów bytności człowieka na tym terenie: barci, dróg, cmentarzy, śladów zarośniętych gospodarstw.
Twierdzi, że naukowcy i ekolodzy określający Puszczę jako pozostałość po nizinnych lasach pierwotnych w Europie, nie przekształconą przez człowieka - nie opierają się na prawdziwych danych. Że są przez kogoś opłacani… Pewnie - doszliby do porozumienia, gdyby udało im się wspólnie ustalić skalę owych obszarów nietkniętych i tych przez człowieka eksploatowanych…
Jan Szyszko jest zagorzałym zwolennikiem czynnej ochrony Puszczy. A więc wycinania zainfekowanych przez kornika drzew. Nie chce pozostawić procesów obumierania i rewitalizacji lasu samemu sobie. Twierdzi, ze to zagroziłoby bioróżnorodności. (od 1 stycznia w Puszczy wg danych Lasów Państwowych wycięto też ok. 29 tys. drzew). Choć w innych fragmentach dyskusji chętnie przyznaje, że natura bez człowieka – da sobie radę. I za przykład podaje Syberię.
Tłumaczy też, że przepisy unijne Natura 2000 obligują go np. do zachowania zagrożonych gatunków ptaków, a to bez ingerencji w swobodne życie lasu, nie jest dziś możliwe. Już, jak twierdzi, z terenów rezerwatu zniknęła sóweczka. A powinna być. Przynajmniej wedle unijnych wytycznych.
Pada kwestia wniosku Komisji Europejskiej, która poinformowała niedawno, że w związku z decyzją o zwiększonej wycince w Puszczy Białowieskiej, przeszła do drugiego etapu - prowadzonej od ubiegłego roku – procedury przeciwko Polsce. Wezwała też nasz kraj do wstrzymania zaplanowanych cięć w Puszczy. Minister zapewnia, że zastrzeżenia te są bezpodstawne i nie oparte na realnych danych oraz, że dodatkowe wyjaśnienia zostaną przesłane w terminie. Jest dobrej myśli. Nawet gdyby sprawa miała trafić do Strasburga.
Jeśli dane jakie przedstawiliśmy KE jej nie przekonają, to będzie potrzebne, żeby spór ws. Puszczy Białowieskiej zakończył się w Trybunale Sprawiedliwości UE
– twierdzi i zapewnia, że nie obawia się o jego rezultat, gdy Polska działa zgodnie z prawem UE.
Jedno z ulubionych powiedzeń ministra Szyszki brzmi: Natura reguluje się przy pomocy katastrof. Człowiek może ją regulować przez umiejętne użytkowanie.
I pewnie nie byłoby tu sporu ze środowiskiem ekologów i naukowców (wyjąwszy tych jawnie zaangażowanych politycznie po stronie przeciwników PiS), gdyby minister dopuścił istnienie wyjątków od owej niezbędnej w zdominowanym przez cywilizację środowisku – regulacji.
Dwa dni mijają szybko. Tuczno żegna nas pochmurnie, ale materiałów do przemyśleń i analiz pozostawia sporo. Jedno jest pewne: tematy tu poruszone będą powracać nie raz. W kontekście zarówno ekologicznym jak i politycznym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338690-bioroznorodnosc-las-czlowiek-chrzaszcz-i-polityka-lekcja-ekologii-u-ministra-szyszki-reportaz