Orwell od dawna kwitnie w różnych krajach, w różnym stopniu. W największym stopniu kwitnie na zachodnich uczelniach wyższych, gdzie o nauce się nie mówi, gdzie się już nie odwołuje do wiedzy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl doktor Rafał Brzeski, specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu.
wPolityce.pl: Panie doktorze, sporo ostatnio mówiło się o tzw. fake news, które znalazły się na celowniku władz w Sztokholmie, Berlinie i Brukseli. Czym jednak się one różnią od dobrze nam znanej dezinformacji czy manipulacji?
Dr Rafał Brzeski: Szczerze mówiąc, to… niczym. To jedynie kolejny eufemizm dla starego i dobrze nam znanego terminu „kłamstwo”. Czy zmienia się coś, kiedy zamiast użyć słowa „kłamstwo” posłużymy się np. określeniem „zarządzanie postrzeganiem”? Nie. Mamy tutaj do czynienia z najzwyklejszym zaklinaniem rzeczywistości poprzez użycie różnorakich eufemizmów. Nie nazywa się kłamstwa kłamstwem, ale nadaje mu się ładniej brzmiące określenia.
Czemu więc miało służyć powstanie terminu fake news?
Tylko i wyłączenie temu, aby nie używać słowa „kłamstwo”. Zgodzi się chyba Pan ze mną, że mówienie o kimś, że jest kłamcą, nie jest najprzyjemniejsze. Kiedy jednak powiemy, że ktoś rozpowszechnia fake news, to aż tak źle to nie brzmi. Można więc powiedzieć, że chodzi o walory estetyczne.
Trudno się nie zgodzić. Termin „fake news” nie jest jednak jedynym, który ostatnio się pojawił. Encyklopedie będą musiały rozszerzyć się także o termin „post-prawda”.
Tak, to prawda. Trzeba wiedzieć, że mówiąc o post-prawdzie, mówimy o tym, że emocje i określona narracja są ważniejsze niż rzeczywistość, niż sama prawda. Czym jednak jest ta narracja? To nic innego jak zaklinanie rzeczywistości, jak próba wywarcia określonego wrażenia na odbiorcy. To dzisiaj główne zadanie mediów czy portali społecznościowych; wywrzeć na odbiorcy pożądane wrażenie. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy dana informacja jest prawdziwa. Proszę zauważyć, że kiedy żyliśmy w PRL-u, kiedy była cenzura, informacje były limitowane, był do nich utrudniony dostęp. Dzisiaj jest na odwrót. Dookoła nas jest sztucznie wykreowany szum medialny. Informacji jest mnóstwo, ale za to limitowana jest jej interpretacja. Próbuje się wpłynąć na rozumienie danej narracji. To jest wyższy stopień manipulacji, ale to nie zmienia faktu, że nadal to jest manipulacja, a każda manipulacja jest kłamstwem. Tak właśnie wyglądają dzisiejsze czasy, żyjemy w istnej cywilizacji kłamstwa. Przypomnę dwie stare definicje terminu „wiadomość”. Mark Twain powiedział, że „jeżeli pies ugryzł człowieka, to nie jest to wiadomość, ale jeżeli człowiek ugryzł psa, to już tak”. Z kolei jeden z brytyjskich baronów medialnych stwierdził, że „wiadomością jest to, gdzie ktoś, chce coś ukryć, cała reszta to reklama”.
Obok tego mamy jeszcze m.in. propagandę.
Zauważmy, że dziennikarze robią co mogą, aby nie przypięto do nich etykietki propagandzisty. Prawdą jest jednak, że każdy dziennikarz to propagandzista, który rozpowszechnia swój punkt widzenia. Szczegół tkwi w tym, czy uprawia się propagandę w dobrej wierze, czy w złej. Spójrzmy na Kościół, który również uprawia propagandę, ale w dobrzej wierze, ponieważ głosi Ewangelię, wskazuje jak osiągnąć zbawienie. Niestety, propagandy najczęściej używa się do zaciemniania prawdy.
Mówi doktor, że „fake news” to jedynie kolejne określenie, które ma wyrugować z użycia termin „kłamstwo”, ale to właśnie ten nowy eufemizm najpierw rząd w Szwecji, następnie w Niemczech i na koniec także Europarlament wzięli na celownik.
Zastanawia mnie, skąd szwedzki rząd będzie wiedział, co jest fake newsem? Kto będzie odpowiedzialny za kontrolowanie portali społecznościowych? Moim zdaniem, pod hasłem szczytnych intencji mamy do czynienia z próbą kneblowania swobody internetowej. Czytałem ostatnio, że Facebook wyeliminował już blisko 30 tys. fake newsów. Kto i jakimi kryteriami się kierował decydując, co jest fake news? Wątpię, że szwedzki rząd powołał zespół doświadczonych dziennikarzy, którzy mają ogromną wiedzę i potrafią trafnie ocenić co jest prawdą, a co kłamstwem. Kiedy kilka lat temu, kiedy pojawiła się duża liczba dezinformacji, której źródłem była Rosja, okazało się, że w redakcjach zachodnich mediów brakuje dziennikarzy, którzy przed zimną wojną zajmowali się walką z sowiecką dezinformacją. Dzisiaj okazuje się, że brakuje specjalistów od wychwytywania rosyjskiej propagandy. Pamiętajmy, że Rosjanie dysponują globalnym koncernem medialnym – Russia Today. Ponadto większość anglojęzycznych i brytyjskich gazet jest w posiadaniu Rosjan. Wspomnę tutaj chociażby niegdyś lewicowy portal „Independent”, który po bankructwie przeszedł w ręce Rosjan i stał się tubą dla kremlowskiej propagandy. Wracając jednak do kwestii walki z fake news, którą zapowiedzieli Szwedzi. Redakcje sięgają po emerytowanych dziennikarzy, którzy mają doświadczenie w tropieniu rosyjskiej dezinformacji. Mimo ich wiedzy i doświadczenia, wątpię, że są oni wstanie podjąć się globalnej walki z fake news. Z drugiej strony, czy Facebook walczy z kłamliwym terminem „polskie obozy koncentracyjne”? Przecież to jest ewidentne kłamstwo. Może powinni od czego zacząć?
Analogiczną sytuację mieliśmy, kiedy Facebook blokował strony Marszu Niepodległości i profile środowisk narodowych.
Dokładnie. Facebook się jednak zaparł, twierdząc, że jest niezależny i samorządny. Szczerze mówiąc, to nie dziwi mnie, że Unia Europejska wzięła się za walkę z fake news. Możemy się teraz spodziewać, że wszystko co będzie krytyką unijnych instytucji, zostanie zaliczone do kategorii: fake news. Zauważmy, że ideologia lewicowa znalazła się na mieliźnie, po tym jak wahadło przesunęło się w prawą stronę. Kneblowanie swobody internetowej mieści się w haśle Agnieszki Holland „aby było, tak jak było”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Orwell od dawna kwitnie w różnych krajach, w różnym stopniu. W największym stopniu kwitnie na zachodnich uczelniach wyższych, gdzie o nauce się nie mówi, gdzie się już nie odwołuje do wiedzy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl doktor Rafał Brzeski, specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu.
wPolityce.pl: Panie doktorze, sporo ostatnio mówiło się o tzw. fake news, które znalazły się na celowniku władz w Sztokholmie, Berlinie i Brukseli. Czym jednak się one różnią od dobrze nam znanej dezinformacji czy manipulacji?
Dr Rafał Brzeski: Szczerze mówiąc, to… niczym. To jedynie kolejny eufemizm dla starego i dobrze nam znanego terminu „kłamstwo”. Czy zmienia się coś, kiedy zamiast użyć słowa „kłamstwo” posłużymy się np. określeniem „zarządzanie postrzeganiem”? Nie. Mamy tutaj do czynienia z najzwyklejszym zaklinaniem rzeczywistości poprzez użycie różnorakich eufemizmów. Nie nazywa się kłamstwa kłamstwem, ale nadaje mu się ładniej brzmiące określenia.
Czemu więc miało służyć powstanie terminu fake news?
Tylko i wyłączenie temu, aby nie używać słowa „kłamstwo”. Zgodzi się chyba Pan ze mną, że mówienie o kimś, że jest kłamcą, nie jest najprzyjemniejsze. Kiedy jednak powiemy, że ktoś rozpowszechnia fake news, to aż tak źle to nie brzmi. Można więc powiedzieć, że chodzi o walory estetyczne.
Trudno się nie zgodzić. Termin „fake news” nie jest jednak jedynym, który ostatnio się pojawił. Encyklopedie będą musiały rozszerzyć się także o termin „post-prawda”.
Tak, to prawda. Trzeba wiedzieć, że mówiąc o post-prawdzie, mówimy o tym, że emocje i określona narracja są ważniejsze niż rzeczywistość, niż sama prawda. Czym jednak jest ta narracja? To nic innego jak zaklinanie rzeczywistości, jak próba wywarcia określonego wrażenia na odbiorcy. To dzisiaj główne zadanie mediów czy portali społecznościowych; wywrzeć na odbiorcy pożądane wrażenie. Nie ma najmniejszego znaczenia, czy dana informacja jest prawdziwa. Proszę zauważyć, że kiedy żyliśmy w PRL-u, kiedy była cenzura, informacje były limitowane, był do nich utrudniony dostęp. Dzisiaj jest na odwrót. Dookoła nas jest sztucznie wykreowany szum medialny. Informacji jest mnóstwo, ale za to limitowana jest jej interpretacja. Próbuje się wpłynąć na rozumienie danej narracji. To jest wyższy stopień manipulacji, ale to nie zmienia faktu, że nadal to jest manipulacja, a każda manipulacja jest kłamstwem. Tak właśnie wyglądają dzisiejsze czasy, żyjemy w istnej cywilizacji kłamstwa. Przypomnę dwie stare definicje terminu „wiadomość”. Mark Twain powiedział, że „jeżeli pies ugryzł człowieka, to nie jest to wiadomość, ale jeżeli człowiek ugryzł psa, to już tak”. Z kolei jeden z brytyjskich baronów medialnych stwierdził, że „wiadomością jest to, gdzie ktoś, chce coś ukryć, cała reszta to reklama”.
Obok tego mamy jeszcze m.in. propagandę.
Zauważmy, że dziennikarze robią co mogą, aby nie przypięto do nich etykietki propagandzisty. Prawdą jest jednak, że każdy dziennikarz to propagandzista, który rozpowszechnia swój punkt widzenia. Szczegół tkwi w tym, czy uprawia się propagandę w dobrej wierze, czy w złej. Spójrzmy na Kościół, który również uprawia propagandę, ale w dobrzej wierze, ponieważ głosi Ewangelię, wskazuje jak osiągnąć zbawienie. Niestety, propagandy najczęściej używa się do zaciemniania prawdy.
Mówi doktor, że „fake news” to jedynie kolejne określenie, które ma wyrugować z użycia termin „kłamstwo”, ale to właśnie ten nowy eufemizm najpierw rząd w Szwecji, następnie w Niemczech i na koniec także Europarlament wzięli na celownik.
Zastanawia mnie, skąd szwedzki rząd będzie wiedział, co jest fake newsem? Kto będzie odpowiedzialny za kontrolowanie portali społecznościowych? Moim zdaniem, pod hasłem szczytnych intencji mamy do czynienia z próbą kneblowania swobody internetowej. Czytałem ostatnio, że Facebook wyeliminował już blisko 30 tys. fake newsów. Kto i jakimi kryteriami się kierował decydując, co jest fake news? Wątpię, że szwedzki rząd powołał zespół doświadczonych dziennikarzy, którzy mają ogromną wiedzę i potrafią trafnie ocenić co jest prawdą, a co kłamstwem. Kiedy kilka lat temu, kiedy pojawiła się duża liczba dezinformacji, której źródłem była Rosja, okazało się, że w redakcjach zachodnich mediów brakuje dziennikarzy, którzy przed zimną wojną zajmowali się walką z sowiecką dezinformacją. Dzisiaj okazuje się, że brakuje specjalistów od wychwytywania rosyjskiej propagandy. Pamiętajmy, że Rosjanie dysponują globalnym koncernem medialnym – Russia Today. Ponadto większość anglojęzycznych i brytyjskich gazet jest w posiadaniu Rosjan. Wspomnę tutaj chociażby niegdyś lewicowy portal „Independent”, który po bankructwie przeszedł w ręce Rosjan i stał się tubą dla kremlowskiej propagandy. Wracając jednak do kwestii walki z fake news, którą zapowiedzieli Szwedzi. Redakcje sięgają po emerytowanych dziennikarzy, którzy mają doświadczenie w tropieniu rosyjskiej dezinformacji. Mimo ich wiedzy i doświadczenia, wątpię, że są oni wstanie podjąć się globalnej walki z fake news. Z drugiej strony, czy Facebook walczy z kłamliwym terminem „polskie obozy koncentracyjne”? Przecież to jest ewidentne kłamstwo. Może powinni od czego zacząć?
Analogiczną sytuację mieliśmy, kiedy Facebook blokował strony Marszu Niepodległości i profile środowisk narodowych.
Dokładnie. Facebook się jednak zaparł, twierdząc, że jest niezależny i samorządny. Szczerze mówiąc, to nie dziwi mnie, że Unia Europejska wzięła się za walkę z fake news. Możemy się teraz spodziewać, że wszystko co będzie krytyką unijnych instytucji, zostanie zaliczone do kategorii: fake news. Zauważmy, że ideologia lewicowa znalazła się na mieliźnie, po tym jak wahadło przesunęło się w prawą stronę. Kneblowanie swobody internetowej mieści się w haśle Agnieszki Holland „aby było, tak jak było”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335914-nasz-wywiad-dr-brzeski-o-walce-ue-z-fake-news-w-internecie-orwell-kwitnie-mamy-do-czynienia-z-proba-kneblowania-swobody-w-sieci?strona=1