Kolejna odsłona serialu pt. „Bartłomiej Misiewicz” to, niestety, dowód na niesprawność systemu władzy, jaki stworzyło Prawo i Sprawiedliwość. A przy okazji wyraźny sygnał, że szeroko rozumiany obóz rządowy ma coraz większy problem z „ekstrawagancją” (copyright Jarosław Kaczyński) Antoniego Macierewicza.
Nie może być bowiem sprawny - na dłuższą metę - system, w którym każde, nawet najdrobniejsze nominacje w obrębie spółek Skarbu Państwa zależą od determinacji Jarosława Kaczyńskiego. Nowogrodzka jest w tym układzie instytucją odwoławczą, pewnego rodzaju sądem apelacyjnym, do którego zgłaszają się politycy i działacze niepocieszeni decyzjami partyjnych baronów, ministrów, a nawet samej pani premier. Wszystkie te małe i większe konflikty personalne i ambicjonalne niejako „wiszą” na Nowogrodzkiej, blokując w miarę normalny i codzienny tryb pracy.
Innym, równie poważnym problemem jest nienaturalnie mocna pozycja niektórych ministrów, których Jacek Karnowski opisał w swoim tekście jako „nieformalnych koalicjantów”. Politycy ci grają niemal wyłącznie na siebie, nie przejmując się ani reakcją opinii publicznej, ani nawet losem i kondycją własnego obozu partyjnego. Dochodzi do przedziwnego klinczu, w którym zmagania dotyczą już nie walki z układem i patologiami III RP, ale po prostu wzajemnych przepychanek. W przypadku awantury wokół Misiewicza chodzi rzecz jasna o ministra Antoniego Macierewicza, ale do niego jeszcze wrócimy.
Gdy te dwa istotne problemy rosną do patologicznie wielkich rozmiarów, a przy tym kumulują się z innymi, codziennymi kłopotami, dochodzi do zwyczajnie chorych sytuacji. Nie da się bowiem inaczej nazwać specjalnie powołanej komisji (niechby tylko partyjnej) do sprawy Misiewicza. Losem jednego z szeregowych współpracowników instytucji państwa będą zajmować się koordynator ds. służb specjalnych, wicemarszałek Sejmu i ważny poseł zajmujący się między innymi aferą Amber Gold. Czy naprawdę trzeba im dokładać do obowiązków śledztwo dotyczące kulisów sprawy Misiewicza? Oczywiście, że nie trzeba. I wie o tym także prezes PiS. Porządek z „nieszczęsnym Misiewiczem” (copyright by Jarosław Kaczyński) powinien zostać zrobiony już na etapie przyznawania mu orderów, cwaniakowania przy generałach, wciskania go do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej i zamieszania przy informacjach o jego wykształceniu. Tak się nie stało, mamy więc dziś kumulację problemu.
Dlaczego jednak w PiS nie uznano, że Misiewicz powinien zostać wyrzucony na kilkuletni aut, jak sugerował to Jarosław Kaczyński, a sprawą będzie zajmować się partyjna komisja? Warto uważnie prześledzić jej skład - jednym z jej członków został Mariusz Kamiński, toczący cichy, ale intensywny spór z Macierewiczem. Prace tej komisji to bowiem (kolejny) polityczny cios w szefa MON i osłabienie jego pozycji w obozie rządowym. 99% ustaleń Kamińskiego, Brudzińskiego i Suskiego będzie przecież dotyczyć tego, jak do PGZ trafił były asystent Macierewicza. Jeśli ktoś wierzy, że zarząd PGZ sięgnał po niego z własnej woli, zazdroszczę naiwności.
Zamieszanie wokół Misiewicza powinno być wyłącznie pretekstem do szerszego pochylenia się nad problemem specyfiki systemu władzy, jaki stworzyło Prawo i Sprawiedliwość. Systemu, który w zbyt wielu wymiarach jest niesprawny, skazany na problemy i patologie. Im szybciej dojdzie do pewnego restartu, jeśli chodzi o reguły gry, tym większe szanse PiS na wyjście na prostą.
-
Nowe wydanie tygodnika „wSieci” – aż 132 strony do poczytania na święta!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335413-jeszcze-o-misiewiczu-nie-moze-byc-sprawny-system-w-ktorym-ministrowie-sa-koalicjantami-a-decyzje-personalne-wisza-na-nowogrodzkiej