Zanim do kraju, na ojczyzny łono powróci na białym Romanie, czy innym koniu, jego ekscelencja Tusk, już dziś możemy poczuć zalążek tej radości, w związku z powrotem kogoś innego. Choć równie zasłużonego dla „najlepszej Polski, jaką mieliśmy w dziejach”, w której szefem dyplomacji był but wypchany słomą, a prezydent bywał zabawniejszy od Jasia Fasoli.
Mowa tu oczywiście o cudotwórcy finansów, geniuszu ekonomii, mistrzu prywatyzacji i reprywatyzacji, ale przede wszystkim – mentorze Ryśka „Ryszarda” Petru. O człowieku, który „musiał odejść” najpierw z rządu, a potem z polskiej polityki w ogóle, o czym zdecydowały środowiska niezwiązane z Unią Wolności, a stanowiące – ku zdumieniu jego samego – przeważającą większość społeczeństwa.
Lecz dziś powraca i to od razu w kilku wymiarach.
Po pierwsze – jako stałe nazwisko-symbol wyprzedaży za bezcen majątku państwowego u zarania III RP.
Po drugie - do polityki właśnie, wyprzedzając już dziś o kilka długości anonimowych hejterów w dziedzinie obrzucania najgorszymi obelgami obecnego rządu („faszyzm” to jedno z delikatniejszych określeń) na Twitterze oraz w licznych wywiadach.
Po trzecie – powraca do Polski. Może nie na białym koniu (bo biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie wspomniany lider Nowoczesnej był przez lata jego „prawą ręką”, należałoby tu przywołać inne parzystokopytne), ale powraca. I tradycyjnie już. jego zdaniem, należą mu się fanfary, orkiestra dęta (jaki gość, taka orkiestra) oraz dzieci z ubogich rodzin z kwiatami.
Szanowni Państwo, jesteśmy uratowani! Leszek Balcerowicz wraca z Ukrainy. Oczywiście – z tarczą.
„Zaczyna się wzrost gospodarczy. Ruszają inwestycje. Rozszerza się wymienialność hrywny. Ta ekipa uratowała Ukrainę od katastrofy”
-– mówi skromnie, jak zawsze, pan profesor. Któż jeszcze wchodził w skład superbohaterskiej „ekipy”, a konkretnie grupy doradców strategicznych prezydenta Petra Poroszenki? Ano, np., proszę odłożyć napoje, Jerzy Miller. Tak, ten sam, który tak wzruszająco przekonywał swoich ekspertów, by w śledztwie smoleńskim szli szlakiem wytartym przez Tatianę Anodinę. Był też Mirosław Czech, członek władz krajowych Związku Ukraińców w Polsce, a przy okazji komentator „Gazety Wyborczej” i radia TOK FM. Jeśli dodamy do tego zakochanego w sobie Sławomira Nowaka, który dźwignąć ma na nogi ukraińskie drogi (choć nawet jego koledzy żartowali w Polsce, że wolał ministerstwo sportu, a transport objął, bo Tusk źle usłyszał) - otrzymamy dość wyczerpujący obraz swoistego „dream teamu”, który podjął się misji „ratowania Ukrainy”. Na szczęście – wszystko się udało. Może nawet lepiej niż w Polsce. Bo przecież z jednej strony, wiadomo, konieczność „głębokiej deoligarchizacji”, a z drugiej – majątek publiczny tylko czeka, by ktoś go przejął za kilka hrywien. Uwłaszczenie nomenklatury – tak to się chyba nazywało? W wywiadzie dla „Gazety Prawnej” Balcerowicz nawet się z tym nie kryje.
„Wielokrotnie namawiałem (ukraińskie władze – przyp. KF) do przyspieszenia prywatyzacji jako największej rezerwy i do demonopolizacji gospodarki (…). Poza koniecznością przyspieszenia prywatyzacji w naszym pakiecie była mowa o tym, że wreszcie należy wprowadzić rynek ziemi, zalegalizować jej sprzedaż (…). Następują przygotowania do odblokowania rynku ziemi. Jest to zapisane w planie rządu”
-– cieszy się profesor.
Choć jednocześnie trochę martwi, bo nie pytając go o zgodę, już zdążono na Ukrainie odroczyć tę ustawę co najmniej o rok. Pada też w wywiadzie pytanie trudne:
„Jak wyjaśnić to, że jedyną osobą, która wzbogaciła się po Majdanie, jest Petro Poroszenko?”.
Tyle że to dla profesora nie pierwszyzna, nie z takich opresji musiał wychodzić na spotkaniach z rodakami, delikatnie mówiąc, bardzo rozczarowanymi efektami jego słynnego „planu Balcerowicza”.
„Ja miałem do czynienia nie z przedsiębiorcą Poroszenką, ale z prezydentem Poroszenką jako najważniejszą osobą na demokratycznej Ukrainie”
-– odpowiada. Mało tego, głowa państwa ukraińskiego wydawała się uważnie słuchać zaleceń guru.
„Wykazywał się doskonałą znajomością konkretów. Ja prawie zawsze notuję. Prezydent też notował. A ja dzielę ludzi na tych, którzy notują, i na tych, którzy nie notują. Jak ktoś nie notuje, jest niepoważny”
-– zdradza Balcerowicz. Dziennikarz chyba zanotował.
Pytanie-klucz brzmi zatem: czy na jego dawnych wykładach „jeden z jego najzdolniejszych studentów”, wspomniany już Ryszard Petru notował mądrości mistrza i to dlatego mało kto traktuje go jeszcze poważnie? Czy też może właśnie nie notował, bo był niepoważny już wtedy? Tak czy siak – niedaleko padło jabłko od jabłoni. Różnica jest tylko taka, że Balcerowicz już po roku uratował Ukrainę, a Petru w półtora uratuje Polskę. Od siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334681-jak-balcerowicz-ukraine-ratowal-a-wielki-petro-jak-kiedys-petru-sluchal-go-notujac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.