Zostawmy to. Jest Pan gorącym zwolennikiem zakazu handlu w niedzielę.
Gorącym, a zarazem zimnym, zdecydowanym, bezwzględnym.
Nie obawia się Pan, że to zdenerwuje wyborców?
Oczywiście. To na pewno zdenerwuje część Polaków. Podział w różnych sondażach jest prawie równy - ale to piękny przykład na odwagę ekipy rządowej. Odwagę - cnotę piękną…
Ale czy opłacalną?
Jeśli wiemy, że coś jest opłacalne, to nie jest to odwaga. Czym innym jeszcze jest szaleństwo. Ale tą sprawą nie jest zakaz handlu w niedzielę.
Wczoraj mnie dziennikarz zapytał, czy chodzę w niedzielę na zakupy - owszem, zdarza mi się. Po cytryny, chleb. Ale polityczną kartą są tu prawa pracownicze. Dla mnie to w ogóle wyrzut sumienia - po zwycięstwie AWS, gdy rządziły związki zawodowe, kiedy my rządziliśmy w latach 2005-2007 - nie było efektu w tej sprawie. A możemy poprawić los 300 tys. kobiet. To czyjeś matki, żony, córki.
Mówi Pan o pracownicach supermarketów.
Tak. To pytanie, czy jesteśmy dziś solidarnym społeczeństwem, bardziej empatycznym niż 30 lat temu.
A co Pan powie tym, którzy mówią: supermarket będzie zamknięty, a kawiarnia obok już nie? I ta matka, żona, córka w niedzielę będzie podawać kawę…
Pochwalę ich za inteligencję, ale zganię za cwaniactwo. W ten sposób rozumując, to jest to bardzo logiczne - co z aktorami, pracownikami stacji benzynowych, a nawet księżmi? Dlaczego ksiądz ma nie mieć prawo do wolnej niedzieli? Zostanie nam tylko policja, nawet dziennikarze powinni mieć wolne i puszczać informacje z taśmy… O, uśmiecha się Pan.
Bo chętnie wezmę wolne niedziele dla dziennikarzy. Tylko, że to nierealne.
Ale to naprawdę wstyd, że nie zrobiliśmy nic z tymi sklepami w niedzielę. Mieliśmy rządy związków zawodowych, lewicy - która bardziej zajmuje się Kościołem, gejami i aborcją, a nie prawami pracowniczymi. Martwi mnie w tym wszystkim, że związki zawodowe nie idą w tej sprawie ramię w ramię.
Jeden z argumentów, jakie słyszałem był taki: „Ludzie chodzą w niedzielę do kina, na lody, na zakupy! I nagle, z dnia na dzień, chcecie im to odebrać? To będzie dla nich szok!”. Idąc śladem tego stresu, nie pomyślałem, że te kobiety, o których los walczę, jak się obudzą w niedzielę i zobaczą męża i rodzinę, a nie szefową w supermarkecie, to przeżyją taki stres i szok…
Teraz Pan używa demagogii.
Nie, tylko ironii. Pokazuję tylko, z jaką pasją, poparciem sił, a zapewne pieniędzy lobbuje się w tej sprawie.
A jeśli chodzi o efekt ekonomiczny?
Sprawa nie jest jasna. Zasięgam po opinię renomowanych kancelarii i analityków. Straszą zwolnieniami, wyrzuceniem na bruk. W branży odzieżowej sprzedaż jest duża, ale inne badanie pokazuje, że 80% Polaków - na dużej próbie - zadeklarowało, że sobie z tym poradzi - kupi więcej w sobotę, pójdzie innego dnia do supermarketu.
Czuję się na siłach bronić tej decyzji.
Jak to będzie wyglądało w konkretach? Dwie wolne niedziele w miesiącu na początek? Zamknięte tylko sklepy? Co z kawiarniami, kinami?
Nie ma pytania, czy będą wolne niedziele, ale ile i jak to będzie wyglądać. Nie chcemy wylać dziecka z kąpielą: pozostaje kwestia poczty, galerii, stacji benzynowych… Tutaj nie ma w nas szaleństwa, chcę uspokoić tych Czytelników, którzy martwią się, czy pójdą w niedzielę do kina. Nie będziemy się musieli wstydzić tego prawa.
Rząd dał zielone światło, ale mówimy o kompromisie. Proszę być spokojnym.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zostawmy to. Jest Pan gorącym zwolennikiem zakazu handlu w niedzielę.
Gorącym, a zarazem zimnym, zdecydowanym, bezwzględnym.
Nie obawia się Pan, że to zdenerwuje wyborców?
Oczywiście. To na pewno zdenerwuje część Polaków. Podział w różnych sondażach jest prawie równy - ale to piękny przykład na odwagę ekipy rządowej. Odwagę - cnotę piękną…
Ale czy opłacalną?
Jeśli wiemy, że coś jest opłacalne, to nie jest to odwaga. Czym innym jeszcze jest szaleństwo. Ale tą sprawą nie jest zakaz handlu w niedzielę.
Wczoraj mnie dziennikarz zapytał, czy chodzę w niedzielę na zakupy - owszem, zdarza mi się. Po cytryny, chleb. Ale polityczną kartą są tu prawa pracownicze. Dla mnie to w ogóle wyrzut sumienia - po zwycięstwie AWS, gdy rządziły związki zawodowe, kiedy my rządziliśmy w latach 2005-2007 - nie było efektu w tej sprawie. A możemy poprawić los 300 tys. kobiet. To czyjeś matki, żony, córki.
Mówi Pan o pracownicach supermarketów.
Tak. To pytanie, czy jesteśmy dziś solidarnym społeczeństwem, bardziej empatycznym niż 30 lat temu.
A co Pan powie tym, którzy mówią: supermarket będzie zamknięty, a kawiarnia obok już nie? I ta matka, żona, córka w niedzielę będzie podawać kawę…
Pochwalę ich za inteligencję, ale zganię za cwaniactwo. W ten sposób rozumując, to jest to bardzo logiczne - co z aktorami, pracownikami stacji benzynowych, a nawet księżmi? Dlaczego ksiądz ma nie mieć prawo do wolnej niedzieli? Zostanie nam tylko policja, nawet dziennikarze powinni mieć wolne i puszczać informacje z taśmy… O, uśmiecha się Pan.
Bo chętnie wezmę wolne niedziele dla dziennikarzy. Tylko, że to nierealne.
Ale to naprawdę wstyd, że nie zrobiliśmy nic z tymi sklepami w niedzielę. Mieliśmy rządy związków zawodowych, lewicy - która bardziej zajmuje się Kościołem, gejami i aborcją, a nie prawami pracowniczymi. Martwi mnie w tym wszystkim, że związki zawodowe nie idą w tej sprawie ramię w ramię.
Jeden z argumentów, jakie słyszałem był taki: „Ludzie chodzą w niedzielę do kina, na lody, na zakupy! I nagle, z dnia na dzień, chcecie im to odebrać? To będzie dla nich szok!”. Idąc śladem tego stresu, nie pomyślałem, że te kobiety, o których los walczę, jak się obudzą w niedzielę i zobaczą męża i rodzinę, a nie szefową w supermarkecie, to przeżyją taki stres i szok…
Teraz Pan używa demagogii.
Nie, tylko ironii. Pokazuję tylko, z jaką pasją, poparciem sił, a zapewne pieniędzy lobbuje się w tej sprawie.
A jeśli chodzi o efekt ekonomiczny?
Sprawa nie jest jasna. Zasięgam po opinię renomowanych kancelarii i analityków. Straszą zwolnieniami, wyrzuceniem na bruk. W branży odzieżowej sprzedaż jest duża, ale inne badanie pokazuje, że 80% Polaków - na dużej próbie - zadeklarowało, że sobie z tym poradzi - kupi więcej w sobotę, pójdzie innego dnia do supermarketu.
Czuję się na siłach bronić tej decyzji.
Jak to będzie wyglądało w konkretach? Dwie wolne niedziele w miesiącu na początek? Zamknięte tylko sklepy? Co z kawiarniami, kinami?
Nie ma pytania, czy będą wolne niedziele, ale ile i jak to będzie wyglądać. Nie chcemy wylać dziecka z kąpielą: pozostaje kwestia poczty, galerii, stacji benzynowych… Tutaj nie ma w nas szaleństwa, chcę uspokoić tych Czytelników, którzy martwią się, czy pójdą w niedzielę do kina. Nie będziemy się musieli wstydzić tego prawa.
Rząd dał zielone światło, ale mówimy o kompromisie. Proszę być spokojnym.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334570-nasz-wywiad-tadeusz-cymanski-zalecam-obozowi-rzadowemu-czujnosc-nie-chce-krakac-ale-historia-powinna-nas-uczyc?strona=3