Był taki film „The Day After” /„Nazajutrz”/, opowiadający o losach Ziemi w dzień po katastrofie atomowej. Mamy właśnie „W tydzień później” po Brexicie, bodaj najważniejszym w tej dekadzie wydarzeniu w Europie. Cokolwiek twierdzi lider brytyjskiej opozycji Jeremy Corbyn, szefowa Szkockiej Partii Narodowej Nicola Sturgeon czy przewodnicząca Sinn Fein z Belfastu Michelle O’Neill, przekazanie Notyfikacji o wystąpieniu z UE do Brukseli jest faktem, historycznym, i nie wydaje się, żeby cokolwiek mogłoby tę sytuację zmienić. Ale wygląda na to, że dopiero teraz i rząd w Londynie i dygnitarze w Brukseli zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, co się stało.
W dniu „rozwodu” brytyjska prasa pełna była znaczących, a zdarzało się, że i symbolicznych tytułów, sygnalizujących stosunek gazety do Brexitu. Konserwatywny The Times informował na jedynce „Oto patrzą na nas oczy historii!”, także konserwatywny Daily Telegraph „Co za cudowny moment!”, centro-lewicowy tabloid Daily Express, nawiązując do swojej okładki z 1973 roku, kiedy Wielka Brytania przystępowała do Unii „Europo, właśnie przyszliśmy!”, pisał „Droga Unio, właśnie cię opuszczamy!”, a populistyczny The Sun nie patyczkując się zanadto stawiał kropkę nad i: ”Do Dover i wynocha!”. I tylko lewicowy Guardian skarżył się melancholijnie „I oto wkraczamy na teren nieznany”. Ciekawe, że wszystkie te headline’y mówiły jakąś część prawdy. Podobnie rozstrzelone były wypowiedzi polityków po jednej i po drugiej stronie Kanału La Manche, czy jak kto chce, English Channel.
W bardzo umiarkowanej i koncyliacyjnej Notyfikacji do przewodniczącego Rady Europejskiej, premier Theresa May nakreśliła, bardzo ogólny, we wczesnym stadium, plan procedury wyjścia z Unii i zaznaczyła, że liczy na rozstanie „płynne, gładkie i przyjazne.” Sądząc z reakcji brukselskich mandarynów, tymczasem nie wydaje się to możliwe. Jean-Claude Juncker, jak zwykle nie licząc się ze słowami, wypalił: ”negocjacje będą bardzo, bardzo trudne, bo Wielka Brytania będzie traktowana jako kraj trzeci”. Otrzymał wsparcie prezydenta Hollande’a, który stwierdził, że „to Brexit wymusi Unię Europejską dwóch prędkości” – jakby była to jakaś nowa koncepcja, która wprawdzie mu się nie podoba, ale cóż poradzić na te „angielskie ekstrawagancje”. Potem dodał z nadzieją: ”Myślę, że to będzie bolesne dla Brytyjczyków”, ”bardzo bolesne pod względem ekonomicznym”. A szef Rady Donald Tusk podsumował kategorycznie: ”naszym celem w negocjacjach z Wielka Brytanią będzie minimalizacja kosztów Brexitu dla obywateli, firm i krajów UE”, dając do zrozumienia, że interesy Zjednoczonego Królestwa oraz jakość przyszłych relacji z Wielką Brytanią nie bardzo go obchodzą. W Parlamencie Europejskim ustalono wstępne warunki „rozwodu”, rezolucja ma zapaść jeszcze w tym tygodniu, generalnie PE opowiada się za „twardymi warunkami Brexitu”. A szczytem brukselskiego życzeniowego myślenia był głos Antonio Tajaniego, który w swoim wystąpieniu „wciąż zostawia Brytyjczykom furtkę do zmiany decyzji”. Jak na demokratę – apel raczej mało demokratyczny.
I zaczęło się już „kopanie po kostkach” – wszystko wskazuje na to, że Unia nie przyjmuje propozycji Theresy May, aby jednocześnie negocjować warunki Brexitu i zawierać umowy „porozwodowe”. Unia chce najpierw dogadać się w sprawie wyjścia, a dopiero potem rozpocząć rozmowy o przyszłości. Wygląda na to, że „główni hamulcowi” jeszcze nie odreagowali brexitowej traumy i będą próbowali ukarać Wielką Brytanię, także po to, aby broń Boże, żadnemu z pozostałych krajów UE nie przyszło do głowy, aby powtórzyć „brytyjski manewr”.
Najwyraźniej Unia się obraziła i aktualnie straszy, że nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie, i że każda ze stron musi zadbać o własne interesy. W tej właśnie tonacji wypowiadał się 29 marca belgijski Le Soir, niderlandzkojęzyczny „De Morgen”, generalnie lewicowo-liberalne europejskie dzienniki wydają się tubą wypowiedzi unijnych dygnitarzy. Natomiast, co ciekawe, brytyjski lewicowy Financial Times z 30 marca nawołuje do „głębokiego partnerstwa”, które winno być wspólnym celem zarówno Londynu jak i Brukseli. Ba, wszystkie gazety na Wyspach wspominają o „szacunku, z jakim Theresa May wypowiada się o wartościach i osiągnięciach Unii” i jej determinacji, aby „nie dopuścić do podziałów w Zjednoczonym Królestwie oraz powstania szczelnej granicy między Irlandią Północną a Republiką Irlandii”. I ten dziennik - wierny sojusznik Brukseli kończy artykuł wnioskiem, że „negocjacje w sprawie Brexitu będą sprawdzianem dalekowzroczności obu stron”. Jakoś nie widać biegania brytyjskich lewicowych dziennikarzy na skargę do Brukseli na swój rząd, choć to konserwatyści, lub swego suwerena czyli społeczeństwo, choć podczas referendum wybrało inaczej, niż by sobie taki żurnalista życzył. Od momentu przekazania Notyfikacji przez ambasadora Tima Burrowa Donaldowi Tuskowi coś się zmieniło. Coraz powszechniejsza jest postawa „ my country … right or wrong”.
Wprawdzie Nicola Sturgeon szaleje w Hollyrood, tak nazywa się szkocki parlament, ale jest to tylko „bicie piany” i kolejne próby, a nuż się uda. Bowiem wszystkim wiadomo, że trzy lata temu Szkoci wypowiedzieli się w referendum za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie, że zrobili to ze względów finansowych – wydatki budżetowe na głowę mieszkańca Szkocji są o 1.5 tys. funtów rocznie wyższe niż na mieszkańca Anglii – że podobne akty zatwierdza nie kto inny niż Downing Street, więc takiej zgody przynajmniej w najbliższym czasie nie będzie. Podobnie jest z liderką Sinn Fein Michelle O’Neill, która powtarza, ze „granica Północnej Irlandii z Republiką byłaby sztuczna i szkodliwa gospodarczo”, ale to wszystko co tymczasem może. A już kompletnym nieporozumieniem jest twierdzenie niektórych polskich komentatorów, że „rozpaść się może i Commonwealth. Ten twór, integrujący 53 kraje, w tym 16, które uznają Elżbietę II za głowę państwa, zrzesza niepodległe kraje na zasadzie dobrowolności. Przecież nie dalej niż dwa lata temu ze Wspólnoty Narodów wystąpiła Gambia, mały kraj w Afryce zachodniej. I co, i nic. Commonwealth może się posypać dopiero po śmierci królowej, kiedy na tronie zasiądzie mało popularny Karol III. Słowem, jeśli nie nastąpi jakiś cud lub kataklizm, nic się w strukturze Zjednoczonego Królestwa nie zmieni. Jednak choć obie strony powtarzają „Brexit, to nieznane, opakowane w nieznane”, od 29 marca sytuacja wydaje się inna niż przedtem. To jest „The Day After”, a dziś już „tydzień po”.
Tymczasem dookoła ukazuje się mnóstwo sprzecznych opinii, i każda z niezliczonych stron już próbuje ugrać coś dla siebie. Już dziś premier Belgii Charles Michel mówi pokojowym tonem: ”Mam nadzieję, że Wielka Brytania pozostanie bliskim partnerem Belgii”, a z kolei szef rządu duńskiego L.L. Rasmussen, wręcz przeciwnie, straszy, że „w rezultacie Brexitu należy spodziewać się powstania nowych barier… które usunęliśmy w Unii”. Premier Beata Szydło po 29 marca już rozmawiała z Theresą May, upominając się o prawa Polaków, zamieszkujących na Wyspach, a szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski ze swoim brytyjskim odpowiednikiem – zapewne na ten sam temat. Ambasador Zjednoczonego Królestwa akredytowany w Warszawie Jonathan Knott już zapowiedział, że „rząd Wielkiej Brytanii chce, aby kwestię praw obywateli Unii mieszkających na Wyspach i brytyjskich obywateli, przebywających na Kontynencie ustalić w pierwszej fazie negocjacji”. I przez następne dwa lata mnóstwo będzie – jak powiedział w wywiadzie minister David Davies – „talk about talk”, rozmów o rozmowach, czyli negocjacjach – ale wehikuł już ruszył naprzód. Wiadomo także dokąd zmierza. Nikt jednak nie wie, kiedy i w jakim stanie ten cel osiągnie. I czy warto było wybierać się w podróż.
-
Najnowsza książka Krzysztofa Szczerskiego „Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy”. Do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334302-the-week-after-dopiero-teraz-dygnitarze-w-brukseli-zaczynaja-zdawac-sobie-sprawe-z-tego-co-sie-stalo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.