Kiedyś minister spraw zagranicznych, marszałek Sejmu – druga osoba w państwie. Dziś szef sejmowej komisji spraw zagranicznych i lider partii rosnącej w sondażach. A przede wszystkim kandydat na szefa rządu Rzeczypospolitej, który chce przejąć władzę i odpowiadać m.in. za pozycję Polski za granicą.
I ktoś taki opowiada takie rzeczy, jak dziś w radiowej Trójce.
Beata Michniewicz: - Czy polski rząd powinien podpisać Deklarację Rzymską bez względu na jej treść?
Grzegorz Schetyna: - Tak naprawdę oczywiście tak! I to nie dlatego, że możemy się nie zgodzić z jakimiś zapisami – bo to jest ludzkie – ale takie deklaracje są budowane, przygotowywane przez tygodnie wcześniej. I one będą przedstawione po uzgodnieniach. A jeżeli my akceptując – bo rozumiem, że ludzie w MSZ przygotowywali i akceptowali te zapisy – ale jeżeli my jedziemy do Rzymu z taką deklaracją, jaką przedstawia wczoraj pani premier: dystansu, oczekiwań – nie chcę powiedzieć żądań, bo po ostatnim spotkaniu w Brukseli jej pozycja nie jest najlepsza w Europie – to jest zła droga.
BM: - Zapowiedź była taka: nie przyjmiemy deklaracji, jeżeli nie będzie uwzględniać polskich postulatów, czyli: nie może dzielić Unii, nie może zamykać wspólnego rynku, powinna mówić o roli NATO w polityce obronnej i roli parlamentów narodowych.
GS: -Ale to wszystko tam jest, na tym polega paradoks…
BM: - Ale pan mówi, że nie można tam jechać z takimi oczekiwaniami.
GS: - Nie oczekiwaniami – z takim nastawieniem, które jest odczytywane dzisiaj we wszystkich stolicach europejskich, że Polska znowu jakieś żądanie stawia. Że Polska mówi, że może nie podpisać „jeżeli”. To nie jest język, którym się operuje w Europie. Takim językiem się w Europie nie rozmawia.
Można by dopowiedzieć: „…jeśli nie chce się dbać o silną pozycję Polski”.
Ręce opadają. Osoba aspirująca do kierowania Polską nie ma prawa mówić: podpiszemy wszystko, co nam podsuną z Brukseli. Nieważne, jak dalej by tych słów nie niuansowała. To nie tylko brzmi fatalnie, ale oznacza, że szef Platformy ma fatalną strategię obecności Polski w Europie. Takiego stanowiska liderzy jego formacji nie prezentowali ani wtedy, gdy Donald Tusk mizdrzył się do brukselskich eurokratów budując swoją drogę do unijnej kariery, ani gdy Radosław Sikorski wzywał do federalizowania Wspólnoty i jeszcze mocniejszego przejęcia w niej władzy przez Niemcy.
Na takie słowa Schetyny musieli zatrzeć ręce przywódcy państw, które niedawno z Wersalu ogłaszały Europę dwóch prędkości. Szef PO jest dla nich nadzieją na przyszłość, idealnie wpisuje się w ich scenariusz marginalizowania Polski. „Ten kraj” ma być pokorny, uległy, skulony, niesprawiający problemów hegemonom. Poklepiemy po pupci - a „dziabnięty” Juncker nawet i wesołego plaskacza wymierzy - zrobimy sobie wspólne zdjęcie z szerokimi uśmiechami, odprowadzimy do samolotu i pójdziemy układać kolejną rurę, która na mapie będzie się ciągnąć po niebieskim tle z napisem „Ostsee”.
Schetyna nie zauważa zmian w Polakach. Owszem, wciąż jesteśmy najbardziej euroentuzjastycznym narodem w Europie, ale również świadomym swojego znaczenia i wymagającym szacunku. Szanujemy siebie i żądamy, aby inni szanowali nas. Polityk, który z tego żądania zrezygnuje, władzy w Polsce nie zdobędzie.
-
Najnowsza książka Krzysztofa Szczerskiego „Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy”. Do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/332812-szanujemy-siebie-i-zadamy-aby-inni-szanowali-nas-polityk-ktory-z-tego-zadania-zrezygnuje-wladzy-w-polsce-nie-zdobedzie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.