Nie minął nawet tydzień od ponownego wyboru Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, a już nasze „Słońce Peru” zaczęło spłacać swoje długi tym, którzy zdecydowali o jego wyborze oraz tym, którzy tej niemieckiej decyzji podporządkowali się całkowicie.
Pomijam tak zabawne komentarze jego krajowej gwardii przybocznej, jak wpis na Twitterze Agnieszki Pomaski z PO, z nagłą i nieoczekiwaną deklaracją sympatii dla Węgrów. Wcześniej byli „be”, dziś są dla Pomaski „cacy”. Typowe dla politycznego żłobka, z którego pani „Kręcąca” nigdy już chyba nie wyjdzie.
Ale ciekawsze są przelewy wierności, jakie na konta niemieckie i holenderskie śle sam przewodniczący Tusk. Oto w obliczu ostrego dyplomatycznego sporu między Holandią i Turcją, a także opinii prezydenta Erdogana, iż Holandia to kraj „niedobitków nazizmu”, były polski premier pospieszył z informacją tyleż zabawną, co tragiczną. Jego zdaniem bowiem słowa te są skandaliczne, gdyż np. holenderski Rotterdam to miasto „zniszczone podczas wojny przez nazistów”. Znamy tę narrację, prawda? Tyle że głównie z niemieckich i unijnosłużalczych mediów. I pamiętamy, że II wojny światowej, a więc i bombardowania Rotterdamu („miasta Erazma” – jak wzruszająco pisze Tusk) dokonali nie Niemcy, ale właśnie naziści. Nie odmówię sobie zatem tej wątpliwej przyjemności i zapytam raz jeszcze: jak dziś nazywać potomków owych nazistów? Także „nazistami”, czy może już Niemcami? A może wystarczy po prostu: „największymi ofiarami II wojny światowej”? Nie wiem, niech się nad tym głowią tęgie unijne mózgi, do których dołączyła ostatnio sama Julia Pitera. Więc nie w kij dmuchał.
Ale poza spłacaniem długów Niemcom oraz Holandii (dla Tuska to „miejsce demokracji i wolności”, o eutanazji chyba nie słyszał), płynie z dzisiejszego wystąpienia przewodniczącego Rady Europejskiej jeszcze jedna oczywista oczywistość. To polityk tak cyniczny, że bledną przy nim afrykańscy dyktatorzy. Oto bowiem usłyszeliśmy dziś z jego ust następujące stwierdzenie:
„Jeżeli dziś ktoś widzi faszyzm w Rotterdamie, jest całkowicie oderwany od rzeczywistości”.
Tak otrzymujemy pełen obraz przywiązania pana przewodniczącego do ojczyzny. Nie przeszkadzało mu (a przynajmniej nie artykułował tego w żaden sposób) stałe i haniebne przyrównywanie do faszystowskich Niemiec do obecnej Polski. Nie kłuło ani w oczy, ani w serce nazywanie polskiej partii, która wygrała w kraju demokratyczne wybory, mianem „faszystów”. Ale kiedy tylko prezydent Turcji obraził w ten sposób Holandię, mistrz żenujących uników pospieszył z komentarzem. Ja wiem, że to jedna z niewielu form wyrazu, na jakie dziś może sobie pozwolić. Ba – nie może, a musi. Ale żeby aż tak bezwstydnie obnażać swoją dwulicowość i charakter drobnego cwaniaka, który pójdzie na wszystko, na co mu unijni przyjaciele (ewentualnie – zawarte przed chwilą zobowiązania) każą?
Powtórzmy zatem te historyczne słowa:
„Jeżeli dziś ktoś widzi faszyzm w Rotterdamie, jest całkowicie oderwany od rzeczywistości”.
A jak sprawa ma się z tymi, którzy faszyzm ów widzieli/widzą w Warszawie? Po tysiąckroć bardziej zniszczonej przez niemieckich oprawców? W której palono żywcem kobiety i dzieci? Nad tym Donald Tusk nigdy się nie pochyli? Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Bo to akurat czynili jego zwolennicy i poplecznicy. W imię politycznych sukcesów jego formacji.
Gdyby jednak pan przewodniczący zapomniał, chętnie (choć z obrzydzeniem) przypominam tylko kilka z kilkudziesięciu wypowiedzi, które w przypadku Holandii pan Tusk uznałby za absolutny skandal, ale w przypadku Polski – udawał, że ich nie słyszy.
Roman Kuźniar, były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego do spraw międzynarodowych, styczeń 2017
„Wierzę, że jednak kaczka orła nie pokona i próba budowy odmiany ustroju faszystowskiego nie uda się. W Polsce budowany jest faszyzm. „Kaczyzm” to odmiana faszyzmu. Trzeba spojrzeć na definicję faszyzmu takiego, jakim on był w latach 20. we Włoszech. To, co w Polsce powstaje, to zdecydowanie jest forma ustroju faszystowskiego”.
Andrzej Celiński, były przewodniczący Partii Demokratycznej, styczeń 2017
„Ludzie z polskiej prawicy oburzają się za nazywanie ich „faszystami”. W porównaniu z Włochami Mussoliniego, nie mówiąc o Portugalii Salazara - ta identyfikacja jest na wyrost, łaskawa dla nich. Tam był jakiś program społeczny. Budowane żłobki, szkoły, stadiony, autostrady. We współczesnym polskim faszyzmie z tamtych faszyzmów jest jedynie koncepcja budowania narodowej tożsamości na nienawiści. Oprócz rzecz jasna munduru, opaski na ramieniu, drzewca noszącego stosowny sztandar, ołtarza, od którego, zanim się go nie obali, czerpie się wiarygodność”.
Leszek Balcerowicz, były wicepremier, lipiec 2016
„Aktyw PiS ma podobny stosunek do państwa prawa, co niegdyś bolszewicy i faszyści. Jaki, młody politolog i zastępca Ziobry, na swej rozprawie próbował zastraszyć sędzię. To przypomina czasy faszyzmu”.
Stefan Bratkowski, były honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, maj 2011
„Partia Kaczyńskiego zorganizowana jest statutowo na sposób stricte, przykro mi, faszystowski, z pełnią władzy w jednym ręku. Partia robi, co chce wódz. Żadnej dyskusji (…). To tylko nasz Mussolini przesadził w 2007 r. z pewnością siebie. Nacjonalizm z ksenofobią nazywa patriotyzmem (…). Denazyfikację powitamy – jak myślę, wszyscy – nie kpinami, lecz z uznaniem”.
Paweł Olszewski, PO, luty 2017, (po odpowiedzi Kaczyńskiego na zaczepkę o „ludzkim panu”)
„Włos na głowie mi się zjeżył. Miałem od razu skojarzenie z Hitlerem i z narracją już nawet nie z lat 30., ale z nazizmem. Jak się mówi o „prawdziwych panach” to jest nawiązanie w sposób bezpośredni”.
Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO, luty 2017
„Takie stwierdzenia mają najgorsze konotacje historyczne - naród panów, rasa panów”.
Jerzy Stuhr
„Kaczyński manewruje ludźmi. Hitler też miał tę umiejętność. Wiedział, jak dobrać. Jak od siebie uzależnić. Jak uwikłać. Zbuntowałeś się? Myślisz, że ja cię do więzienia wsadzę? Nie, chodź, mam dla ciebie specjalne zadanie, tylko jak podskoczysz, to ci wyciągnę takie rzeczy, że jesteś na całe życie skończony”.
Na razie wystarczy. Nie trzeba – myślę – dodawać, że przewodniczący Tusk milczał również wtedy, gdy słowa prezesa PiS o imigrantach przedstawiane były w zachodnich mediach jako „język faszystowski, którego nie powstydziłby się ani Rudolf Hess ani Hitler”.
No, ale to akurat były najczęściej media nazistowskie. Pardon – niemieckie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331648-tusk-jest-nagi-oburza-go-nazywanie-holendrow-nazistami-ale-gdy-czyniono-to-polakom-milczal