Ktokolwiek reprezentuje w mediach PO, natychmiast podejmuje licytację o to, kto powie coś bardziej prostackiego i żałosnego.
Już chyba tylko przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna zdaje sobie sprawę, że uczestniczy w kompletnym cyrku. Tym razem w cyrku na temat wyprowadzania Polski z Unii Europejskiej - w związku ze sprzeciwem rządu wobec drugiej kadencji Donalda Tuska. A ogólnie chodzi o uczestnictwo w tragifarsie o pisowskim gułagu i zagładzie demokracji nad Wisłą. Schetyna czasem nie jest w stanie ukryć wesołości, gdy o tym mówi, choć najczęściej przybiera równie nadętą i sieriozną minę jak inni politycy jego partii. Ale nawet wtedy wymykający się momentami spod kontroli filmowy uśmiech przewodniczącego PO mówi więcej niż rzeka słów. I w sposób oczywisty tym słowom przeczy. 14 marca 2017 r. w radiu RMF Grzegorz Schetyna nie dał rady ukryć śmiechu, gdy Robert Mazurek rzucił: - Musiał pan odetchnąć z ulgą jak wybrano Donalda Tuska, prawda? To jednak taki spokój, z głowy: dwa i pół roku go nie będzie tutaj”. - Dlaczego mam się nie uśmiechać? Ja się ucieszyłem, że Polak jest przewodniczącym Rady Europejskiej i że ktoś będzie pilnował, że Tusk będzie pilnował polskich interesów…”. - W pańską radość naprawdę wierzę – zadeklarował Mazurek. - Tak? No to się cieszę, ja też wierzę w pańską radość – odparł Schetyna.
To, że Schetyna zdaje sobie sprawę z cyrku i farsy, jaką sam urządza, nie zmienia faktu, że cała PO została w to wciągnięta, i to w formie ocierającej się o szaleństwo, a nawet przekraczającej granice psychozy. Przy okazji tego wzajemnego nakręcania się polityków PO, mamy do czynienia z autodemaskacją wielu polityków stwarzających wcześniej pozory. W największym stopniu ta autodemaskacja dotyczy byłego wicepremiera i ministra obrony Tomasza Siemoniaka oraz dawnego polityka Prawa i Sprawiedliwości, a potem eurodeputowanego PO - Pawła Zalewskiego. W rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz Siemoniak starał się zachowywać jakieś pozory, choć jego decyzje często te pozory obnażały, np. te dotyczące asysty Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego na pogrzebach komunistycznych zbrodniarzy. W opozycji Siemoniak stał się prawdziwym „jeźdźcem bez głowy”, często wypowiadając i wypisując zdania nadające się na propagandowe transparenty podczas antyrządowych demonstracji, a nie do normalnej dyskusji. W jeszcze większym stopniu totalna symplifikacja i prymitywizacja przekazu dotyczy Pawła Zalewskiego. Być może bierze się to z tego, że za rządów Ewy Kopacz Zalewski wypadł z łask, a po przejęciu PO przez Grzegorza Schetynę zaczął wyraźnie nadrabiać zaległości w gorliwości i zaangażowaniu, żeby odzyskać dawną pozycję. Ale ta gorliwość powoduje, że ten mający kiedyś intelektualne pretensje polityk sprowadził się do poziomu takich nieskomplikowanych propagandystów jak Sławomir Nitras, Agnieszka Pomaska, Marcin Kierwiński, Michał Szczerba, Jan Grabiec, Arkadiusz Myrcha czy Krzysztof Brejza.
Potrzeby totalnej wojny z rządzącym Prawem i Sprawiedliwością, także na arenie międzynarodowej, powodują, że już cała Platforma mówi jednym, wyjątkowo topornym i prostackim głosem, więc praktycznie nie ma miejsca na niuanse. A o wyrafinowaniu nie ma nawet mowy. Poza wymienionymi już politykami ton temu wyjątkowo nieskomplikowanemu przekazowi nadają w Polsce Sławomir Neumann, Borys Budka i Ewa Kopacz, a w Brukseli Janusz Lewandowski. Zresztą ktokolwiek reprezentuje w mediach PO, natychmiast podejmuje licytację o to, kto powie coś bardziej prostackiego i nie zostawiającego miejsca nawet na odrobinę zwątpienia. O jakimkolwiek wyrafinowaniu czy cyzelowaniu szczegółów nie ma nawet co marzyć. Jest jedno wielkie walenie młotkiem w kowadło. A im temat bardziej wydumany, jak ostatnio wyprowadzanie przez rząd i PiS Polski z UE, tym przekaz toporniejszy. Bo kłamać, i to jednolitofrotowo, można właściwie tylko na poziomie totalnych symplifikacji, czyli piątych kalk po kalkach myślowych.
Najzabawniejsza w tym wszystkim jest totalna oportunizacja i konformizacja uczestników tego cyrku, powodująca, że są oni śmiertelnie poważni nawet w bardzo śmiesznych czy groteskowych sytuacjach. Tak jak w najbardziej opresyjnych czasach komuny wszyscy w PO boją się zademonstrować choćby cień zwątpienia bądź dystansu, a o kpinie, sarkazmie czy ironii tym bardziej nie ma mowy. Poczucie humoru skierowane ku własnego przekazowi czy jakikolwiek dystans są przez samych uczestników cyrku traktowane jak zdrada. W efekcie właściwie z dnia na dzień przekaz staje się coraz okropniejszy, i to wcale nie ze względu na treść, lecz formę. Treść jest zresztą tylko pretekstem do przećwiczenia kolejnych wariantów prymitywizacji formy. Zapewne przy kielichu niektórzy się łamią i śmieją z tego, w czym uczestniczą, ale raczej podczas picia do lustra – choćby ze względu na lęk przed zaszeregowaniem do zdrajców. I tylko Grzegorz Schetyna, któremu nikt nie może nic zrobić, bo jest szefem tego interesu, pozwala sobie na „zdradę”, czyli szeroki uśmiech. A czasem pozwala sobie na drobne żarciki z partyjnego przekazu, ale z ostrożności nikt tego nie podejmuje.
Wygląda to wszystko śmiesznie, ale wymowę i skutki ma tragiczne. Polityczna debata w Polsce stała się bowiem tępym młotkowaniem, a zapamiętanie w odstawianiu cyrku powoduje, że liczy się tylko efekt w postaci destrukcji. Im bardziej się coś zrujnuje, tym lepiej, także za granicą, np. w europarlamencie czy Komisji Europejskiej. Taki sposób prowadzenia debaty publicznej powoduje, że celem ostatecznym jest unicestwienie przeciwnika. Jeńców się nie bierze, bo to tylko przeszkadza w osiągnięciu ostatecznego celu. Powszechna prymitywizacja przekazu ma zlikwidować wyrzuty sumienia, bo przecież między kolejnymi uderzeniami młotka w kowadło nie ma czasu i miejsca na jakąkolwiek refleksję. Ale w efekcie wszystko to może się skończyć „zmłotkowaniem” samych młotkujących. I wtedy nie będzie już nikogo, kto by się choćby ukradkiem uśmiechnął, zdając sobie sprawę, że to tylko cyrk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331528-przekaz-po-stal-sie-jednym-wielkim-waleniem-mlotka-w-kowadlo-i-tylko-schetyna-sie-czasem-ironicznie-usmiecha