ajmijmy się teraz domniemanym kosmicznym sukcesem samego Tuska, kanclerz Merkel oraz polskiej opozycji, z Platformą Obywatelską i Grzegorzem Schetyną na czele. Owszem, były polski premier zachował posadę i wszystkie związane z tym profity, czyli może mówić o osobistym sukcesie. Tusk otrzymał też potwierdzenie, że brukselskie elity uznają go już za swego, co wcześniej nie było takie oczywiste. I te elity gotowe są Tuska bronić oraz wspierać. Ale przecież te elity nie są wcale dobrze postrzegane poza unijnymi instytucjami. Są uznawane za ludzi żyjących pod kloszem, kompletnie wyalienowanych, pysznych i oderwanych od rzeczywistości. Są traktowani jako bardzo uprzywilejowana klasa próżniacza. Także w Polsce. Budowanie pozycji w Polsce na tym, że jest się jednym z najważniejszych przedstawicieli unijnej klasy próżniaczej może się okazać bardzo trudne. Podobnie jak oczekiwanie powszechnego uznania i docenienia. Wszystko wskazuje na to, że po 9 marca Tusk ma w Polsce więcej wrogów niż miał kiedykolwiek. Wynika to choćby z opinii wyrażanych w Internecie. W nastawieniu do Tuska w Polsce jest też znacznie więcej skrajności niż wcześniej. Poza tym dużo mocniej niż kiedykolwiek przewodniczący Rady Europejskiej jest identyfikowany nie z Polską, lecz z Niemcami i z kanclerz Merkel oraz z ich grami z polskim rządem. Grami zgodnymi z interesami Niemiec, a nie Polski. Owszem, Angela Merkel postawiła na swoim, ale to przecież nic nowego, szczególnie gdy chodzi o Donalda Tuska. Raczej nikt w UE nie ma złudzeń, że to jej Tusk zawdzięcza międzynarodową karierę, ale takie jednostronne uzależnienie wcale nie musi się opłacać. Donald Tusk ma w każdym razie obecnie znacznie słabszy mandat niż miał w pierwszej kadencji. Tym bardziej że jest jedynym ważnym politykiem w instytucjach UE, którego nie popiera kraj jego pochodzenia. Mieć taki mandat, uzyskany w drodze zastosowania rozwiązania siłowego w Radzie Europejskiej, to nie jest raczej atut.
Na koniec rzecz właściwie komiczna czy może farsowa. Chodzi o szaleństwo, jakie PO i Grzegorz Schetyna rozpętali wokół wyboru Tuska na drugą kadencję. Schetyna miał oczywisty interes w tym, żeby swego byłego prześladowcę trzymać jak najdłużej z dala od Polski. Ale robił to tak gorliwie i desperacko, wkręcając w to całą partię, że wyeksponował swoje wielkie kompleksy wobec Tuska oraz oczywisty strach przed jego powrotem. To wszystko Schetyna i PO chcieli przykryć eksplozją wyjątkowo infantylnego triumfalizmu, czyli także przypisaniem sobie drugiej kadencji dla Tuska i uznaniem tego faktu za kamień milowy najnowszej polskiej historii. A jednocześnie kamień u szyi wrażego Prawa i Sprawiedliwości. Tyle tylko, że to jest tak sztuczne, udawane i naciągane, iż wywołuje raczej wesołość i politowanie, niż uznanie. Schetyna i PO trzymają się wyboru Tuska jak pijany płotu, robiąc z tego dość błahego faktu najważniejsze wydarzenie stulecia, a może nawet tysiąclecia. I chcą na tym budować przyszłość partii oraz strategię powrotu do władzy. Na podpięciu się pod kosmopolitycznego, wyalienowanego sybarytę, kluczowego przedstawiciela brukselskiej klasy próżniaczej. Jeśli Grzegorz Schetyna i jego koledzy z partii uważają, że na czymś takim można w polskiej polityce odnieść sukces, to pozostaje im życzyć wszystkiego najlepszego. Na razie triumfalizm po wyborze Tuska ociera się o szaleństwo. Mamy jakąś zbiorową hipnozę i ekstazę. Ale ten balon pęknie. Z wielkim hukiem.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
ajmijmy się teraz domniemanym kosmicznym sukcesem samego Tuska, kanclerz Merkel oraz polskiej opozycji, z Platformą Obywatelską i Grzegorzem Schetyną na czele. Owszem, były polski premier zachował posadę i wszystkie związane z tym profity, czyli może mówić o osobistym sukcesie. Tusk otrzymał też potwierdzenie, że brukselskie elity uznają go już za swego, co wcześniej nie było takie oczywiste. I te elity gotowe są Tuska bronić oraz wspierać. Ale przecież te elity nie są wcale dobrze postrzegane poza unijnymi instytucjami. Są uznawane za ludzi żyjących pod kloszem, kompletnie wyalienowanych, pysznych i oderwanych od rzeczywistości. Są traktowani jako bardzo uprzywilejowana klasa próżniacza. Także w Polsce. Budowanie pozycji w Polsce na tym, że jest się jednym z najważniejszych przedstawicieli unijnej klasy próżniaczej może się okazać bardzo trudne. Podobnie jak oczekiwanie powszechnego uznania i docenienia. Wszystko wskazuje na to, że po 9 marca Tusk ma w Polsce więcej wrogów niż miał kiedykolwiek. Wynika to choćby z opinii wyrażanych w Internecie. W nastawieniu do Tuska w Polsce jest też znacznie więcej skrajności niż wcześniej. Poza tym dużo mocniej niż kiedykolwiek przewodniczący Rady Europejskiej jest identyfikowany nie z Polską, lecz z Niemcami i z kanclerz Merkel oraz z ich grami z polskim rządem. Grami zgodnymi z interesami Niemiec, a nie Polski. Owszem, Angela Merkel postawiła na swoim, ale to przecież nic nowego, szczególnie gdy chodzi o Donalda Tuska. Raczej nikt w UE nie ma złudzeń, że to jej Tusk zawdzięcza międzynarodową karierę, ale takie jednostronne uzależnienie wcale nie musi się opłacać. Donald Tusk ma w każdym razie obecnie znacznie słabszy mandat niż miał w pierwszej kadencji. Tym bardziej że jest jedynym ważnym politykiem w instytucjach UE, którego nie popiera kraj jego pochodzenia. Mieć taki mandat, uzyskany w drodze zastosowania rozwiązania siłowego w Radzie Europejskiej, to nie jest raczej atut.
Na koniec rzecz właściwie komiczna czy może farsowa. Chodzi o szaleństwo, jakie PO i Grzegorz Schetyna rozpętali wokół wyboru Tuska na drugą kadencję. Schetyna miał oczywisty interes w tym, żeby swego byłego prześladowcę trzymać jak najdłużej z dala od Polski. Ale robił to tak gorliwie i desperacko, wkręcając w to całą partię, że wyeksponował swoje wielkie kompleksy wobec Tuska oraz oczywisty strach przed jego powrotem. To wszystko Schetyna i PO chcieli przykryć eksplozją wyjątkowo infantylnego triumfalizmu, czyli także przypisaniem sobie drugiej kadencji dla Tuska i uznaniem tego faktu za kamień milowy najnowszej polskiej historii. A jednocześnie kamień u szyi wrażego Prawa i Sprawiedliwości. Tyle tylko, że to jest tak sztuczne, udawane i naciągane, iż wywołuje raczej wesołość i politowanie, niż uznanie. Schetyna i PO trzymają się wyboru Tuska jak pijany płotu, robiąc z tego dość błahego faktu najważniejsze wydarzenie stulecia, a może nawet tysiąclecia. I chcą na tym budować przyszłość partii oraz strategię powrotu do władzy. Na podpięciu się pod kosmopolitycznego, wyalienowanego sybarytę, kluczowego przedstawiciela brukselskiej klasy próżniaczej. Jeśli Grzegorz Schetyna i jego koledzy z partii uważają, że na czymś takim można w polskiej polityce odnieść sukces, to pozostaje im życzyć wszystkiego najlepszego. Na razie triumfalizm po wyborze Tuska ociera się o szaleństwo. Mamy jakąś zbiorową hipnozę i ekstazę. Ale ten balon pęknie. Z wielkim hukiem.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331000-triumfalizm-po-wyborze-tuska-na-druga-kadencje-to-rodzaj-szalenstwa-i-zbiorowej-hipnozy-ale-ten-balon-peknie?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.