Kiedy Polska zgłosiła Jacka Saryusz-Wolskiego jako oficjalnego kandydata na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, najpierw była panika, a potem wielka wściekłość i złość, a wręcz nienawiść. Bo ta kandydatura i sposób jej przedstawienia to okropny policzek dla budowniczych fasadowej demokracji w instytucjach Unii Europejskiej. Nie dziwi, że nie wytrzymał szef frakcji chadeckiej w europarlamencie, Niemiec Manfred Weber, który napisał, że to Donald Tusk jest „jedynym kandydatem EPL [Europejskiej Partii Ludowej] na przewodniczącego RE [Rady Europejskiej]. Ma on jednomyślne poparcie całej rodziny partii EPP [chadeków]”. Szczególnie charakterystyczna jest ta „jednomyślność”. „Pan Saryusz-Wolski zostanie wykluczony, jeśli podtrzyma swoją kandydaturę” – napisał Weber. Chodzi o wykluczenie z frakcji chadeckiej. Przy okazji polskie władze otrzymały stosowne pouczenie, że „każdy kolejny atak na D. Tuska będzie szkodził interesom Polski”. Co oznacza, że Niemiec Weber oraz kierownictwo frakcji chadeckiej w PE lepiej niż rząd czy prezydent RP wiedzą, co jest interesem Polski. Weber tylko potwierdził, że to, co ustalone pod stołem jest święte, więc nikt nie prawa tego podważać, choćby nie miało to nic wspólnego z demokracją i jawnymi, przejrzystymi procedurami. Z tego wynika, że fasadowa demokracja ma być jedynym modelem funkcjonowania unijnych instytucji także w przyszłości.
Pouczenia i instrukcje Manfreda Webera czy byłego premiera i szefa MSZ Szwecji, Carla Bildta (prywatnie przyjaciela Radosława Sikorskiego i Anne Applebaum), który również poczuł się upoważniony do wykładni unijnych procedur podstołowych, nie dziwią, bo dla nich zasada: „żeby było tak jak było”, i żeby to było maksymalnie nieczytelne, jest modelem optymalnym. Zabrali głos, bo Weber był do tego zobligowany niejako służbowo – jako Niemiec i szef frakcji chadeckiej, zaś Bildt czuje się częścią tego systemu, tym bardziej że był przymierzany do różnych wysokich funkcji w instytucjach UE. Ich zaangażowanie jest więc zrozumiałe. Niezrozumiała jest skala histerii, jaka ogarnęła polityków PO i jej medialnych sługusów (nie wymieniam tych medialnych, bo to ci sami, co zawsze). Od Sławomira Neumanna i Andrzeja Halickiego przez Jacka Rostowskiego po takie płotki jak Michał Szczerba czy Agnieszka Pomaska trwa niebywała fala hejtu wobec Jacka Saryusz-Wolskiego. W obiegu są właściwie wyłącznie epitety i oskarżenia, podawane w wyjątkowo obraźliwej formie. Platforma oczywiście nie ma żadnego wpływu na fasadową demokrację w instytucjach UE. Polityków tej partii dotknęła ciężka biegunka myśli i pomieszanie zmysłów, bo Jacek Saryusz-Wolski to jej ważny polityk (były wiceprzewodniczący partii i w jej imieniu wiceszef frakcji chadeckiej w PE oraz były szef komisji spraw zagranicznych PE), szczególnie ważny w kwestiach polityki europejskiej. I ten ważny polityk kompletnie zignorował władze partii, a przede wszystkim podniósł rękę na świętość, czyli zasady fasadowej demokracji. To dla PO świętość, bo dzięki akceptacji tej zasady tej partii spadały największe okruchy z pańskiego stołu – posady szefa europarlamentu dla Jerzego Buzka i przewodniczącego Rady Europejskiej dla Donalda Tuska.
Histeria i pomieszanie zmysłów w PO mają jeszcze jedną przyczynę. Chodzi o zatrzymanie za wszelką cenę Donalda Tuska poza Polską. W partii rządzonej przez Grzegorza Schetynę nie ma po prostu dla Tuska miejsca. Gdyby chciał wrócić do polskiej polityki, co jest bardzo mało prawdopodobne, Schetyna i jego zwolennicy musieliby Tuska potraktować „z buta”, czyli pokazać, że tak naprawdę go nie cierpią i nie chcą. Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna nigdy nie wybaczy Tuskowi lat upokorzeń, więc popieranie go obecnie, jest tylko teatrem dla naiwnych. Ale nawet biorąc pod uwagę ogromne pokłady niechęci do Tuska w otoczeniu Schetyny, ich reakcja na Saryusz-Wolskiego jednak zaskakuje. Pokazuje bowiem bezradność i wściekłość, wynikające przede wszystkim z zaskoczenia. Schetyna i jego współpracownicy byliby spokojniejsi, gdyby wcześniej Saryusz-Wolskiego wyrzucili z partii. Zrobili to dopiero po ujawnieniu jego kandydatury na przewodniczącego Rady Europejskiej, co na wyrzuconym nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Schetyna i jego dwór czują się podwójnie upokorzeni: muszą popierać Tuska, choć go nie cierpią i nic nie mogli prewencyjnie zrobić z Saryusz-Wolskim. To tylko pokazuje słabość PO pod rządami Schetyny, co tym bardziej go wścieka.
Niezależnie od tego, jak się skończy gra z Jackiem Saryusz-Wolskim, jest to granat wrzucony w system unijnej fasadowej demokracji. I wybuch tego granatu może mieć dla instytucji UE poważne skutki, z czego eurokraci zdają sobie sprawą, dlatego tak się irytują. Unijne instytucje mogą po prostu zostać zmuszone do jakichś reform, a podstołowa demokracja fasadowa przynajmniej do stwarzania większej liczby pozorów. Wybuch granatu jest destrukcyjny także dla PO, która wyszła na partię marionetkę, zmuszoną do reagowania tak, jak zagrają jej inni. Wścieklizna w szeregach Nowoczesnej to już z kolei tylko podstawianie nogi przez żabę, gdy konia kują, bo zdanie polityków partii Ryszarda Petru nikogo poważnego nie interesuje. To wszystko dowodzi, że jesteśmy na początku procesu, który może chociaż częściowo zmienić unijne instytucje. A w kraju mamy potwierdzenie tego, że totalna opozycja nie jest w stanie narzucić własnej narracji, a tylko reaguje na to, co dzieje się poza nią. Stąd taka skala wściekłości, histerii i nienawiści.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kiedy Polska zgłosiła Jacka Saryusz-Wolskiego jako oficjalnego kandydata na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, najpierw była panika, a potem wielka wściekłość i złość, a wręcz nienawiść. Bo ta kandydatura i sposób jej przedstawienia to okropny policzek dla budowniczych fasadowej demokracji w instytucjach Unii Europejskiej. Nie dziwi, że nie wytrzymał szef frakcji chadeckiej w europarlamencie, Niemiec Manfred Weber, który napisał, że to Donald Tusk jest „jedynym kandydatem EPL [Europejskiej Partii Ludowej] na przewodniczącego RE [Rady Europejskiej]. Ma on jednomyślne poparcie całej rodziny partii EPP [chadeków]”. Szczególnie charakterystyczna jest ta „jednomyślność”. „Pan Saryusz-Wolski zostanie wykluczony, jeśli podtrzyma swoją kandydaturę” – napisał Weber. Chodzi o wykluczenie z frakcji chadeckiej. Przy okazji polskie władze otrzymały stosowne pouczenie, że „każdy kolejny atak na D. Tuska będzie szkodził interesom Polski”. Co oznacza, że Niemiec Weber oraz kierownictwo frakcji chadeckiej w PE lepiej niż rząd czy prezydent RP wiedzą, co jest interesem Polski. Weber tylko potwierdził, że to, co ustalone pod stołem jest święte, więc nikt nie prawa tego podważać, choćby nie miało to nic wspólnego z demokracją i jawnymi, przejrzystymi procedurami. Z tego wynika, że fasadowa demokracja ma być jedynym modelem funkcjonowania unijnych instytucji także w przyszłości.
Pouczenia i instrukcje Manfreda Webera czy byłego premiera i szefa MSZ Szwecji, Carla Bildta (prywatnie przyjaciela Radosława Sikorskiego i Anne Applebaum), który również poczuł się upoważniony do wykładni unijnych procedur podstołowych, nie dziwią, bo dla nich zasada: „żeby było tak jak było”, i żeby to było maksymalnie nieczytelne, jest modelem optymalnym. Zabrali głos, bo Weber był do tego zobligowany niejako służbowo – jako Niemiec i szef frakcji chadeckiej, zaś Bildt czuje się częścią tego systemu, tym bardziej że był przymierzany do różnych wysokich funkcji w instytucjach UE. Ich zaangażowanie jest więc zrozumiałe. Niezrozumiała jest skala histerii, jaka ogarnęła polityków PO i jej medialnych sługusów (nie wymieniam tych medialnych, bo to ci sami, co zawsze). Od Sławomira Neumanna i Andrzeja Halickiego przez Jacka Rostowskiego po takie płotki jak Michał Szczerba czy Agnieszka Pomaska trwa niebywała fala hejtu wobec Jacka Saryusz-Wolskiego. W obiegu są właściwie wyłącznie epitety i oskarżenia, podawane w wyjątkowo obraźliwej formie. Platforma oczywiście nie ma żadnego wpływu na fasadową demokrację w instytucjach UE. Polityków tej partii dotknęła ciężka biegunka myśli i pomieszanie zmysłów, bo Jacek Saryusz-Wolski to jej ważny polityk (były wiceprzewodniczący partii i w jej imieniu wiceszef frakcji chadeckiej w PE oraz były szef komisji spraw zagranicznych PE), szczególnie ważny w kwestiach polityki europejskiej. I ten ważny polityk kompletnie zignorował władze partii, a przede wszystkim podniósł rękę na świętość, czyli zasady fasadowej demokracji. To dla PO świętość, bo dzięki akceptacji tej zasady tej partii spadały największe okruchy z pańskiego stołu – posady szefa europarlamentu dla Jerzego Buzka i przewodniczącego Rady Europejskiej dla Donalda Tuska.
Histeria i pomieszanie zmysłów w PO mają jeszcze jedną przyczynę. Chodzi o zatrzymanie za wszelką cenę Donalda Tuska poza Polską. W partii rządzonej przez Grzegorza Schetynę nie ma po prostu dla Tuska miejsca. Gdyby chciał wrócić do polskiej polityki, co jest bardzo mało prawdopodobne, Schetyna i jego zwolennicy musieliby Tuska potraktować „z buta”, czyli pokazać, że tak naprawdę go nie cierpią i nie chcą. Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna nigdy nie wybaczy Tuskowi lat upokorzeń, więc popieranie go obecnie, jest tylko teatrem dla naiwnych. Ale nawet biorąc pod uwagę ogromne pokłady niechęci do Tuska w otoczeniu Schetyny, ich reakcja na Saryusz-Wolskiego jednak zaskakuje. Pokazuje bowiem bezradność i wściekłość, wynikające przede wszystkim z zaskoczenia. Schetyna i jego współpracownicy byliby spokojniejsi, gdyby wcześniej Saryusz-Wolskiego wyrzucili z partii. Zrobili to dopiero po ujawnieniu jego kandydatury na przewodniczącego Rady Europejskiej, co na wyrzuconym nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Schetyna i jego dwór czują się podwójnie upokorzeni: muszą popierać Tuska, choć go nie cierpią i nic nie mogli prewencyjnie zrobić z Saryusz-Wolskim. To tylko pokazuje słabość PO pod rządami Schetyny, co tym bardziej go wścieka.
Niezależnie od tego, jak się skończy gra z Jackiem Saryusz-Wolskim, jest to granat wrzucony w system unijnej fasadowej demokracji. I wybuch tego granatu może mieć dla instytucji UE poważne skutki, z czego eurokraci zdają sobie sprawą, dlatego tak się irytują. Unijne instytucje mogą po prostu zostać zmuszone do jakichś reform, a podstołowa demokracja fasadowa przynajmniej do stwarzania większej liczby pozorów. Wybuch granatu jest destrukcyjny także dla PO, która wyszła na partię marionetkę, zmuszoną do reagowania tak, jak zagrają jej inni. Wścieklizna w szeregach Nowoczesnej to już z kolei tylko podstawianie nogi przez żabę, gdy konia kują, bo zdanie polityków partii Ryszarda Petru nikogo poważnego nie interesuje. To wszystko dowodzi, że jesteśmy na początku procesu, który może chociaż częściowo zmienić unijne instytucje. A w kraju mamy potwierdzenie tego, że totalna opozycja nie jest w stanie narzucić własnej narracji, a tylko reaguje na to, co dzieje się poza nią. Stąd taka skala wściekłości, histerii i nienawiści.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330228-kandydatura-saryusz-wolskiego-to-granat-wrzucony-w-system-unijnej-podstolowej-demokracji-fasadowej?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.