O ambasadorze Andrzeju Przyłębskim słyszałem wiele dobrego: o jego intelektualnych przymiotach i jego poglądach. Niemniej jego reakcja na informacje o jego uwikłaniu budzi poważne wątpliwości. Kto uwierzy złożonym po wielu godzinach, wymuszonym medialną wrzawą deklaracjom, że częściowo faktu złożenia podpisu nie pamięta, a zarazem działał pod przymusem? Przymusem, bo chciał dostać paszport. Brzmi to jak groteska, jak dowcip Monty Pythonów.
Co więcej, stawiam inne pytanie. O tym uwikłaniu ambasadora ja sam słyszałem plotki od miesięcy. Jak to się stało, że MSZ nie próbował tego sprawdzić. Czy dla „naszych ludzi” tworzy się jakieś inne standardy? Obóz prawicy formował się w Polsce wokół absolutnej przejrzystości. Zakładał, że obecność ludzi uwikłanych jest problemem. Czy tylko wtedy, kiedy znajdujemy ich u politycznego przeciwnika?
Może ambasador powinien rozpocząć swoją misję w Niemczech od opowiedzenia tej historii? Z objaśnieniem, że nikomu nie zaszkodził, że współpraca była pozorna. To byłby wzór załatwiania tego typu spraw wewnątrz „obozu dobrej zmiany”.
Jestem przeciwny historycznym poglądom Sławomira Cenckiewicza. Nie podzielam części bardzo czarnych wizji Krzysztofa Wyszkowskiego. Ale ci ludzie mają ważną zaletę. Nie ulegają pokusie kalizmu. Stawiają wymagania, może czasem i nadmiernie wyśrubowane, także ludziom sytuującym się po ich szeroko rozumianej stronie barykady. Nie obsługują bieżących interesów obozu rządzącego.
Kolegom odradzałbym podążanie drogą ustalania w pierwszym rzędzie, komu to służy i dlaczego ambasadorowi postawiono zarzuty właśnie teraz. Skoro krążyło od miesięcy, musiało się wylać na wierzch. Nie naśladujmy standardów PO i „Gazety Wyborczej”. Ich zawsze najbardziej interesowało, dlaczego wypłynęło i za czyją sprawą, a nie co wypłynęło.
Nie bronię nikomu ustalać zakresu współpracy czy braku współpracy ambasadora. Czy był tylko jeden „niewinny” podpis, czy także donosy. Zapewne były przypadki, kiedy ktoś podpisywał i nie robił nikomu szkody. Możliwe, że tak było w tym przypadku. Ale przypomnę, że kiedy sądy tworzyły pojęcie „rzeczywistej” i „nierzeczywistej” współpracy, byliśmy co najmniej sceptyczni. A spóźnione i pokrętne wyjaśnienia ambasadora nie ułatwiają zabierania głosu w jego obronie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330159-sprawa-ambasadora-przylebskiego-krazyla-od-miesiecy-dlaczego-msz-ogluchl