Według mojej wiedzy historycznej te dokumenty nie pozwalają na to, żeby kogokolwiek posądzać o współpracę agenturalną. (…) w żadnej mierze nie obciążają p. Przyłębskiego
— mówi portalowi wPolityce.pl dr Piotr Gontarczyk, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Oświadczenie lustracyjne Andrzeja Przyłębskiego poddane weryfikacji. IPN bada sprawę rzekomej współpracy ambasadora z SB
wPolityce.pl: Zapoznał się Pan z dokumentami dotyczącymi kontaktów Andrzeja Przyłębskiego z SB. Jakie wnioski nasuwają się Panu po tej lekturze?
dr Piotr Gontarczyk: Sprawa jest prosta. Odbyło się jedno spotkanie funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa z Andrzejem Przyłębskim, który był bardzo zaskoczony zaistniałą sytuacją. Nie ma wątpliwości co do tego, że nie był szczery podczas rozmowy z przedstawicielem SB. Owszem, podpisał zobowiązanie, ale z akt nie wynika, żeby odbyło się jakiekolwiek inne spotkanie. Nie ma żadnych materiałów na temat rzekomej współpracy. Po prostu nie ma tematu współpracy!
Jak rozumiem, nie ma również informacji o pobieraniu jakichkolwiek wynagrodzeń…
Tak jak wspomniałem – odbyło się tylko jedno spotkanie, które bardzo zaskoczyło p. Przyłębskiego. Co prawda późniejszy ambasador wyraził zgodę na współpracę, ale absolutnie nie był szczery w rozmowie z esbekiem, z czego funkcjonariusz doskonale zdawał sobie sprawę, a nawet napisał o tym w notatce.
Co oznacza, że „nie był szczery” w rozmowie z esbekiem?
Miał wiedzę o materiałach konspiracyjnych, a twierdził, że nie dysponuje takimi informacjami. Funkcjonariusz wiedział, że to nieprawda. Co prawda, esbecy odnotowali, że będą chcieli dalej pozyskiwać Przyłębskiego do współpracy, ale na tym jednym spotkaniu sprawa się urywa. Dalej już nic nie ma.
Czy SB mogła tak po prostu odpuścić?
Znam kilka takich spraw ludzi, również ważnych postaci historycznych, zaskoczonych sytuacją, przestraszonych, złapanych z ulotkami albo przyłapanych w jakichś kompromitujących sytuacjach, którzy podpisywali zobowiązanie do współpracy, a po chwili otrzeźwienia mówili funkcjonariuszom prosto w oczy, że nie może być mowy o jakiejkolwiek kooperacji z SB. Casus Andrzeja Przyłębskiego zaliczam właśnie w poczet takich spraw. Zadziałał efekt zaskoczenia, znalazł się w sytuacji niekomfortowej, ale już w rozmowie z funkcjonariuszem nie był szczery, a nawet… krytykował ówczesną władzę! To się rzadko zdarza. Nie ma żadnych śladów, które wskazywałby na to, że wspomniana sprawa miała jakiś inny element niż to jedno spotkanie. Według mojej wiedzy historycznej te dokumenty nie pozwalają na to, żeby kogokolwiek posądzać o współpracę agenturalną. Tego tutaj nie ma.
Z Pańskich słów wynika, że wersja przedstawiona przez ambasadora RP w Niemczech jest wiarygodna…
Jeśli tak to przedstawia, jeżeli mówi o zobowiązaniu, jednym spotkaniu i niekontynuowaniu tej znajomości, to jego stanowisko jest zgodne z prawdą. W aktach tej sprawy nie ma żadnej informacji o jakiejkolwiek pomocy udzielonej SB, podzieleniu się wiedzą na temat kolegów czy kolportażu materiałów konspiracyjnych. Nic! Sprawa najprawdopodobniej przeleżała jakiś czas w szufladzie, po czym została w następnym roku oddana do archiwum. Wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że nie było żadnej współpracy z SB.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Według mojej wiedzy historycznej te dokumenty nie pozwalają na to, żeby kogokolwiek posądzać o współpracę agenturalną. (…) w żadnej mierze nie obciążają p. Przyłębskiego
— mówi portalowi wPolityce.pl dr Piotr Gontarczyk, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Oświadczenie lustracyjne Andrzeja Przyłębskiego poddane weryfikacji. IPN bada sprawę rzekomej współpracy ambasadora z SB
wPolityce.pl: Zapoznał się Pan z dokumentami dotyczącymi kontaktów Andrzeja Przyłębskiego z SB. Jakie wnioski nasuwają się Panu po tej lekturze?
dr Piotr Gontarczyk: Sprawa jest prosta. Odbyło się jedno spotkanie funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa z Andrzejem Przyłębskim, który był bardzo zaskoczony zaistniałą sytuacją. Nie ma wątpliwości co do tego, że nie był szczery podczas rozmowy z przedstawicielem SB. Owszem, podpisał zobowiązanie, ale z akt nie wynika, żeby odbyło się jakiekolwiek inne spotkanie. Nie ma żadnych materiałów na temat rzekomej współpracy. Po prostu nie ma tematu współpracy!
Jak rozumiem, nie ma również informacji o pobieraniu jakichkolwiek wynagrodzeń…
Tak jak wspomniałem – odbyło się tylko jedno spotkanie, które bardzo zaskoczyło p. Przyłębskiego. Co prawda późniejszy ambasador wyraził zgodę na współpracę, ale absolutnie nie był szczery w rozmowie z esbekiem, z czego funkcjonariusz doskonale zdawał sobie sprawę, a nawet napisał o tym w notatce.
Co oznacza, że „nie był szczery” w rozmowie z esbekiem?
Miał wiedzę o materiałach konspiracyjnych, a twierdził, że nie dysponuje takimi informacjami. Funkcjonariusz wiedział, że to nieprawda. Co prawda, esbecy odnotowali, że będą chcieli dalej pozyskiwać Przyłębskiego do współpracy, ale na tym jednym spotkaniu sprawa się urywa. Dalej już nic nie ma.
Czy SB mogła tak po prostu odpuścić?
Znam kilka takich spraw ludzi, również ważnych postaci historycznych, zaskoczonych sytuacją, przestraszonych, złapanych z ulotkami albo przyłapanych w jakichś kompromitujących sytuacjach, którzy podpisywali zobowiązanie do współpracy, a po chwili otrzeźwienia mówili funkcjonariuszom prosto w oczy, że nie może być mowy o jakiejkolwiek kooperacji z SB. Casus Andrzeja Przyłębskiego zaliczam właśnie w poczet takich spraw. Zadziałał efekt zaskoczenia, znalazł się w sytuacji niekomfortowej, ale już w rozmowie z funkcjonariuszem nie był szczery, a nawet… krytykował ówczesną władzę! To się rzadko zdarza. Nie ma żadnych śladów, które wskazywałby na to, że wspomniana sprawa miała jakiś inny element niż to jedno spotkanie. Według mojej wiedzy historycznej te dokumenty nie pozwalają na to, żeby kogokolwiek posądzać o współpracę agenturalną. Tego tutaj nie ma.
Z Pańskich słów wynika, że wersja przedstawiona przez ambasadora RP w Niemczech jest wiarygodna…
Jeśli tak to przedstawia, jeżeli mówi o zobowiązaniu, jednym spotkaniu i niekontynuowaniu tej znajomości, to jego stanowisko jest zgodne z prawdą. W aktach tej sprawy nie ma żadnej informacji o jakiejkolwiek pomocy udzielonej SB, podzieleniu się wiedzą na temat kolegów czy kolportażu materiałów konspiracyjnych. Nic! Sprawa najprawdopodobniej przeleżała jakiś czas w szufladzie, po czym została w następnym roku oddana do archiwum. Wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że nie było żadnej współpracy z SB.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330016-nasz-wywiad-dr-gontarczyk-o-sprawie-ambasadora-przylebskiego-wszelkie-znaki-na-niebie-i-na-ziemi-wskazuja-ze-nie-bylo-zadnej-wspolpracy-z-sb?strona=1