Utarło się wśród totalnej elity III RP, żeby każdy głos sprzeciwu wobec jedynie słusznej prawdy płynącej od tejże, traktować jako „pisowski trolling”. W dobrym tonie jest także dodać, że ten paskudny proceder opłacany jest przez centralę z Nowogrodzkiej.
Jest to metoda bardzo wygodna i niewątpliwie skuteczna, bo trolla natychmiast się „banuje”, choćby nie wiem jak merytorycznie „trollował”. No, ale z drugiej strony trzeba przyznać, iż wszelkie elity mają to do siebie, że chętnie wysłuchają każdego głosu pod warunkiem, że to ich własny.
Jednak wśród trolli, podobnie zresztą jak wśród elit, rozróżniamy mnogość gatunków zarówno pod względem pochodzenia, poziomu, jak i źródeł finansowania. Są trolle o bardzo czcigodnej proweniencji, których z definicji nikt nie posądza nawet o ten proceder i właśnie nimi pragnę się zająć.
Spróbujmy sobie wyobrazić, że ktoś spoufala się z posłem Michałem Szczerbą do tego stopnia, że wchodzi na jego konto na Twitterze i w ferworze dyskusji oznajmia mu, że jego miejsce jest w śmietniku. Jaka może być reakcja parlamentarzysty Szczerby na takie dictum ze strony zuchwalca? Otóż mówiąc kolokwialnie, wywala on tego „ktosia” na zbity pysk, czyli banuje jako „pisowskiego trolla. Na sto procent tak będzie.
I trudno byłoby nam zaprzeczyć, że czcigodny poseł Szczerba nie ma racji. Tylko, że to właśnie parlamentarzysta(!) Szczerba napisał na swoim koncie twitterowym, że „Miejsce Trumpa jest w śmietniku”. Gdyby to napisał u Trumpa, zostałby zbanowany jako pospolite chamisko. Tymczasem u nas o takich osobnikach mówi się „polityk parlamentarny”, podczas gdy mamy do czynienia ze zwykłym trollem, co gorsza – opłacanym z budżetu państwa, czyli z naszej codziennej, żmudnej krwawicy, że się tak górnolotnie wyrażę.
Dla odmiany wchodzimy na konto posłanki Joanny Scheuring-Wielgus i traktujemy ją od razu z buta, pisząc, że jesteśmy przerażeni jej wypowiedziami, gdyż jej słowa są pożywką dla wrogów Polski, która przez to staje się pośmiewiskiem świata. Cóż więc robi ta zakręcona alegoria nowoczesności w stylu Sześciu Króli? Ano banuje nas bezwzględnie i nawet nie tłumaczy dlaczego. Tymczasem to są słowa samej posłanki skierowane pod adresem szefa MON Antoniego Macierewicza. Tak więc w przypadku Scheuring-Wielgus mamy do czynienia z klasycznym trollowaniem. Bowiem śmiało można postawić dolary przeciwko orzechom, że ona za trolla uzna każdego, kto zwróci się do niej jej własnymi słowami.
Z kolei Katarzyna Lubnauer, któraś z kolei rzeczniczka tej samej partii, oczekuje od prezydenta Andrzej Dudy zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Oczekuje i domaga się, gdyż amerykański senator powiedział polskiemu prezydentowi coś, czego ona nie rozumie. I ta Lubnauer mówi to na serio w publicznym radio, jej bowiem jako parlamentarzystce wyjaśnienie należy się, jak psu zupa. A przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę, że gdyby prezydent miał zwoływać RBN za każdym razem, gdy parlamentarzyści Nowoczesnej czegoś nie rozumieją, ta nieszczęsna Rada musiałaby obradować bez przerwy. Ba, nazwę by trzeba było zmienić na RBN24.
Ale cóż zrobić, oni uprawiają trolling z immunitetem, więc nikt ich nie zbanuje. Wręcz przeciwnie, wszyscy jesteśmy sponsorami parlamentarnych trolli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328449-o-trollach-z-parlamentarnym-immunitetem-sowicie-oplacanych-z-naszych-podatkow?wersja=mobilna