Po przegranych wyborach politycy Platformy zachowują się, jakby ich ktoś podmienił. Nagle przypomniało im się kto to „obywatel”. Zapomnieli za to o wojnie, którą kiedyś wypowiedzieli „mowie nienawiści”.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że w drugiej kadencji poprzedniej ekipy rządzącej o Platformie Obywatelskiej zaczęto mówić, że przydomek „Obywatelska” ma w nazwie wyłącznie dla żartu. To głównie z powodu jej stosunku do obywateli, których traktowała zupełnie z góry.
Inicjatywy obywatelskie? Wolne żarty! Platforma była ponad to. Do sejmowej niszczarki trafiał projekt za projektem. Obywatelskie oczywiście. Na przykład obywatelski wniosek o referendum w sprawie sześciolatków, pod którym podpisało się milion osób czy projekt ustawy „Rodzice chcą mieć wybór”, pozostawiający rodzicom decyzję w sprawie edukacji sześciolatków. Sejm nie zgodził się też o uzupełnienie porządku obrad o wniosek referendalny w sprawie Lasów Państwowych podpisany przez 2,5 mln osób. Na nic zdały się też miliony podpisów pod wnioskiem o referendum przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Wówczas dzieci, ryby i obywatele głosu nie mieli.
Trafienie do ław opozycji całkiem (przynajmniej na poziomie deklaracji) odmieniło się podejście PO do Polaków. Renesans przeżywa w ich głowach słowo „referendum” i „obywatel”. Podczas, gdy na pierwsze czytanie obywatelskiego projektu „Rodzice chcą mieć wybór” na spotkanie z obywatelami pofatygowało się do Sejmu zaledwie kilku polityków ówczesnej koalicji, a w ogóle nie pojawiła się wówczas na sali obrad szefowa MEN, dziś nagle niemal cała partia spieszy do Oświęcimia, by okazać wsparcie obywatelowi. To dodatkowo zabawne, ponieważ w identycznej sytuacji zderzenia obywatela z władzą, tylko w poprzednim układzie politycznym, ci sami politycy, mieli tego obywatela w najgłębszym poważaniu, czego doświadczyła na własnej skórze Natalia Arnal.
Zupełnie zmieniło się też podejście polityków Platformy Obywatelskiej do „mowy nienawiści”. Kiedyś przynajmniej teoretycznie chcieli z nią walczyć (pamiętacie jeszcze „partię miłości”?). Ówczesny minister administracji i cyfryzacji, Michał Boni, powołał nawet 4 lata temu radę ds. mowy nienawiści. Zadaniem rządowej rady przeciw mowie nienawiści, ksenofobii oraz agresji i dyskryminacji w życiu publicznym miało być przygotowywanie rekomendacji dotyczących profilaktyki. Rada miała wymyślić jak spowodować, by „mowy nienawiści” było w Polsce mniej. Do dziś nie wiadomo o żadnych osiągnięciach tego ciała, które ostatecznie rozwiązała premier Szydło, ale nienawiści jest jakby więcej. Szczególnie tej w wykonaniu polityków PO, którzy radę wymyślili.
Na przykład Róża Thun po wypadku premier Szydło napisała na swoim FB:
„Zaczyna się! To jednak był misternie zaplanowany zamach! Wielu z nas tak podejrzewało od początku. Pani Premier została jednak cudownie uratowana. Wkrótce na drzewie zawiśnie kapliczka, albo kilka, nastąpi uroczyste poświęcenie drzewa i będą się odbywały tłumne miesięcznice dziękczynne. Uwaga mieszkańcy! Droga będzie blokowana na długie godziny, ze względu na bezpieczeństwo uczestników. Powołana zostanie komisja śledcza, albo dwie. Będą pracować intensywnie, żeby wyjaśnić prawdę i często będą zwoływać konferencje prasowe. Bo prawda musi zostać wyjaśniona! Na szczęście wrak jest na miejscu i będzie się, na czym wyżywać. A poza tym: zdrowia życzę Pani Premier! Dobrze, że nic się nie stało i proszę nie dać skrzywdzić tego chłopca – napisała.
Złośliwych komentarzy ze strony polityków było znacznie więcej. I jakoś Radosław Sikorski, nie apeluje już o bardziej dyplomatyczny język.
I wreszcie, gdy lider partii, której politycy zachęcali do kręcenia lodów i robili szemrane interesy na cmentarzach krzyczy, że będzie stał na straży praworządności, to po prostu pusty śmiech człowieka ogarnia. A na usta ciśnie się pytanie: „od kiedy?” Politycy PO mają odpowiedź: „od teraz”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327891-calkiem-nowa-po-po-przegranych-wyborach-politycy-platformy-zachowuja-sie-jakby-ich-ktos-podmienil-przypomnialo-im-sie-np-kto-to-obywatel