Gdyby zupełnie poważnie potraktować najbardziej kolorowe przykłady publicystyki z ostatnich dni, okazałoby się, że jesteśmy częścią jakiegoś wielkiego pijanego snu wariata.
Przykład ze strony prawej, tekst z portalu Telewizji Republika, pt. „Hołd dla premier Beaty Szydło”, poświęcony efektom programu 500+:
Prowincja, osiedlowe bloki, jeszcze niedawno najbardziej wykluczeni społecznie ludzie żywili się upolowanymi psami. To biedne południe Polski. (…) Kogo przez ostatnie 25 lat interesowały takie problemy? Tacy ludzie? Czy słowo hołd nie jest tu najbardziej trafną formą wyrazu wdzięczności?
Ten duch, który zaszczepił w nas Jan Paweł II niech wybrzmi w tym skromnym hołdzie, do niedawna wykluczonych i pozbawionych nadziei Polaków.
Przykład ze strony lewicowo-liberalnej, czyli okładkowy tekst „Newsweeka” z relacjami znerwicowanych czytelników pisma Tomasza Lisa:
Zadzwoniła niedawno do cioci, chciała złożyć jej życzenia z okazji 82. urodzin. Zdążyła powiedzieć: „Sto lat”, a ciocia na to: „Nie chcę. Chcę tylko dożyć momentu, jak Kaczor przestanie rządzić”. (…) Nigdy jeszcze - uważa - nie było tak źle, a pamięta przecież wojnę, strach i głód.
Na zmianę czuję przygnębienie i wkurw. Zrywam się więc do akcji, przez chwilę jestem pełna optymizmu, a potem znowu dół. (…) Mam poczucie niestabilności i strachu. A jak teraz słyszę o majstrowaniu przy KRS, to robi mi się autentycznie słabo…
Inny przykład - nieoceniona „Gazeta Wyborcza”.
I tak dalej, i tak dalej…
Nie chodzi o to, by na siłę szukać równowagi w absurdalnych tendencjach po obu stronach debaty publicznej. Marginalny tekst na niszowym portalu to jednak inna skala patologii niż okładkowy materiał jednego z największych pism szeroko rozumianego obozu III RP.
Rzecz w czym innym. W potoku skrajnie emocjonalnych świadectw i lawinie patetycznych słów umyka nam coś nieuchwytnego, co jednak miała przynieść dobra zmiana. Chodzi o powagę i profesjonalizm instytucji. To że problem istnieje dobrze widać na przykładzie ostatniego zamieszania w Instytucie Pamięci Narodowej czy Biurze Ochrony Rządu.
Zapowiedź dymisji prof. Krzysztofa Szwagrzyka to efekt nieuporządkowania istotnych spraw w jednej z najważniejszych (przynajmniej dla wyborców IV RP) instytucji w kraju. Frakcyjne podchody, ambicjonalne wojenki, długie ręce polityków stojących w tylnym szeregu, spór (także finansowy) wokół historycznej sprawy odszukania szczątków Żołnierzy Wyklętych, zamieszanie wokół pieniędzy dla Instytutu… Nie wygląda to przesadnie dobrze, a kłopotów i wątpliwości nie zamazuje szersze otwarcie archiwów (stopniowo ujawnianych także wcześniej) zbioru zastrzeżonego.
Na marginesie, proszę wyobrazić sobie, jaką mielibyśmy (słuszną) drakę, gdyby wspomniane nawarstwienie problemów miało miejsce za czasów rządów poprzedniej (wybranej głosami PO i PiS) ekipy w IPN…
NASZ NEWS. Po posiedzeniu kolegium IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk zawiesił swoją dymisję
Niemoc i coraz głośniej zgrzytającą rzeczywistość widać też w tak ważnej instytucji jak Biuro Ochrony Rządu. Jeśli po prawie półtora roku dobrej zmiany nie udało się wykorzenić patologii (a takie są deklaracje najpoważniejszych polityków PiS), to trzeba zapytać o sprawność tej ekipy. Oczywiście, wypadki zdarzały się, zdarzają i zdarzać będą, ale nie sposób nie zadać pytania o bezpieczeństwo najważniejszych osób w Polsce, jeśli mniejsze i większe kraksy spotykają w ciągu kilku miesięcy prezydenta, premier, ministra obrony narodowej, wicepremiera…
Czy naprawdę musimy czekać na, nie daj Boże, poważniejszą tragedię, by wstrząsnąć tą instytucją, by poważniej pomyśleć o państwie i jego najwyższych urzędnikach? Z drugiej strony trudno dziwić się politykom rządzącym, skoro zamiast punktowej krytyki dostają scenariusz, w którym 21-latek z seicento jest podnoszony niemal do rangi bohatera…
Jakkolwiek by nie było, polskie państwo nie może być byle jakie, słabe, dziadowskie. Nie możemy wiecznie skazywać się na myślenie pod hasłem „Nic się nie stało” i „Jakoś to będzie”. Dotyczy to zarówno IPN, jak i BOR. Dwie różne instytucje, dwa inne fragmenty krwiobiegu państwa, ale problemy w zasadzie podobne sprowadzające się do magicznego słowa profesjonalizm. Problem zresztą dotyczy nie tylko tych dwóch instytucji.
Zacznijmy o tym rozmawiać. O błędach, niszczeniu układów i amatorszczyzny (również w wykonaniu „swoich”), konkretach. To mogą być czasem bolesne refleksje, ale koniec końców oczyszczające. Można też pójść na łatwiznę i opowiadać o polowaniu na psy albo dekorowaniu śmietnika.
Nie wierzą państwo? Oddajmy głos „Newsweekowi”:
Bierzemy karton z najbliższego sklepu, piszemy na nim durny cytat z wypowiedzi przedstawiciela obecnej władzy, a na dole zamieszczamy podpis: śmieciowe zaPiSki. Wkładamy karton do śmietnika w mocno uczęszczanym miejscu. Potem trzeba jeszcze zrobić fotkę i zamieścić ja na Facebooku. Od razu ulga
— czytamy.
Od razu ulga. A ”śmieciowe zaPiSki” możemy przecież zamienić na permanentne pisanie na śmietniku o ośmiu latach PO. I po co męczyć się nad krytyczną refleksją?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327569-miedzy-polowaniem-na-psy-a-iv-rp-gorsza-niz-wojna-i-glod-w-potoku-histerii-i-patosu-umyka-nam-to-co-najwazniejsze