Według informacji od uczestników spotkań z niemiecką kanclerz, temat ponownego wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej pojawił się w dyskusji „marginalnie”. Zapewne kanclerz od niechcenia zapytała polskich rozmówców, czy zamierzają poprzeć jej ulubionego Donalda, a Jarosław Kaczyński odparł zdawkowo, że chyba nie. I tyle. W Polsce trzeciorzędny temat wyboru Tuska fascynuje polityków typu Ryszarda Petru i to już starczy za cały komentarz. Tusk za sprawą ataku na amerykańskiego prezydenta i krytyki polskiego rządu, o którego poparcie powinien się przecież starać, stał się bowiem kimś na miarę właśnie Petru, czyli figurantem.
Inna rzecz, że ten brak zainteresowania Tuska wsparciem ze strony Polski dowodzi, iż to stanowisko jest fasadą, a on sam pluszakiem Angeli Merkel. Od dawien dawna zresztą wiadomo, że faktyczni liderzy Unii Europejskiej nie potrzebują osobowości na kluczowych urzędach wspólnoty, lecz posłusznych wykonawców swojej woli.
Zatem w obecnej sytuacji w Europie i na świecie, posada dla Tuska jest najmniejszym zmartwieniem Merkel. Znaczącym zmartwieniem natomiast może być dla niej zagadka, jak zareaguje Polska na ewentualną rozsypkę lub choćby tylko kruszenie się unijnych struktur Unii w kontekście polityki Stanów Zjednoczonych, gdyby te ostatnie zechciały np. zacieśnić relacje z Polską, aby wywrzeć nacisk na Niemcy? Bo dla prezydenta Donalda Trumpa to jest duża gratka w grze z Unią, a dla Polski kolejna szansa wybicia się na lepszą pozycję w kontekście bezpieczeństwa.
W lipcu we Wrocławiu ma się odbyć forum krajów tzw. Trójmorza (między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym), na które zaproszono prezydenta USA. Minister Szczerski z kancelarii prezydenta Dudy nie latał do Waszyngtonu, żeby podziwiać zachód słońca nad Potomakiem. Czy Trump zaszczyci forum swoją osobistą osobą, czy nie, będzie to wydarzenie jedną z form nacisku, która może być użyta zarówno przez Kaczyńskiego, jak i Trumpa.
Rzecz jasna, Niemcy też nie od macochy i mają swoje sposoby. Głównym ich atutem jest sama Unia w tym sensie, że jej rozpad byłby niedobry, jeśli nie fatalny dla Polski i to rozumie równie dobrze Kaczyński, jak i Merkel. Oboje bowiem chcą zmienić, a nie unicestwić Unię. A Niemcy mogą wnieść największy wkład w powstrzymanie unijnej katastrofy. To jest wspólne zmartwienie obu rządów i w tym celu się spotykali, żeby wysondować atmosferę polityczną, zamiary i ewentualnie uzgodnić wspólne działania. Kaczyński zabrał na spotkanie zawodników wagi ciężkiej w dziedzinie politycznych relacji z Niemcami i Europą, czyli profesorów Zdzisława Krasnodębskiego oraz Ryszarda Legutko. To dowód, jak wielką wagę prezes PiS przykładał do rozmowy z Merkel.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Według informacji od uczestników spotkań z niemiecką kanclerz, temat ponownego wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej pojawił się w dyskusji „marginalnie”. Zapewne kanclerz od niechcenia zapytała polskich rozmówców, czy zamierzają poprzeć jej ulubionego Donalda, a Jarosław Kaczyński odparł zdawkowo, że chyba nie. I tyle. W Polsce trzeciorzędny temat wyboru Tuska fascynuje polityków typu Ryszarda Petru i to już starczy za cały komentarz. Tusk za sprawą ataku na amerykańskiego prezydenta i krytyki polskiego rządu, o którego poparcie powinien się przecież starać, stał się bowiem kimś na miarę właśnie Petru, czyli figurantem.
Inna rzecz, że ten brak zainteresowania Tuska wsparciem ze strony Polski dowodzi, iż to stanowisko jest fasadą, a on sam pluszakiem Angeli Merkel. Od dawien dawna zresztą wiadomo, że faktyczni liderzy Unii Europejskiej nie potrzebują osobowości na kluczowych urzędach wspólnoty, lecz posłusznych wykonawców swojej woli.
Zatem w obecnej sytuacji w Europie i na świecie, posada dla Tuska jest najmniejszym zmartwieniem Merkel. Znaczącym zmartwieniem natomiast może być dla niej zagadka, jak zareaguje Polska na ewentualną rozsypkę lub choćby tylko kruszenie się unijnych struktur Unii w kontekście polityki Stanów Zjednoczonych, gdyby te ostatnie zechciały np. zacieśnić relacje z Polską, aby wywrzeć nacisk na Niemcy? Bo dla prezydenta Donalda Trumpa to jest duża gratka w grze z Unią, a dla Polski kolejna szansa wybicia się na lepszą pozycję w kontekście bezpieczeństwa.
W lipcu we Wrocławiu ma się odbyć forum krajów tzw. Trójmorza (między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym), na które zaproszono prezydenta USA. Minister Szczerski z kancelarii prezydenta Dudy nie latał do Waszyngtonu, żeby podziwiać zachód słońca nad Potomakiem. Czy Trump zaszczyci forum swoją osobistą osobą, czy nie, będzie to wydarzenie jedną z form nacisku, która może być użyta zarówno przez Kaczyńskiego, jak i Trumpa.
Rzecz jasna, Niemcy też nie od macochy i mają swoje sposoby. Głównym ich atutem jest sama Unia w tym sensie, że jej rozpad byłby niedobry, jeśli nie fatalny dla Polski i to rozumie równie dobrze Kaczyński, jak i Merkel. Oboje bowiem chcą zmienić, a nie unicestwić Unię. A Niemcy mogą wnieść największy wkład w powstrzymanie unijnej katastrofy. To jest wspólne zmartwienie obu rządów i w tym celu się spotykali, żeby wysondować atmosferę polityczną, zamiary i ewentualnie uzgodnić wspólne działania. Kaczyński zabrał na spotkanie zawodników wagi ciężkiej w dziedzinie politycznych relacji z Niemcami i Europą, czyli profesorów Zdzisława Krasnodębskiego oraz Ryszarda Legutko. To dowód, jak wielką wagę prezes PiS przykładał do rozmowy z Merkel.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326868-wizyta-merkel-dobitnie-wykazala-ze-silniejszy-wplyw-na-unie-wywiera-kaczynski-z-warszawy-niz-tusk-z-brukseli
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.