Najgłębszy kryzys w historii Unii Europejskiej, zagrażający rozpadem wspólnoty zmobilizował dominujące w niej państwo - Republikę Federalną Niemiec do poszukiwania sojuszników w zabiegach o ratowanie status quo, nawet za cenę ustępstw, które do niedawna były nie do pomyślenia. W tym duchu, nazwanym przez czołowe media niemieckie pragmatyzmem i chłodną przyjaźnią przebiegała wizyta kanclerz Merkel w Warszawie i jej rozmowy z premier Szydło, prezydentem Dudą i prezesem Prawa i Sprawiedliwości, Jarosławem Kaczyńskim. I nie były to rozmowy europejskiej potęgi z klęczącymi przed nią na kolanach wschodnioeuropejskim wasalem, wręcz przeciwnie, rozmawiali jak równy z równym. Obu stronom zależy na zachowaniu jedności UE, mimo różnic w przedstawianiu i pojmowaniu istoty integracji, politycznej i gospodarczej. Czy wizyta kanclerz Niemiec przyniesie spodziewane przez nas rezultaty, okaże się na jesieni, po wyborach do Bundestagu, bo wówczas dowiemy się, czy zwycięży pragmatyzm CDU czy lewacka hucpa socjaldemokratycznego kandydata na kanclerza, Martina Schulza.
Angela Merkel chce utrzymać jedność Unii, bo bez Unii Niemcy przestaną być europejską potęgą gospodarczą opartą na eksporcie swoich produktów i masowych inwestycjach w krajach UE ale utracą też rolę „kompasu moralnego”, opartego na poprawności politycznej i tolerancji pod szyldem multikulti. Będą musiały same zmagać się z napływem imigrantów z krajów muzułmańskich i z rosnąc nieprzyjaźnią ze strony krajów członkowskich UE, nie tylko wschodnioeuropejskich ale również, zachowujących dotąd pozory przyjaźni partnerów z Europy zachodniej. Nie jest już bowiem tak, że wszystkie, gremialnie, godzą się na dyktaturę Brukseli, uprawianą pod presją Berlina. Zapraszając do Niemiec miliony muzułmanów kanclerz Niemiec popełniła błąd nie do naprawienia. Nie pomoże narzucenie cenzury na wpływowe niemieckie media w celu ukrycia prawdy o multikulturalnej rzeczywistości, w sytuacji, gdy policja, prokuratura i sądy nie są w stanie skutecznie walczyć z przestępczością przybyszów, ani próba zapanowania nad lękiem społeczeństwa niemieckiego przed rosnącą samowolą imigrantów.
Media niemieckie oceniając wizytę kanclerz Merkel w Warszawie wyjątkowo nie zaatakowały polskiego rządu i prezesa PiS - u, jak to mają na co dzień w zwyczaju. Dlaczego? Dlatego, że media te szanują rację stanu swego państwa i wiem z doświadczenia, że nigdy nie występują z krytyką swego rządu, czy swego prezydenta w kontekście wydarzeń międzynarodowych, więcej, biorą ich w obronę. I to nie tylko media publiczne, również takie, które nie podzielają poglądów polityka aktualnie pełniącego funkcję kanclerza, bo tego wymaga interes ich państwa. Komentarze na temat wizyty Merkel w Polsce pomieszczone na łamach lewicowej gazety „Süddeutsche Zeitung” jak i liberalnego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreślają zbieżność interesów RFN i Polski w kwestii utrzymania jedności UE i uznają ważną rolę naszego państwa w oddziaływaniu na politykę krajów członkowskich tzw. Nowej Europy, których jest, jak zauważyła Angela Merkel wraz z kandydującymi już 17, podkreślając jednocześnie, że jest przeciwko Europie różnych prędkości, co lansują niektórzy eurobiurokraci.
A nasze media tzw. głównego nurtu? Tematem wiodącym w tych mediach niemal przez całą wizytę Merkel w Warszawie była nagonka na Misiewicza, którą zastąpiła wieczorem wypowiedź kanclerz, że ważne są dla pluralistycznego społeczeństwa niezależny wymiar sprawiedliwości i niezależne media. I że kanclerz jest zadowolona, że Polska odpowie na pytania Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej. I tym będą nas męczyć te media przez najbliższe dni, a życie będzie toczyć się dalej, z nimi albo bez nich. Kanclerz musiała wygłosić to niezobowiązujące do niczego zdanie, bo do jej wyborców należy także niemiecki establishment, z mediami włącznie. A establishment niemiecki ma takie same poglądy jak establishment europejski, w tym polski. Jego największą troską jest utrzymanie rządu dusz poprawnych politycznie obywateli. Establishment tam rządzi, a w Polsce nie i na dodatek traci na znaczeniu tak dalece, że jego ideologiczne demonstracje ograniczają się do garstki, jeśli nie kilku osób w wieku po produkcyjnym. Na dodatek tracą na popularności media lewackie, a to dlatego,że polskie społeczeństwo jest pluralistyczne a media niezależne. Co cieszy kanclerz Merkel, nas również.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326708-jak-rowny-z-rownym-czy-wizyta-kanclerz-niemiec-przyniesie-spodziewane-przez-nas-rezultaty
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.