Termin „demokracja liberalna“ jeszcze do niedawna funkcjonował jako tak „oczywista oczywistość“, że nikomu nie przychodziło do głowy, by przeciwstawiać sobie dwa człony tego wyrażenia. Dziś jednak zdarza się to na świecie coraz częściej. Przywołajmy dwie osoby reprezentujące odmienne obozy światopoglądowe, które mówią o tym właśnie zderzeniu.
Z jednej strony premier Węgier Viktor Orbán głosi, że nadszedł czas, by porzucić liberalizm i zacząć budować demokrację nieliberalną. On sam jest tego najlepszym przykładem. Pod jego kierownictwem Fidesz był na początku partią liberalną, by potem ewoluować w stronę konserwatywno-narodową. Orbán uznał bowiem, że liberalizm prowadzi do dyktatu. W gospodarce jest to dyktat korporacji, a w kulturze – dyktat poprawności politycznej. Dlatego – jak mówi – postanowił bronić demokracji przed liberałami.
Z drugiej strony wizję takiego samego starcia rysuje czołowy politolog amerykański Fareed Zakaria, ważna postać zaplecza intelektualnego Partii Demokratycznej. Różnica polega jedynie odwróceniu znaków – dla niego to liberalizm jest zbawienny, a demokracja podejrzana. Dlaczego? Bo lud potrafi być nieobliczalny, łatwo może zostać uwiedziony przez populistów, którzy są w stanie uruchomić mroczne instynkty zbiorowe.
Pojawia się zatem zasadne pytanie: kto ma w takim razie sprawować władzę, kto powinien być suwerenem? Zgodnie z założeniami demokracji najwyższym suwerenem jest lud (gr. demos, łac. populus). Jeśli Zakaria odmawia jednak ludowi tego prawa, to co proponuje w zamian? Otóż wskazuje na rozstrzygającą rolę oświeconych elit liberalnych, które powinny korygować kierunek rozwoju państw. A więc oligarchia.
To samo, tylko innym językiem, mówi Orbán. On z kolei wzywa do walki ze współczesną oligarchią, której emanacjami są m.in. wielkie korporacje czy eurobiurokracja, poszerzające swą władzę i zagarniające coraz więcej kompetencji kosztem instytucji demokratycznych i kontroli obywatelskiej.
Na to nakłada się jeszcze jeden istotny podział, zwłaszcza na naszym kontynencie. Nigdzie w świecie nowożytnym ustrój demokratyczny nie rozwinął się poza państwami narodowymi. To one stwarzają ramy umożliwiające funkcjonowanie tego systemu. Próba budowania współczesnej ponadnarodowej władzy w Unii Europejskiej odbywa się więc nie tylko kosztem państw narodowych, lecz także demokratycznych zasad i reguł.
W tym kontekście warto więc spojrzeć na takie wydarzenia, jak np. triumf wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, Brexit czy zwycięstwo Donalda Trumpa, jak na wydarzenia wpisujące się w ten sam proces społeczny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326243-demokracja-kontra-liberalizm-czyli-walka-z-oligarchia-kto-ma-sprawowac-wladze-kto-powinien-byc-suwerenem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.